Sześć
tygodni minęło jak z bicza strzelił i pierwszy sezon ”Fear the Walking Dead”
został zakończony. Jakiś czas temu obiecałem, że napiszę kontynuację ”Nie tylko
komiks #22” w którym zająłem się jedynie pierwszym odcinkiem i dziś spełnię
swoją obietnicę. W rozwinięciu posta znajdziecie krótszą niż zwykle notkę, ale
sądzę że i tak warto zajrzeć.
Czy po
spin-offie regularnego serialu ”The Walking Dead” można było spodziewać
się dużo? Oczywiście że tak. Czy produkcja ta zrealizowała to czego od niej
oczekiwałem? Niekoniecznie. Ponownie przypomnę, iż swego czasu napisałem ”Top
5”, w którym wymieniłem co chciałbym, a czego nie chciałbym zobaczyć w
pierwszym sezonie tej produkcji i teraz właśnie ponownie je wymienię, ale już
wraz z podsumowaniem obecnego sezonu.
1.
Początki epidemii
Realizacja
zachcianek Krzycha: 50%
No cóż,
spin-off miał za zadanie pokazać wydarzenia z czasów, gdy na świecie zaczęli
pojawiać się pierwsi zainfekowani. I nie mogę zaprzeczyć, pierwsze trzy epizody
faktycznie mocno traktowały o tym i w mojej ocenie były tą mocniejszą stroną
całości ”Fear the Walking Dead”. Napięcie było stopniowane, zachowania
bohaterów uzasadnione sytuacją w której się znaleźli, a ponieważ nie znamy ich
z komiksów, praktycznie każdy mógł w dowolnej chwili umrzeć. Nawet nie macie
pojęcia jak bardzo byłem zawiedziony tym, że od czwartego epizodu nastąpił
szybki przeskok w czasie, a wszystkich najważniejszych bohaterów zamknięto w
bazie, a pojawiających się wszędzie żołnierzy od początku do końca
przedstawiano jako tych złych. Widok płotów, drutów kolczastych i wieżyczek
obserwacyjnych przypomniał mi od razu o komiksowym (i serialowym zresztą też)
więzieniu, a od tego momentu widok tego, co dzieje się za militarna bazą
ograniczono do absolutnego minimum. Szkoda, bo chociażby wątek osoby
wysyłającej sygnały świetlne mógł zostać poprowadzony zupełnie inaczej. Co
prawda druga połowa serii nadal stała na stosunkowo wysokim poziomie, to jednak
”Fear the Walking Dead” gdzieś zgubiło ten klimat i urok, którym
przykuło mnie przed mały ekran.
2.
Zapychacze
Realizacja
zachcianek Krzycha: 100%
Tu nie mam
prawa do niczego się przyczepić. Żaden z sześciu odcinków nie był w mojej
ocenie zbędny i całość zbudowała konsekwentnie prowadzoną, nawet jeśli nieco
nie po mojej myśli, historię. Oczywiście znalazło się miejsce dla rozwijania
charakterów postaci i tych nie do końca lubianych przez wszystkich wątków
psychologiczno-obyczajowych, ale wydaje mi się, że twórcy umiejętnie
zbilansowali to ze scenami, przy których nerwowo wierciłem się na krześle w
oczekiwaniu co czai się za rogiem. Tego oczekiwałem i to dostałem, więc ocena
idzie na Maksa.
3.
Aktorzy
Realizacja
zachcianek Krzycha: 80%
Tak, tak,
tak! Wyemitowane sześć epizodów ”Fear the Walking Dead” utwierdziło mnie
w przekonaniu, że ekipa aktorów zaangażowanych do tej produkcji o kilka
długości wyprzedza tych, którzy kręcą się po planie serialu-matki. 80% daję
dlatego, ponieważ bardzo nie podobał mi się Frank dolane, wcielający się w rolę
Nicka. Przez większość serialu był on bardzo nieprzekonywujący, a dodatkowo
wydawało się, że twórcy nie do końca wiedzą jak bardzo uzależnionego od
narkotyków chłopaka ma on zagrać. Z drugiej strony: Colman Domingo kreujący
postać tajemniczego Stranda. Swoją grą i bardzo widoczną charyzmą kupił mnie od
samego początku, bez wątpienia stając się wartością dodana końcówki sezonu.
Cała reszta obsady poradziła sobie dobrze, ale i tak wyróżniłbym jeszcze Kim
Dickens. Najważniejsze jest dla mnie to, że w obsadzie zabrakło tej
nienaturalnej wręcz sztuczności, z której słynie regularna produkcja ”The
Walking Dead”, a jedna ze scen ostatniego, szóstego odcinka zawierała w
sobie więcej dobrze zagranych i przekazanych widzowi uczuć, niż pokazano nam
przez pięć lat emisji serialu-matki.
4.
Zombie z plastiku
Realizacja
zachcianek Krzycha: 80%
”Fear
the Walking Dead” jest serialem, przy którym ekipa charakteryzatorów nie
musiała napracować się zbyt bardzo. Na szczęście udało się spełnić złożone wcześniej
obietnice i pokazano zombiaki na początku rozkładu: jeszcze stosunkowo twarde i
znacznie trudniejsze do ubicia, niż przy pomocy plastikowego widelca i dziurawego
trampka. Nie zabrakło niestety scen w których chciano pokazać za dużo, co w
efekcie wywlokło na światło dzienne używane rekwizyty. No i znów mieliśmy do
czynienia z trupami, których największym… po-życiowym celem było przytulanie
się z wszystkimi napotkanymi ludźmi. Jednocześnie i dla równowagi, trzeba
wspomnieć o walce głównych bohaterów z zombie w ostatnim epizodzie, która
została zrealizowana sprawnie, w mojej ocenie była dobrze wyreżyserowana i cały
czas trzymała w napięciu.
5. Skok
na kasę
Realizacja
zachcianek Krzycha: 95%
No i na
deser powiem krótko: robienie spin-offa zarabiającego krocie serialu to ZAWSZE
skok na kasę. Czasem jednak twórcy dadzą radę uargumentować istnienie danej
produkcji dobrą historią. W mojej ocenie, ”Fear the Walking Dead” do
takich właśnie należy. Oczywiste jest to, że nie dostalibyśmy tej produkcji,
gdyby Rick i spółka nie zdobyli serc milionów widzów. Ale po poświęceniu czasu
na te sześć epizodów nie mam poczucia, że straciłem czas. Tymczasem nierzadko
tak właśnie bywało przy oglądaniu serialu-matki. Liczę że dobra forma tej
produkcji zostanie utrzymana za rok. Tymczasem kończę na dziś wystawiając ocenę
4+/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz