Są takie
rzeczy w moim małym rozumku, których cały czas nie ogarniam. Na przykład cały
czas ciężko mi zrozumieć to, że doczekaliśmy się wreszcie pokolenia osób
czytających komiksy i jednocześnie nie znających wcale lub tylko odrobinę
zeszyty od TM-Semica. Zainspirowany jedną z niedawno przeprowadzonych rozmów
oraz lekturą kolejnych staroci z tego wydawnictwa, postanowiłem raz jeszcze
pograć nieco na Waszych sentymentach i cofnąć się w czasie do lat 90-tych. Do
czasów gdy część z Was chciała być Batmanem i walczyć z Banem, część
Spider-Manem zmagającym się z Venomem, a jeszcze inni woleliby należeć do
złotej lub niebieskiej formacji X-Men. Założę się jednak, że część z Was wtedy
miała takie marzenie jak ja: chcieliście być Arkiem :)
Tu
zdecydowanie warto wyprostować sytuację dla tej części z Was, która nie żyła w
czasach Semicowej euforii. Arek, czyli Arkadiusz Wróblewski, to osoba wielu
talentów, ale dla większości z pokolenia lat 90-tych był on przede wszystkim
człowiekiem prowadzącym na łamach poszczególnych serii tego wydawnictwa strony
klubowe. W czasach, gdy Internet raczkował i ludzie byli w stanie odręcznie
pisać długie listy, człowiek ten postanowił sobie stać się głównym źródłem
informacji o tak fascynujących nas komiksach z USA, a jednocześnie odpowiadał
za kontakt z czytelnikami, publikując ich listy i na nie odpowiadając. Brzmi to
może mało fascynująco, ale uwierzcie mi – jeśli powiecie na Arka złe słowo w
obecności fana TM-Semica, nawet nie zauważycie kiedy przeniesiecie się na
tamten świat.
Nigdy nie
kryłem się z tym, że moja fascynacja komiksami zaczęła się w 1994 roku od
jednego z numerów ”Spider-Mana”. Był to zarazem komiks, który zrozumiałem
dopiero po kilku latach, ponieważ był zbyt ciężki dla sześciolatka, jakim
wówczas byłem. Nie od razu także doceniałem znajdujące się w komiksach strony
klubowe, które nierzadko wypełnione były ścianami tekstu, których
najzwyczajniej w świecie czytać mi się nie chciało. Można więc powiedzieć, że
do Arka musiałem dojrzeć. Gdy jednak już do tego doszło, całkowicie oszalałem
na punkcie jego pracy. Mogę ją podzielić na trzy osobne aspekty, które pokrótce
omówię.
Po
pierwsze: nowinki z USA i nie tylko. W komiksach TM-Semicu nierzadko można było
doszukać się nawet 5-6 stron klubowych. Uwierzcie mi, to naprawdę sporo.
Zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę ilość wówczas wydawanych pozycji i to, że
wszystkie listy trzeba było przepisywać, okaże się iż Arek miał ręce pełne
roboty. Jednakże najczęściej zaczynało się od tej jednej strony, na której
informował on o najciekawszych wydarzeniach dotyczących poszczególnych
bohaterów. Przykład tego typu felietoniku/artykułu widzicie powyżej. To właśnie
tutaj mogliśmy dowiedzieć się chociażby o tych historiach, które doprowadziły
do określonych wydarzeń, a nie zostały wydane w Polsce. Wszystko pisane
językiem łatwym i przystępnym, a jednocześnie w jakiś niesłychanie magiczny
sposób sprawiający, że człowiek chciał mieć te wszystkie komiksy, o których
Arek pisał. Pozycje z logo TM-Semic były chyba jedynymi na naszym rynku, które
potrafiły sprawić że czytelnik chciał więcej nie tylko dzięki samym komiksom,
ale również stworzonej przez Arka otoczki wokół nich.
Po drugie:
szczery kontakt z czytelnikiem. Czyli to, co zawsze najbardziej podobało mi się
w czasach Semica, a czego próżno szukać obecnie gdziekolwiek. Wszędzie gdzie
spojrzycie, zostaniecie zasypani informacjami sugerującymi, że wszystko jest
super i nic złego się nie dzieje, błędów nikt nigdy nie popełniał, a wszystko
spływa mlekiem i miodem. Arek nigdy nie szedł tą drogą. Jeśli TM-Semic dał z
czymś ciała, wytłumaczenia i nierzadko przeprosiny mogliśmy znaleźć na stronach
klubowych. Sądzicie że drukowane były tylko listy stanowiące pochwalne pieśni?
Nic z tych rzeczy. Bardzo często redakcja umieszczała teksty zwyczajnie
miażdżące TM-Semic, czasem całkiem słusznie, ale nie zawsze. Niestety nie
posiadam już w swoich zasobach jednego numeru hybrydy o nazwie
”Batman/Superman”, w którym umieszczono listy wylewające pomyje na wydawnictwo
za publikację ”Machin” Teda McKeevera. Wspominam go akurat, ponieważ tutaj
czarno na białym widać było emocje przemawiające przez Arka, który kulturalnie
ale zdecydowanie wyraził swój żal, iż polski czytelnik nie dorósł jeszcze do ambitniejszego
komiksu. Zresztą o tym też warto wspomnieć. Lektura stron klubowych bardzo
często dawała jasne wyobrażenie tego, w jakim humorze był Arek gdy je tworzył.
To nigdy nie była beznamiętna kupa tekstu: emocje wylewały się i z listów i z
odpowiedzi na nie. Jest to kolejna rzecz, do której już chyba nikt nigdy się
nie zbliży w naszym komiksowie.
Swoją drogą jeśli dokładnie przeszukacie swoje Semici, możecie wśród listów czytelników znaleźć kilka bardzo znajomo brzmiących nazwisk :)
I po
trzecie wreszcie: papierowy Internet. Forma wyglądu stron klubowych z czasem
ewoluowała. Mając na uwadze to, że cały czas piszę o czasach, gdy Internetu nie
było wcale lub był dostępny tylko dla ”elit” (swoją drogą, TM-Semic do samego
swojego upadku w 2003 roku nie miał nigdy strony www). I tak też w końcu Arek
zdecydował, że będzie umieszczać od czasu do czasu bloczki z krótkimi
zapowiedziami ciekawszych komiksów ukazujących się wówczas w USA. To właśnie
tam mogliśmy dowiedzieliśmy się chociażby, że swoją solową serię miał Ka-Zar i
co w niej się działo, a także co pod koniec ubiegłego wieku wydawało Vertigo. Młodzian
jakim wówczas byłem, dowiadywał się ile dobra go omija i coraz mocniej chciał
mieć je wszystkie. Cholera, zostało to do dziś :)
Niestety
wraz z coraz niższym zainteresowaniem komiksami TM-Semica, strony klubowe
najpierw traciły na objętości, zaś z czasem pojawiały się bardzo sporadycznie.
Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że (tu nie jestem pewien, poprawcie
mnie jeśli się mylę) ostatni tekst Arka jaki pojawił się w komiksie od wtedy
już Fun Media, opowiadał o sporych i ambitnych planach przywrócenia komiksu
superbohaterskiego do kiosku z których niestety nic nie wyszło, ponieważ
wydawnictwo zakończyło działalność kilka tygodni później.
Tu warto
jeszcze wspomnieć o serii ”Dobry Komiks” z wydawnictwa Axel Springer, które w
swoim krótkim żywocie postanowiło bardzo mocno naśladować styl TM-Semica i na
krótko pojawiły się tak także coś na kształt stron klubowych. Do dziś doceniam
pomysłową nazwę (DK.log), lecz niestety była to już jedynie marna imitacja
Arka. Wszystko zmieścić musiało się na jednej stronie, dlatego też wstęp, newsy
oraz maile i odpowiedzi były krótkie i zdawkowe, a dopóki szefowie linii
komiksowej nie wiedzieli, że ich eksperyment nie wypali, próżno było szukać tam
czegoś innego od pochwał. Jeśli pamięć mnie nie zawodzi, swego czasu Mandragora
także planowała stworzyć strony klubowe. Było to na krótko przed tym, jak
wydawnictwo upadło.
Świetny
kontakt z czytelnikami mają ludzie prowadzący linię ”Star Wars Komiks” z
Egmontu. Tam aż prosi się o strony klubowe w komiksach, lecz chyba nic z tego
nie będzie. Pozostaje Wam bardzo żywy i aktywny fan-page na Facebooku.
Arka chyba
już nikt zastąpi. Ale nam, starym dupom (a nie mam jeszcze trzydziestki),
pozostaje ten nieśmiertelny sentyment. O TM-Semicu warto wspominać i chyba
jeszcze niejednokrotnie ta nazwa przewinie się na tym blogu.
Co prawda nie jestem z pokolenia Semika, ale komiksy z USA zawsze zbierałem w zeszytach, właśnie ze względu na strony klubowe. Ileż to się można było dowiedzieć z listów do redakcji! A jeśli rubrykę prowadził autor komiksu, to już w ogóle była rewelka. Potem na jakąś dekadę (albo więcej) listy zniknęły, ale ostatnio znów wracają, chociaż to już nie są takie emocje jak kiedyś. Teraz do dyskusji służy internet, a listy są raczej od kadzenia autorom.
OdpowiedzUsuń