Długi czas zastanawiałem się nad tym, co umieścić w
najnowszej odsłonie tej rubryki. Niedawna wieść o śmierci Darwyna Cooke’a mocno
mnie zasmuciła, dlatego też uznałem, że dobrze byłoby sięgnąć po coś, co
poprawi mój humor. Logicznym wyjściem więc stało się opisanie pierwszego i
zarazem jedynego numeru ”Darker Image”, które miało szansę stać się
naprawdę dobrą antologią, gdyby nie Rob Liefeld i jego bezceremonialna zrzynka.
Mówię Wam, od razu człowiekowi humor się poprawia, gdy widzi się ten pokaz
nieudolności ;)
Sam pomysł na tę czteroczęściową miniserię nie był wcale
taki zły. Otóż to na jej łamach poszczególni twórcy mieli albo prezentować
tutaj mroczniejsze i bardziej dojrzałe twarze znanych już postaci, albo też
prezentować nowe i reagować na ich przyjęcie. Jak to często miało miejsce w
początkowych latach działalności Image Comics, coś nie zagrało, ktoś się nie
wyrobił i był to oczywiście Jim Lee, pojawiły się pewne różnice zdań i
ostatecznie w dużych bólach udało się opublikować tylko jeden z czterech
zapowiadanych numerów ”Darker Image”. Ten zawierał trzy krótkie historie
z postaciami, które widoczne są na powyższej okładce. Są to The Maxx (środek),
Deathblow (z lewej) oraz Bloodwulf (z prawej). O dwóch pierwszych napiszę
ciągiem, zaś dziełu Roba Liefelda oczywiście poświęcę osobny akapit ;)
Sam Kieth oraz Jim Lee przedstawili czytelnikom całkiem
niezłe historie. Zwłaszcza ten pierwszy stworzył bardzo interesujący szort,
znakomicie dopełniający mitologię stworzonej przez niego postaci. Niestety nie
jestem w stanie powiedzieć, czy jest on obecny we wznowieniach cyklu ”The
Maxx” z wydawnictwa IDW, ale sadzę, że historię tę powinien poznać każdy
fan stworzonej przez Sama Kietha postaci. Nie jest ona jakoś szczególnie ważna
dla głównego ciągu fabularnego, ale w bardzo przyjemny sposób rozwija głównego
bohatera. Co dla mnie nawet ważniejsze, jest także świetnie narysowana. Artysta
przyłożył się do postawionego przed nim zadania, czego dowód możecie znaleźć na
powyższym zdjęciu. Pod tym samym względem nie można niczego zarzucić Jimowi
Lee. Jego ”Deathblow” był bardzo pozytywnym ewenementem w studiu
WildStorm (zwłaszcza numery rysowane przez niezawodnego Tima Sale’a) i ten
bardzo przyjemny klimat został także uchwycony w zaprezentowanym na łamach ”Darker
Image” szorcie. Scenariuszowo jest całkiem przyzwoicie, rysunkowo – jak już
wspomniałem – jest to Jim Lee, któremu jeszcze się chciało. Jedyny, ale za to
całkiem poważny minus stanowi fakt, że historia z udziałem Michaela Clay’a
miała ciągnąć się przez wszystkie cztery numery antologii. Jako że ukazał się
tylko jeden, z łatwością możecie domyślić się co może to oznaczać.
No i jest jeszcze Bloodwulf... Za każdym razem gdy sięgam po
jedyny opublikowany numer ”Darker Image”, jestem niezmiernie zdziwiony,
że coś takiego poszło do publikacji. I nie mówię tu poziomie rysunków Waszego i
mojego ulubieńca, lecz o warstwę... hm... nazwijmy to ”fabularną”. Otóż
Bloodwulf to postać, która już na pierwszy rzut oka przypomina wyglądem klasycznego
Lobo i jest... galaktycznym łowcą nagród podróżującym na kosmicznym motorze. Kuuuuurde,
ciekawe skąd Liefeld czerpał inspiracje? Różnica jest tylko taka, że wspomniany
motor, to także, a jakże by inaczej, wielki karabin :D Jakby tego było mało, na
łamach zaprezentowanej historyjki, Bloodwulf mija się w pewnym momencie na
korytarzu ze wspomnianym Lobo, a gdy już rozpętuje on wielką rozpierduchę,
jeden z jego przeciwników wygląda kropka w kropkę jak Cable z Marvela. To akurat
możecie zobaczyć na poniższym zdjęciu w lewym, górnym rogu.
Tanich ”inspiracji” jest tu widocznych zresztą więcej. Niektóre
rysunki mają w sobie elementy bardzo typowe dla prac Keitha Giffena z lat
90-tych, a część scen to już totalnie bezczelna zrzynka ze znanego także w Polsce
komiksu ”Lobo: Dzieciobójstwo”, który w USA ukazał się rok przed premierą ”Darker
Image”. Wydaje mi się także, że Liefeld najpierw na poszczególnych
planszach narysował kadry, a dopiero później połapał się, że niektóre rzeczy
się na nich nie zmieszczą. Dlatego też postacie podczas chodzenia zginają kolana do dziewięćdziesięciu stopni, wspomniany wcześniej motor co moment
zmienia swoje rozmiary, a także ilość posiadanych dysz wylotowych, ale kto by
się tam przejmował takimi pierdołami? ;) Na pewno nie miszcz Rob.
Na deserem dodam, że Bloodwulf doczekał się własnej
miniserii, a także całej masy występów gościnnych. Ostatnio mogliście mieć
okazje zobaczyć go w nowej serii ”Bloodstrike”, która po szumnych
zapowiedziach zdechła na drugim numerze i chyba nikt za nią w chwili obecnej
już nie tęskni, prawda?
I tak właśnie burzy się cała dobra opinię, jaką można mieć o
”Darker Image”. Gdyby nie popisówka założyciela Extreme Studios,
polegająca na delikatnym przerobieniu postaci Lobo, nadaniu jej nowego imienia
i osadzeniu w totalnie kretyńskiej historii, oceniłbym ten zeszyt całkiem
wysoko. No niestety, nie mogę tego zrobić. Ale zadanie zostało wykonane i mój
nieco kiepski humor został poprawiony w parę chwil. Dzięki miszczu Liefeld!
2+/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz