wtorek, 31 maja 2016

Nie tylko komiks #29

<Tu miał znaleźć się wstęp do tekstu o pierwszym odcinku ”Outcast: Opetanie”, ale ze względu na to, jak bardzo chciałbym coś pohejtować, a nic autorstwa Roba Liefelda nie wpadło mi ostatnio w ręce, dzisiejsza odsłona ”Nie tylko komiks” całkowicie zmieniła swoje pierwotne oblicze>

Aha, są spoilery :)

Gdy stacja AMC ogłaszała rozpoczęcie pracy nad spin-offem najpopularniejszego serialu w historii stacji, jakim bardzo szybko okazało się oczywiście ”The Walking Dead”, byłem bardzo zadowolony. Co więcej, gdy obiecano nam skupić się na samym początku epidemii zombie, jednocześnie podkreślając, że nic się nie zmieniło i ta nigdy nie zostanie wyjaśniona, właściwie można było uznać mnie z miejsca za fana serialu. I jak być może pamiętacie z jednej z poprzednich odsłon tej rubryki, pierwszemu sezonowi wystawiłem dość wysoką ocenę.

Sam serial okazał się sukcesem może nie kalibru swojego starszego brata, ale i tak momentalnie wdrapał się na drugie miejsce wśród najwyżej ratingowanych produkcji stacji AMC. Drugi sezon zamówiono jeszcze przed premierą pierwszego, a aktorzy na plan wskoczyli bardzo szybko. Od momentu zakończenia premierowej serii do czasu rozpoczęcia emisji aktualnej, upłynęło niemal dokładnie pół roku. Wydawać by się mogło, że to naprawdę sporo czasu, by twórcy mieli okazję się popisać, a jednak po obejrzeniu pierwszych siedmiu epizodów drugiego sezonu ”Fear the Walking Dead”, czuję się jakbym dostał w nos czymś naprawdę... miałkim.

Dlaczego tak uważam? Otóż po pierwszym sezonie, gdzie naprawdę mocno było widać odmienne podejście do tematu, chociaż odrobinę zbyt szybko przeprowadzone, obecnie emitowany sezon nie różni się już absolutnie niczym od serialu-matki. Owszem, nadal jesteśmy na początkowych etapach epidemii zombie, ale świadczą o tym właściwie już tylko teksty poszczególnych bohaterów. Cała reszta, to praktycznie powtórka z początkowych sezonów ”The Walking Dead”, tyle tylko że bez Ricka, Daryla, Glenna czy Maggie. Nie ma się przy tym co oszukiwać, że największy hit stacji AMC potrafi świetnie budować postacie. Niektóre postacie (tak, Rick, patrzę na Ciebie), pomimo sześciu lat obecności na ekranach nadal nie doczekały się jakiegoś dobrego podbudowania. Wyobraźcie sobie teraz, że otrzymujecie coś, co swoim poziomem stanowi mniej więcej to samo, co w... czwarty sezon ”The Walking Dead” (ani złe, ani dobre, tylko nijakie), tylko z jeszcze gorzej pisanymi postaciami. Serio, to co twórcy zaczęli wyprawiać z poszczególnymi bohaterami, bardzo szybko zaczęło przyprawiać o ból głowy. Nudny jak flaki z olejem Travis, niezamierzenie przezabawny Chris, Alicia, na którą konsekwentnie nie ma żadnego dobrego pomysłu i moja wisienka na torcie – Daniel, który w ciągu trzech ostatnich spośród wyemitowanych epizodów przeszedł tak bezsensowną i masakrycznie źle pokazaną metamorfozę, że przebił nawet mojego murowanego kandydata do poraźki sezonu, a więc Zooma z drugiego sezonu ”The Flash”.
Tyle tylko, że postacie to jedno, a historia dziejąca się wokół nich to drugie. Dwa jasne punkty obsady – Kim Dickens i Colman Domingo, mogły dwoić się i troić, tylko co z tego, skoro ich wysiłki partolone są źle i po łebkach prowadzoną fabułą. ”The Walking Dead” bardzo często oskarżane jest, momentami zresztą słusznie, o ślimacze tempo prowadzenia wątków. Dotychczas wyemitowane odcinki ”Fear the Walking Dead” mają dokładnie odwrotny problem. Historia skacze sobie od punktu do punktu, wiele wątków traktowanych jest strasznie po łebkach, a całość jak dotąd nie ma żadnej spinającej jej klamry. Serio, tu nie ma żadnego wątku głównego. Gdy myśleliśmy, że przez większość sezonu bohaterowie będą mierzyć się z ekipą rabującą statki – bach, dwa odcinki i po wszystkim. Gdy sądziliśmy, iż zakotwiczą w Meksykańskiej wiosce na dłużej, ta poszła z dymem po półtorej epizodu. Koniec końców doszło do takiej sytuacji, w której półfinałowy cliffhanger nie mówi nam kompletnie nic, przez co trudno wykrzesać z siebie jakąkolwiek chęć powrotu do oglądania serialu po obecnej przerwie (high five, team Arrow).

I właśnie z tym problemem obecnie się mierzę. Nie za bardzo wiem, po co miałbym wracać do oglądania tego serialu, po siedmiu tak bezbarwnych odcinkach. To chyba najlepsze podsumowanie dotychczasowego poziomu drugiej serii ”Fear the Walking Dead”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz