<Tu miał znaleźć się wstęp do tekstu o pierwszym odcinku
”Outcast: Opetanie”, ale ze względu na to, jak bardzo chciałbym coś
pohejtować, a nic autorstwa Roba Liefelda nie wpadło mi ostatnio w ręce,
dzisiejsza odsłona ”Nie tylko komiks” całkowicie zmieniła swoje pierwotne
oblicze>
Aha, są spoilery :)
Gdy stacja AMC ogłaszała rozpoczęcie pracy nad spin-offem
najpopularniejszego serialu w historii stacji, jakim bardzo szybko okazało się
oczywiście ”The Walking Dead”, byłem bardzo zadowolony. Co więcej, gdy obiecano
nam skupić się na samym początku epidemii zombie, jednocześnie podkreślając, że
nic się nie zmieniło i ta nigdy nie zostanie wyjaśniona, właściwie można było
uznać mnie z miejsca za fana serialu. I jak być może pamiętacie z jednej z
poprzednich odsłon tej rubryki, pierwszemu sezonowi wystawiłem dość wysoką
ocenę.
Sam serial okazał się sukcesem może nie kalibru swojego
starszego brata, ale i tak momentalnie wdrapał się na drugie miejsce wśród
najwyżej ratingowanych produkcji stacji AMC. Drugi sezon zamówiono jeszcze
przed premierą pierwszego, a aktorzy na plan wskoczyli bardzo szybko. Od
momentu zakończenia premierowej serii do czasu rozpoczęcia emisji aktualnej,
upłynęło niemal dokładnie pół roku. Wydawać by się mogło, że to naprawdę sporo
czasu, by twórcy mieli okazję się popisać, a jednak po obejrzeniu pierwszych
siedmiu epizodów drugiego sezonu ”Fear the Walking Dead”, czuję się
jakbym dostał w nos czymś naprawdę... miałkim.
Dlaczego tak uważam? Otóż po pierwszym sezonie, gdzie
naprawdę mocno było widać odmienne podejście do tematu, chociaż odrobinę zbyt
szybko przeprowadzone, obecnie emitowany sezon nie różni się już absolutnie
niczym od serialu-matki. Owszem, nadal jesteśmy na początkowych etapach
epidemii zombie, ale świadczą o tym właściwie już tylko teksty poszczególnych
bohaterów. Cała reszta, to praktycznie powtórka z początkowych sezonów ”The
Walking Dead”, tyle tylko że bez Ricka, Daryla, Glenna czy Maggie. Nie ma
się przy tym co oszukiwać, że największy hit stacji AMC potrafi świetnie
budować postacie. Niektóre postacie (tak, Rick, patrzę na Ciebie), pomimo
sześciu lat obecności na ekranach nadal nie doczekały się jakiegoś dobrego
podbudowania. Wyobraźcie sobie teraz, że otrzymujecie coś, co swoim poziomem
stanowi mniej więcej to samo, co w... czwarty sezon ”The Walking Dead”
(ani złe, ani dobre, tylko nijakie), tylko z jeszcze gorzej pisanymi
postaciami. Serio, to co twórcy zaczęli wyprawiać z poszczególnymi bohaterami,
bardzo szybko zaczęło przyprawiać o ból głowy. Nudny jak flaki z olejem Travis,
niezamierzenie przezabawny Chris, Alicia, na którą konsekwentnie nie ma żadnego
dobrego pomysłu i moja wisienka na torcie – Daniel, który w ciągu trzech
ostatnich spośród wyemitowanych epizodów przeszedł tak bezsensowną i
masakrycznie źle pokazaną metamorfozę, że przebił nawet mojego murowanego
kandydata do poraźki sezonu, a więc Zooma z drugiego sezonu ”The Flash”.
Tyle tylko, że postacie to jedno, a historia dziejąca się
wokół nich to drugie. Dwa jasne punkty obsady – Kim Dickens i Colman Domingo,
mogły dwoić się i troić, tylko co z tego, skoro ich wysiłki partolone są źle i
po łebkach prowadzoną fabułą. ”The Walking Dead” bardzo często oskarżane
jest, momentami zresztą słusznie, o ślimacze tempo prowadzenia wątków.
Dotychczas wyemitowane odcinki ”Fear the Walking Dead” mają dokładnie
odwrotny problem. Historia skacze sobie od punktu do punktu, wiele wątków
traktowanych jest strasznie po łebkach, a całość jak dotąd nie ma żadnej
spinającej jej klamry. Serio, tu nie ma żadnego wątku głównego. Gdy myśleliśmy,
że przez większość sezonu bohaterowie będą mierzyć się z ekipą rabującą statki
– bach, dwa odcinki i po wszystkim. Gdy sądziliśmy, iż zakotwiczą w
Meksykańskiej wiosce na dłużej, ta poszła z dymem po półtorej epizodu. Koniec
końców doszło do takiej sytuacji, w której półfinałowy cliffhanger nie mówi nam
kompletnie nic, przez co trudno wykrzesać z siebie jakąkolwiek chęć powrotu do
oglądania serialu po obecnej przerwie (high five, team Arrow).
I właśnie z tym problemem obecnie się mierzę. Nie za bardzo
wiem, po co miałbym wracać do oglądania tego serialu, po siedmiu tak
bezbarwnych odcinkach. To chyba najlepsze podsumowanie dotychczasowego poziomu
drugiej serii ”Fear the Walking Dead”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz