I znowu witamy na łamach bloga wszędobylskiego Marka Millara, zachwalającego co się da i jak się da. Tym razem w kilkunastu krótkich zdaniach wspomina on o miniserii "Jupiter's Circle", która kilka dni temu zawitała na sklepowe półki. Jako że zapewne wiecie, iż wszystkie słowa tego twórcy traktuję z ogromnym przymrużeniem oka, także i tym razem nie daruję sobie okazji wbicia w niego kilku szpilek.
Już na samym wstępie pada dość zabawne stwierdzenie, gdy Millar przyznaje się iż do napisania scenariusza "Jupiter's Legacy" - całkiem przyzwoitej, ale jednak jedynie kolejnej superbohaterskiej nawalanki - przygotowywał się dwa lata. Wypadałoby jeszcze zadać pytanie jak długo przygotowywał się odpowiedzialny za ogromne opóźnienia Frank Quitely? :P
Tymczasem Mark Millar nic sobie nie robił z kolejnych zmian terminów wydania zeszytów i dziś uważa nawet, że dobrze się stało iż takie były. Dlaczego? Otóż dzięki temu mógł on zagłębić się w stworzonych przez siebie bohaterów i dostrzec w nich znacznie więcej potencjału niż sądził. Dzięki temu postanowił stworzyć prequel "Jupiter's Circle".
Komiks ten opowiada o losach grupy superbohaterów, którzy w oryginalnej miniserii pojawiają się już jako starsi ludzie. Scenarzysta chce historią ta oddać swój hołd dla lubianego przez niego czasu w komiksach, który nazywa się "silver age", oczywiście w swoim wykonaniu. "Jupiter's Circle" ma poruszyć odwieczny problem z komiksami, a więc na przykład dlaczego herosi nie powstrzymują głodu czy chorób? Miniseria opowiedzieć ma między innymi o tym, co mogłoby się stać, gdyby nadludzie faktycznie zajęli się takimi problemami i coś poszłoby nie tak.
Na łamach "Jupiter's Circle" pojawi się sporo postaci z oryginalnej historii, lecz scenarzysta każe zwracać baczna uwagę na tych, których tam nie było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz