”Copperhead”
utkwiło mi w pamięci już w momencie pierwszych zapowiedzi, gdy w role
polecającego tę serię wcielił się sam Brian K. Vaughan. Następnie w moje łapska
trafił pierwszy zeszyt, który spowodował, że po drugi już nie sięgnąłem... i
jakiś czas później całkowicie w ciemno zamówiłem wydanie zbiorcze. Jako że
miałem okazję przeprowadzić krótkie ale wydaje mi się że całkiem fajne wywiady
z oboma twórcami, moje oczekiwanie było oraz bardziej niecierpliwe. No i końcu
dostałem w swoje łapska pierwszego trejda i najwyższa pora napisać, czy ten
mocno napompowany przeze mnie balon przypadkiem nie wybuchł mi w twarz.
Clara
Bronson to twarda kobieta po przejściach. W poszukiwaniu nowego początku
przeprowadza się wraz z synem na inną planetę, do miasteczka górniczego o
nazwie Copperhead. Tam zostaje nowym szeryfem i już pierwszego dnia przekonuje
się, że ”spokój” nie jest słowem, którego często przyjdzie jej używać. Clara
nie tylko musi poradzić sobie ze swoim niezbyt przyjaznym zastępcą i niesfornym
synem, ale przede wszystkim z tajemniczą sprawą masakry dokonanej na rodzinie
przedstawicieli jednej z licznych obcych ras.
Komiksowa
twórczość Jay’a Faerbera jest mi już znana od dłuższego czasu. Scenarzysta ten
znany jest z tego, że właściwie bardzo rzadko publikuje coś poza Image Comics,
a pomimo tego w jego dorobku znajduje się kilka pozycji, które przebiły się do
bardziej mainstreamowej świadomości. Obawiam się, że ”Copperhead” może
nie zaliczyć się do tego grona, lecz wcale nie oznacza to, że mamy do czynienia
z komiksem słabym. Jestem wręcz bardo daleki od takiego stwierdzenia. Historia
zaprezentowana czytelnikom w pierwszym wydaniu zbiorczym cyklu nie należy do
najbardziej lubianego gatunku superhero, nie jest także tak niesamowicie
rozpisaną fabułą jak ”Saga” zachwalającego dzisiaj recenzowany komiks
Briana Vaughana. ”Copperhead” nie jest więc tytułem, który zachwyci
typowego zjadacza superbohaterskiej papki spod znaku Marvela i DC, lecz dla
mnie stanowi jeden z podręcznikowych przykładów komiksu, który powinien być
wciskany właśnie takim czytelnikom do rąk.
Tak
naprawdę trudno będzie mi dziś przestać zachwalać pierwszy tom ”Copperhead”.
Niemal każdy aspekt fabuły komiksu oceniam dobrze lub bardzo dobrze. Jay
Faerber stworzył może niezbyt oryginalną fabułę, ale za to wszystkie znane nam
doskonale schematy wykorzystał tak, że lektura okazuje się bardzo przyjemna.
Już na samym wstępie bardzo pozytywnie wyróżnia się Clara Bronson – główna
bohaterka komiksu. Kobieta jawi się nam jako twardzielka doświadczona przez
los, która nie boi się podejmować ogromnego ryzyka. Jednocześnie jest kochającą
matką, która dla własnego dziecka zrobi wszystko. Brzmi to jakkolwiek
oryginalnie? Wątpię, takich postaci w komiksach pojawiło się już wiele, lecz pani
szeryf na ich tle wyróżnia się niebagatelną inteligencją i spora odwagą.
Wystarczy lektura kilkunastu stron pierwszego tomu ”Copperhead”, by
czytelnik nabrał do niej należytego szacunku. Z czasem jednak doszło do mnie,
że chociaż Clara bardzo szybko nie pozostaje obojętna odbiorcy, to jednak o
wyjątkowości komiksu w głównej mierze stanowi co innego.
Tym czymś
jest samo tytułowe miasteczko i jego mieszkańcy. Scenarzysta ponownie nawet nie
kryje się z tym, że nie planował wspiąć się na wyżyny oryginalności. Postawił
jednak nie rozwiązania nietypowe i jako jeden z niewielu zwrócił uwagę na
problem... segregacji rasowej. Tak, tak, ”Copperhead” w sprytny sposób
przedstawia czytelnikowi świat, w którym istnieją równi i równiejsi, a
przedstawiciele niektórych ras nie mogą liczyć na świetlaną przyszłość. Sama
pani szeryf kilkukrotnie pokazuje, że nie ufa nikomu, a niektórym rasom już w
szczególności i chociaż wątki te nawet przez moment nie wysuwają się na
pierwszy plan, stanowią ciekawe urozmaicenie.
Kolejnym wyraźnym
plusem komiksu jest sprawnie przeprowadzona główna intryga. Część z Was z
pewnością ucieszy fakt, że pierwszy tom ”Copperhead” stanowi w miarę
zamkniętą historię, która właściwie nawet przez moment się nie dłuży, a
jednocześnie daje pełen przekrój tego, czego możemy spodziewać się po serii.
Jest to bardzo fajnym aspektem, ponieważ jeśli z jakiegoś powodu komiks ten nie
przypadnie Wam do gustu, możecie spokojnie zrezygnować z dalszych odsłon, gdyż
nie zostaniecie w połowie niedokończonej historii. Tyle tylko, że trudno mi znaleźć
powód do tego, by z tak sprawnie poprowadzonego tytułu przedwcześnie
rezygnować.
Rysownikiem
”Copperhead” jest Scott Godlewski – artysta wcześniej zupełnie mi
nieznany. Szybko zdobył moja sympatię łagodną, lecz zarazem wyrazistą kreską. Przyczepić
można się do tego, że rysownik ten zbyt często pomija tło, lecz z drugiej
strony trudno nie docenić świetnych okładek poszczególnych zeszytów czy duża
dbałość o to, co umieszczone jest pierwszym planie. Godlewski bardzo dobrze odnalazł
się w realiach świata przedstawionego na łamach komiksu, a warto wspomnieć
jeszcze o bardzo dużej pomysłowości, jaką wykazał się artysta ten podczas
projektowania wyglądu poszczególnych raz. Spore wrażenie robi zwłaszcza
zastępca Clary Bronson, a więc będący słusznych rozmiarów Boo.
Co prawda
pierwszy tom ”Copperhead” kosztuje zaledwie 10 dolarów, twórcy dorzucili
do komiksu kilka stron dodatków. Wśród nich znaleźć można szkic postaci pani
szeryf czy ogólny skrypt jednego z zeszytów składających się na wydanie
zbiorcze. Najciekawsze jednak są maile wymieniane przez twórców z których można
wyciągnąć kilka interesujących informacji. Całość jest wydana dość solidnie i komiks
z pewnością warty jest wydanych na niego pieniędzy.
”Copperhead”
nie oferuje czytelnikowi fabuły niezwykle oryginalnej. Twórcy jednak tak dobrze
manewrują dobrze nam znanymi schematami, że ostatecznie komiks szybko staje się
lekturą wciągającą oraz godną polecenia. Jeśli więc szukacie solidnego i
odprężającego komiksu, który jednak nie wywróci Waszego świata do góry nogami,
nie zastanawiajcie się długo. Za jedyne dziesięć dolarów ze świecą szukać pozycji,
która sprawdzi się lepiej. Moja ocena to 4+/6
"Copperhead vol. 1" do nabycia w ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz