wtorek, 7 kwietnia 2015

Żywe Trupy #20: Wojna Totalna część pierwsza (Robert Kirkman/Charlie Adlard)

Komiks oryginalnie opublikowano jako "The Walking Dead vol. 20: All Out War". Recenzja jest oparta na wydaniu Taurus Media.

Broń zdobyta, naboje wyprodukowane, czas na ostateczne starcie. Połączone siły trzech osad wypełnionych ocalałymi z apokalipsy zombie ludźmi postanawia pozbyć się ciemiężącego ich wszystkich Negana. Rozpoczyna się regularna wojna, która pochłonie mnóstwo żyć. Pytanie tylko czy tak duża bomba, na jaką wyrosła pierwsza część historii ”Wojna totalna”, nie okaże się ostatecznie ogromnym niewypałem? W tej wyjątkowo niedługiej recenzji postaram się chociaż częściowo odpowiedzieć na to pytanie.

Dwudziesty tom trupiej epopei przynosi nam początek tego, na co zanosiło się od dłuższego czasu. Zjednoczeni pod przywództwem Ricka mieszkańcy osad chcą zakończyć działalność Negana, czemu właściwie nie można się dziwić. Robert Kirkman długi czas przed rozpoczęciem ”Wojny totalnej” umiejętnie podgrzewał atmosferę, dzięki czemu także i ja tuż przed pierwszą lekturą tego tomu miałem wielkie oczekiwania. Gdy już przeczytałem zawartą w nim historię, w mojej głowie kręciło się właściwie jedno słowo. Było nim ”zawód”. Na szczęście nauczyłem się nie pisać recenzji pod wpływem chwili i zawsze staram się przeczytać daną pozycję jeszcze co najmniej raz. I ten drugi raz dość radykalnie odmienił moją opinię, bo chociaż nadal uważam dwudziesty tom ”Żywych Trupów” za komiks w porywach średni, to jednak wolelibyście nie wiedzieć co sądziłem o nim wcześniej.

Zacznę może od plusów. ”Wojna totalna” przede wszystkim ma sens. Przez cały tom mamy do czynienia ze zwartą, chociaż momentami aż zbyt mocno, ale także sensowną historią. Plan ekipy Ricka jest logiczny i dobrze dostosowany do sytuacji, w jakiej znajdują się osady. Nie ma tu żadnych wątpliwych wtop fabularnych pokroju cudownie znalezionego magazynu z bronią. Z drugiej strony konfliktu mamy Negana, który jest nieprzewidywalny jak zwykle, natomiast jego barwne słownictwo i kwieciste uwagi sprawiają, że podczas lektury trudno momentami się nie uśmiechnąć lub wręcz zaśmiać. To także główny przeciwnik Ricka Grimes jest w tym tomie autorem najbardziej niespodziewanej sceny. Nie chcę tu spolerować, ale chodzi mi oczywiście o przekazanie jeńca. Dałem się złapać na to, co wydarzyło się chwilę później i zwyczajnie nie mogę nie przyznać za to chociażby najmniejszego plusa.

Z drugiej strony scenarzysta pierwszy raz tak mocno skupia się na walkach, że po drodze pomija to, co przez długi czas było siłą ”Żywych Trupów” – relacje międzyludzkie. Te co prawda pojawiają się w dwudziestym tomie cyklu, lecz jest ich mało, sprawiają wrażenie wymuszonych oraz mocno skompresowanych. Zarazem trudno nie zauważyć pewnej zależności. Jeśli na dłuższą chwilę koncentrujemy się na jakiejś postaci z dalszego planu lub też wręcz tła, możemy być pewni iż zaraz osobie tej coś się stanie. Zgonów w tomie tym jest dość sporo, co zgadza się z przywołanymi już zapowiedziami Kirkmana, lecz konia z rzędem temu, kto potrafiłby z pamięci wymienić imiona osób, które pożegnały tamten świat. Scenarzysta czyści drugi i dalszy plan z no-name’ów, za wyjątkiem jednej osoby, o której wspomniałem już wyżej.

Osobnych kilka słów należy się Ezekielowi. Jeśli czytaliście moje wcześniejsze recenzje, wiecie już że postaci tej zwyczajnie nie trawię. Tymczasem Robert Kirkman nadal konsekwentnie wysuwa go na pierwszy plan, chociaż tym razem wszystko idzie po oklepanej ścieżce i mężczyzna zostaje powoli sprowadzany do roli kolejnego podwładnego Ricka. I przy tym staje się jeszcze bardziej irytujący. Każda scena, każdy kadr i każdy wątek z tą postacią uważam za nieporozumienie, a przy scenie, w której powinno nam się zrobić smutno z powodu losów Ezekiela, ja zwyczajnie nie mogłem przestać trzymać kciuków za to, że zje go jakiś zombie. Już dawno żadna postać tak bardzo nie irytowała mnie na łamach komiksu.

Charlie Adlard jak zwykle stworzył rysunki poprawne, momentami naprawdę stojące na wysokim poziomie. Od tego tomu wspomaga go Stefano Gaudiano, lecz właściwie trudno zauważyć jakąkolwiek różnicę w warstwie graficznej. Gdy piszę niewiele o pracy rysownika, oznacza to że nie mam ani nad czym się zachwycać ani co ganić. Wśród tego typu artystów Charlie Adlard jest w zdecydowanej czołówce tych pozytywnie wyróżniających się. Do najlepszych już chyba nigdy jednak nie dołączy.

Wydawnictwo Taurus Media jak zwykle nie zawiodło i jakość wydania dwudziestego tomu ”Żywych Trupów” należy oceniać wyłącznie pozytywnie. Czy jednak warto zapłacić te 43zł (minus rabaty)? Wydaje mi się, że pierwsza część ”Wojny totalnej” nie jest najlepszym komiksem z tej serii, chociaż z drugiej strony można z łatwością doszukać się i znacznie słabszych. Najgorsze jest to, że wśród tych wybuchów i strzelanin, uleciał gdzieś duch serii i próżno szukać na horyzoncie zwiastunów poprawy. 3/6

"Żywe Trupy #20: Wojna totalna część pierwsza" do nabycia w ATOM Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz