EDIT: W listopadzie 2017 komiks ukazał się w Polsce nakładem wydawnictwa Non Stop Comics. Z tej okazji tekst został lekko przeredagowany oraz wzbogacony o kilka nowych zdań.
Rick Remender w Image Comics rozpalił swoją wyobraźnię do granic rozsądku. Wypuścił najpierw bardzo przyjemne i urzekające rysunkami ”Black Science”, następnie dołożył do tego fenomenalne ”Deadly Class”. Zapowiedź ”Głębi” sprawiła, że komiks ten dodałem od razu i w ciemno na swoją listę zakupów. Nie z powodu ogromnej wiary w scenarzystę, lecz zdecydowanie bardziej z powodu rysownika. Gdy jeszcze ukazywała się ”Okładka tygodnia”, właściwie za każdym razem wyróżniałem okładki Grega Tochiniego i był to mój najbliższy kontakt z tym tytułem. W końcu paczka z pierwszym tomem zbiorczym trafiła w moje łapska. Niemal od razu wziąłem się za lekturę i... chyba znowu nie zgadzam się z dominującą opinią o tym komiksie.
"Głębia #1: Iluzja nadziei” opowiada historię ponurej, apokaliptycznej przyszłości, w którym słońce zaczęło się zmieniać, powiększać i znacząco podwyższyło temperaturę na Ziemi. By przetrwać, ludzie ukryli się pod wodą, żyjąc w specjalnie wybudowanych miastach. Jest to rozwiązanie tymczasowe, ponieważ w końcu skażenie i radiacja dotrą w końcu i tam. Stel Taine – główna bohaterka serii dowiaduje się jednak, że na powierzchni wylądował satelita, który przez lata poszukiwał planet umożliwiających ludziom przeżycie. Niepoprawna optymistka podejmuje się próby odnalezienia jego wraku, lecz najpierw musi uratować swoją rozdzieloną lata wcześniej rodzinę i stawić czoła mieszkańcom innego miasta, w którym zepsucie i deprawacja osiągnęło apogeum.
Jak już wspomniałem, moja chęć sięgnięcia po ”Głębia #1: Iluzja nadziei” rozbudzona została przede wszystkim z powodu rysunków jednego z moim ulubionych artystów. Greg Tocchini idealnie wpisuje się w mój gust, który zawsze lubił artystów niebanalnych, dysponujących stylem jakby nieco niestarannym, lecz w rezultacie tworzącym niezwykłe obrazy. Templesmith, Staples czy Rossmo to taka moja osobista czołówka, lecz Tocchini jest tuż za nimi. I dlatego też to właśnie od jego prac rozpoczynam ocenianie komiksu. Artysta ten w żaden sposób mnie nie zaskoczył. Spodziewałem się jedynie fenomenalnych ilustracji i dokładnie takie otrzymałem. ”Głębia” jest komiksem bardzo trudnym w czytaniu. Wiecie dlaczego? Kilkukrotnie łapałem się na tym, że tak długo przeglądałem daną stronę pod względem warstwy graficznej, że aż zapominałem co działo się na poprzednich planszach. Tocchini całkowicie przykrył scenariusz Remendera, o którym więcej za chwilę, i zrobił to pomimo tego, że to właśnie na łamach tego komiksu doskonale widać to, co niektórzy mu zarzucają, a ja natomiast uważam za ogromną zaletę. Chodzi bowiem o to, że niektóre kadry faktycznie wyglądają tak, jakby nigdy nie wyszły poza fazę szkicu, tyle tylko że pokolorowanego. Dla mnie jest to świetna zagrywka, ponieważ bardzo charakterystyczna, dość gruba kreska artysty sprawia, że każde pociągnięcie pędzelkiem jest doskonale widoczne, ukazując cały kunszt Tocchiniego. Dla mnie, jeśli chodzi tylko o warstwę graficzną, ”Głębia” jest jednym z najlepszych komiksów z jakim miałem do czynienia, bijąc na głowę także przecież chwalone przeze mnie pod tym względem ”Black Science”.
Ale komiks składa się nie tylko z rysunków, nie mniej ważny jest przecież scenariusz. Jak już wspomniałem, ten momentami ginął wręcz pod naciskiem moich zachwytów nad grafikami Tocchiniego. Czy to sprawia, że Rick Remender napisał historię kiepską? Nie, w żadnym przypadku. Moim podstawowym zarzutem wobec fabuły jest to, że nie ma w sobie nic tak charakterystycznego jak wcześniejsze dokonania scenarzysty w Image. Brak tu tak mocno wciągającej intrygi i oryginalnych rozwiązań jak w ”Deadly Class”, natomiast tempo prowadzenia fabuły jest znacznie wolniejsze i momentami dość męczące, czego w przypadku ”Black Science” właściwie nie było. Ale powtarzam, to wcale nie sprawia, że historia jest kiepska. Komiks posiada wiele zalet także pod względem fabularnym.
Remender zaskarbił sobie moją sympatię świetną kreacją przedstawionego świata (w czym, oczywiście, wydatnie wspomógł go Tocchini) ale także bardzo niebanalnymi bohaterami. Najważniejszą spośród nich jest naturalnie Stel Taine. Jej nienaturalny i niegasnący optymizm momentami ujmuje, a czasem potrafi zażenować. Konsekwencja i upór z jaką kobieta podąża przed siebie sprawia jednak, że nie pozostaje obojętna czytelnikowi. Ponadto bardzo podoba mi się to, że w czasach gdy absolutnie wszystko co ”mhrooooooczne” ukazywane jest jako coś fajnego, Remender poszedł pod prąd i postawił na optymizm. Co prawda we wstępie do komiksu tłumaczy dlaczego wygląda to tak, a nie inaczej, lecz traktuję to jako przyjemny powiew świeżości. Zachowania Stel czasem nie da się rozsądnie wytłumaczyć, ale ta jej momentami irracjonalna inność czyni ją dla mnie postacią interesującą. Równie dużą ilość ciepłych słów mogę skierować wobec jej syna – Marika, który w ciągu zaledwie 132 stron komiksu przechodzi niebagatelną transformację, polegającą co prawda na popadaniu ze skrajności w skrajność, lecz zarazem przeprowadzoną z na tyle dużym wyczuciem, że jest ona całkowicie akceptowalna.
Kolejny plus należy się Remenderowi za intrygującą i zapadającą w pamięć końcówkę ”Iluzji nadziei”, która sprawiła iż już z niecierpliwością wyczekuję startu drugiego story-arcu, gdyż każdy kolejny numer będzie przybliżać nas do premiery drugiego tomu zbiorczego.
Najwyższa pora wspomnieć także o samym tomie. Muszę przyznać, że tak ciekawie wydanego komiksu jak pierwszy tom ”Głębi” jeszcze od Image nie dostałem. Gruba, solidna okładka została miejscami polakierowana, w środku znajduje się gładki lecz niezbyt gruby papier, a oprócz wspomnianego już wstępu autorstwa Remendera, wśród dodatków znaleźć można galerię wariantów okładek oraz kilka stron szkiców autorstwa Tocchiniego. I to wszystko za jedyne dziesięć dolarów. Spośród posiadanych przeze mnie komiksów Image wydanych w tej cenie, premierowa odsłona ”Głębi” wygrywa nawet z ”The Wicked and the Divine vol. 1” – dotychczas zdecydowanie najlepiej wydanym komiksem za dychę. Tym bardziej cieszę, że polskojęzyczna wersja od Non Stop Comics jest w 99% zgodna z oryginałem. Zabrakło tylko lakierowanego elementu okładki, lecz oprócz tego wszystko się zgadza. Nasz rodzimy wydawca opublikował pierwszy tom "Głębi" w cenie okładkowej w wysokości 45zł i jest to bardzo atrakcyjna cena.
”Głębia #1: Iluzja nadziei” ostatecznie oceniam na 4/6. Świetne rysunki co prawda zdominowały ”tylko” dobry scenariusz, lecz wydaje mi się, że komiks przypadnie do gustu nie tylko fanom prac któregoś z autorów. Mimo dominującej w USA opinii, iż ”Głębia” jest zaledwie poprawna, myślę że warto samemu się przekonać. Ja zupełnie nie żałuję.
"Głębia #1: Iluzja nadziei" do kupienia w sklepie ATOM Comics. (oryginał) oraz Non Stop Comics (wersja PL).
Rick Remender w Image Comics rozpalił swoją wyobraźnię do granic rozsądku. Wypuścił najpierw bardzo przyjemne i urzekające rysunkami ”Black Science”, następnie dołożył do tego fenomenalne ”Deadly Class”. Zapowiedź ”Głębi” sprawiła, że komiks ten dodałem od razu i w ciemno na swoją listę zakupów. Nie z powodu ogromnej wiary w scenarzystę, lecz zdecydowanie bardziej z powodu rysownika. Gdy jeszcze ukazywała się ”Okładka tygodnia”, właściwie za każdym razem wyróżniałem okładki Grega Tochiniego i był to mój najbliższy kontakt z tym tytułem. W końcu paczka z pierwszym tomem zbiorczym trafiła w moje łapska. Niemal od razu wziąłem się za lekturę i... chyba znowu nie zgadzam się z dominującą opinią o tym komiksie.
"Głębia #1: Iluzja nadziei” opowiada historię ponurej, apokaliptycznej przyszłości, w którym słońce zaczęło się zmieniać, powiększać i znacząco podwyższyło temperaturę na Ziemi. By przetrwać, ludzie ukryli się pod wodą, żyjąc w specjalnie wybudowanych miastach. Jest to rozwiązanie tymczasowe, ponieważ w końcu skażenie i radiacja dotrą w końcu i tam. Stel Taine – główna bohaterka serii dowiaduje się jednak, że na powierzchni wylądował satelita, który przez lata poszukiwał planet umożliwiających ludziom przeżycie. Niepoprawna optymistka podejmuje się próby odnalezienia jego wraku, lecz najpierw musi uratować swoją rozdzieloną lata wcześniej rodzinę i stawić czoła mieszkańcom innego miasta, w którym zepsucie i deprawacja osiągnęło apogeum.
Jak już wspomniałem, moja chęć sięgnięcia po ”Głębia #1: Iluzja nadziei” rozbudzona została przede wszystkim z powodu rysunków jednego z moim ulubionych artystów. Greg Tocchini idealnie wpisuje się w mój gust, który zawsze lubił artystów niebanalnych, dysponujących stylem jakby nieco niestarannym, lecz w rezultacie tworzącym niezwykłe obrazy. Templesmith, Staples czy Rossmo to taka moja osobista czołówka, lecz Tocchini jest tuż za nimi. I dlatego też to właśnie od jego prac rozpoczynam ocenianie komiksu. Artysta ten w żaden sposób mnie nie zaskoczył. Spodziewałem się jedynie fenomenalnych ilustracji i dokładnie takie otrzymałem. ”Głębia” jest komiksem bardzo trudnym w czytaniu. Wiecie dlaczego? Kilkukrotnie łapałem się na tym, że tak długo przeglądałem daną stronę pod względem warstwy graficznej, że aż zapominałem co działo się na poprzednich planszach. Tocchini całkowicie przykrył scenariusz Remendera, o którym więcej za chwilę, i zrobił to pomimo tego, że to właśnie na łamach tego komiksu doskonale widać to, co niektórzy mu zarzucają, a ja natomiast uważam za ogromną zaletę. Chodzi bowiem o to, że niektóre kadry faktycznie wyglądają tak, jakby nigdy nie wyszły poza fazę szkicu, tyle tylko że pokolorowanego. Dla mnie jest to świetna zagrywka, ponieważ bardzo charakterystyczna, dość gruba kreska artysty sprawia, że każde pociągnięcie pędzelkiem jest doskonale widoczne, ukazując cały kunszt Tocchiniego. Dla mnie, jeśli chodzi tylko o warstwę graficzną, ”Głębia” jest jednym z najlepszych komiksów z jakim miałem do czynienia, bijąc na głowę także przecież chwalone przeze mnie pod tym względem ”Black Science”.
Ale komiks składa się nie tylko z rysunków, nie mniej ważny jest przecież scenariusz. Jak już wspomniałem, ten momentami ginął wręcz pod naciskiem moich zachwytów nad grafikami Tocchiniego. Czy to sprawia, że Rick Remender napisał historię kiepską? Nie, w żadnym przypadku. Moim podstawowym zarzutem wobec fabuły jest to, że nie ma w sobie nic tak charakterystycznego jak wcześniejsze dokonania scenarzysty w Image. Brak tu tak mocno wciągającej intrygi i oryginalnych rozwiązań jak w ”Deadly Class”, natomiast tempo prowadzenia fabuły jest znacznie wolniejsze i momentami dość męczące, czego w przypadku ”Black Science” właściwie nie było. Ale powtarzam, to wcale nie sprawia, że historia jest kiepska. Komiks posiada wiele zalet także pod względem fabularnym.
Remender zaskarbił sobie moją sympatię świetną kreacją przedstawionego świata (w czym, oczywiście, wydatnie wspomógł go Tocchini) ale także bardzo niebanalnymi bohaterami. Najważniejszą spośród nich jest naturalnie Stel Taine. Jej nienaturalny i niegasnący optymizm momentami ujmuje, a czasem potrafi zażenować. Konsekwencja i upór z jaką kobieta podąża przed siebie sprawia jednak, że nie pozostaje obojętna czytelnikowi. Ponadto bardzo podoba mi się to, że w czasach gdy absolutnie wszystko co ”mhrooooooczne” ukazywane jest jako coś fajnego, Remender poszedł pod prąd i postawił na optymizm. Co prawda we wstępie do komiksu tłumaczy dlaczego wygląda to tak, a nie inaczej, lecz traktuję to jako przyjemny powiew świeżości. Zachowania Stel czasem nie da się rozsądnie wytłumaczyć, ale ta jej momentami irracjonalna inność czyni ją dla mnie postacią interesującą. Równie dużą ilość ciepłych słów mogę skierować wobec jej syna – Marika, który w ciągu zaledwie 132 stron komiksu przechodzi niebagatelną transformację, polegającą co prawda na popadaniu ze skrajności w skrajność, lecz zarazem przeprowadzoną z na tyle dużym wyczuciem, że jest ona całkowicie akceptowalna.
Kolejny plus należy się Remenderowi za intrygującą i zapadającą w pamięć końcówkę ”Iluzji nadziei”, która sprawiła iż już z niecierpliwością wyczekuję startu drugiego story-arcu, gdyż każdy kolejny numer będzie przybliżać nas do premiery drugiego tomu zbiorczego.
Najwyższa pora wspomnieć także o samym tomie. Muszę przyznać, że tak ciekawie wydanego komiksu jak pierwszy tom ”Głębi” jeszcze od Image nie dostałem. Gruba, solidna okładka została miejscami polakierowana, w środku znajduje się gładki lecz niezbyt gruby papier, a oprócz wspomnianego już wstępu autorstwa Remendera, wśród dodatków znaleźć można galerię wariantów okładek oraz kilka stron szkiców autorstwa Tocchiniego. I to wszystko za jedyne dziesięć dolarów. Spośród posiadanych przeze mnie komiksów Image wydanych w tej cenie, premierowa odsłona ”Głębi” wygrywa nawet z ”The Wicked and the Divine vol. 1” – dotychczas zdecydowanie najlepiej wydanym komiksem za dychę. Tym bardziej cieszę, że polskojęzyczna wersja od Non Stop Comics jest w 99% zgodna z oryginałem. Zabrakło tylko lakierowanego elementu okładki, lecz oprócz tego wszystko się zgadza. Nasz rodzimy wydawca opublikował pierwszy tom "Głębi" w cenie okładkowej w wysokości 45zł i jest to bardzo atrakcyjna cena.
”Głębia #1: Iluzja nadziei” ostatecznie oceniam na 4/6. Świetne rysunki co prawda zdominowały ”tylko” dobry scenariusz, lecz wydaje mi się, że komiks przypadnie do gustu nie tylko fanom prac któregoś z autorów. Mimo dominującej w USA opinii, iż ”Głębia” jest zaledwie poprawna, myślę że warto samemu się przekonać. Ja zupełnie nie żałuję.
"Głębia #1: Iluzja nadziei" do kupienia w sklepie ATOM Comics. (oryginał) oraz Non Stop Comics (wersja PL).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz