Jim Zub
to autor, który przekonał mnie do siebie kilkoma wcześniejszymi projektami
realizowanymi w wydawnictwie Image Comics. Jego ”Skullkickers” było
bardzo zabawną komedią w klimacie fantasy, zaś ”Wayward” do dziś urzeka
mocno niekonwencjonalnymi rozwiązaniami fabularnymi oraz ciekawie wprowadzanymi
odniesieniami do kultury Kraju Kwitnącej Wiśni. Co więcej, swego czasu
regularnie zaglądałem na autorskiego bloga tego scenarzysty, który obfitował w
ciekawe informacje ze świata biznesu komiksowego. Nic zatem dziwnego, że
zapowiedź ”Glitterbomb” od razu wpadła mi w oko. Najpierw sięgnąłem po
premierową odsłonę, która spełniła pokładane w niej nadzieje i zdecydowałem się
na kupno wydania zbiorczego. Czy całość pierwszej historii utrzymała solidny
poziom?
Farrah Durante to kobieta nieco po czterdziestce. Jest aktorką znajdującą się na ogromnym zakręcie swojej kariery. Od dłuższego czasu nie potrafi znaleźć roli, ponieważ praktycznie wszyscy agenci uważają, że jest już za stara. Po kolejnym nieudanym castingu Farrah odmieni swoje życie na zawsze. Stanie się to w momencie, gdy desperacja kobiety przyciągnie do niej przerażającą istotę. Demona, który zawładnie jej ciałem i poprowadzi ją ku krwawej zemście.
Farrah Durante to kobieta nieco po czterdziestce. Jest aktorką znajdującą się na ogromnym zakręcie swojej kariery. Od dłuższego czasu nie potrafi znaleźć roli, ponieważ praktycznie wszyscy agenci uważają, że jest już za stara. Po kolejnym nieudanym castingu Farrah odmieni swoje życie na zawsze. Stanie się to w momencie, gdy desperacja kobiety przyciągnie do niej przerażającą istotę. Demona, który zawładnie jej ciałem i poprowadzi ją ku krwawej zemście.
”Glitterbomb”
jest mieszanką horroru oraz powieści kryminalnej, lecz także z wyraźnymi
elementami dramatu obyczajowego. Scenarzysta Jim Zub od początku kładzie nieco
mocniejszy akcent na pierwszy z wymienionych gatunków, co moment jednak mocno
akcentując pozostałe. W istocie jednak komiks porusza ważny wątek zawodowego
wykluczenia oraz piętnuje niedopuszczalne zachowania, które w przemyśle
filmowym są ponoć na porządku dziennym. Jak w wywiadach twierdził Zub, pewne
wątki z pierwszego tomu ”Glitterbomb” bardzo często oparte są na faktach
i mają na celu otworzyć nam oczy na pewne problemy. Dla mnie z pewnością jest
to wartość dodana komiksu, który dzięki temu nie staje się jednym z wielu
krwawych horrorów, ale za to prezentuje pewną wartość dodaną. Zestawienie
głównej bohaterki z problemami, które naprawdę mogą przydarzyć się każdemu,
niezależnie od zajmowanego stanowiska mocno ją uwiarygodnia, lecz odnoszę
wrażenie, że nie każdemu scenarzyście udałoby się to przedstawić w równie
naturalny i wiarygodny sposób.
Ogólnie dodać
trzeba, że właściwie każda postać przedstawiona na kartach pierwszego tomu ”Glitterbomb”
jest bardzo wyrazista i przekonująco pisana, nawet pomimo sporadycznie
pojawiających się przerysowań. Chociaż obsada komiksu nie jest szczególnie
mocno rozbudowana, znajduje się tu cała plejada charakterów i nawet, jeśli
któreś z nich pojawia się raptem na paru stronach, czytelnik bez większych
kłopotów jest w stanie powiedzieć kilka słów o tym, jakie są dane postacie. Uważam,
że naprawdę świetnie to widać na przykładzie krótkiej sceny wizyty jednej z
mniej ważnych postaci u terapeuty. Na raptem trzech stronach widzimy młodą
aktorkę, której wcale nie potrzeba tego typu wizyt oraz lekarza, który robi co
może, by nie stracić dobrze płacącej klientki. To w sumie ciekawe, że Zubowi
udało się sprawić, iż nawet sceny tak z pozoru niezbyt popychające fabułę do
przodu nie wydają się być niepotrzebne i nieistotne. Dzięki temu, lektura
pierwszego wydania zbiorczego ”Glitterbomb” jest bardzo płynna. Oczywiście
można to zrzucić na fakt, iż ”Red Carpet” składa się raptem z czterech
numerów, lecz bez problemu znaleźlibyśmy kilka komiksów o zbliżonej objętości,
których lektura potrafi skutecznie uśpić.
Być może
zresztą spowodowane jest to wszystko bardzo wyraźnie w pewnych chwilach widocznymi
zabiegami scenarzysty, które polegają na tym, iż chociaż pierwszy tom ”Glitterbomb”
mógłby wraz ze swoim finałem spokojnie zamknąć cały tytuł, co jakiś czas
pojawia się furtka z której można skorzystać przy ewentualnej kontynuacji. Dziś
już wiadomo, że komiks ten doczeka się kolejnych odsłon oraz na której postaci
skupimy się mocniej tym razem. Jest to właśnie bardzo dobre wykorzystanie
jednego z mniejszych wątków, które pojawiły się na łamach ”Red Carpet”.
Rewelacyjną
robotę odwalił twórca rysunków do ”Glitterbomb”. Aż trudno uwierzyć, iż
dla Djibrila Morissette-Phana jest to pierwszy komiks w karierze. Ilustracje porażają
dojrzałością oraz dbałością o liczne detale tak, gdzie są one potrzebne. Artysta
już w swoim pierwszym dziele wykazał się doskonałym wyczuciem i stonowaniem,
tak potrzebnym do zbudowania rysunkami odpowiedniego klimatu w komiksowym
horrorze. Mnie jednak Phan kupił przede wszystkim obrazami, którymi przyozdobił
okładki poszczególnych numerów ”Glitterbomb”. Zarówno dzieło, które
znalazło się na froncie wydania zbiorczego jak ilustracja z grafiki promującej
(jak i później, z numeru czwartego), to popis talentu najwyższych lotów. Szkoda,
że momentami do tego wysokiego poziomu nie potrafił dostosować się kolorysta. K.
Michael Russell generalnie wykonał niezła robotę, lecz tu i ówdzie pojawiają
się fragmenty, gdzie gołym okiem widać, iż coś nie do końca zagrało. Zdarzają się
pojedyncze kadry, które pod kątem kolorów wyraźnie odstają od reszty i jest to
wyraźne na tyle, by warto było wspomnieć o tym w tym tekście.
Pierwszy tom
”Glitterbomb” kosztuje jedynie dziesięć dolarów, lecz muszę pochwalić twórców
za jakość wydania. Okładka, która sama w sobie prezentuje się obłędnie, tutaj
została jeszcze bardzo ciekawie wykonana. Nie tylko napisy są na niej pokryte
charakterystycznym lakierem, lecz także wszystkie widoczne na ilustracji opary.
Prezentuje się to bardzo ciekawie i zaskakująco. Wydanie zbiorcze ponadto
zawiera szereg dodatków, między innymi szkice, warianty okładkowe oraz przedruki
krótkich esejów autorstwa Holly Raychelle Hughes, na łamach których wspomina
ona o różnych przykrych zdarzeniach, które spotkały ją podczas jej kariery
aktorskiej. To ciekawa i momentami także niestety wstrząsająca lektura.
Nie zamierzam
udawać i wmawiać Wam, że ”Glitterbomb” to nowa jakość komiksowym
horrorze. To jednak bardzo solidna i wciągająca historia, która broni się nie tylko
fajnie zbudowanymi postaciami, komentarzem do realnych problemów i licznymi,
małymi niuansami, ale także bardzo dobrą warstwą graficzną, której autorem
jest, przypomnę, totalny debiutant. Zdecydowanie warto dać szansę temu
komiksowi i zapoznać się z przerażającą historią Farrah Durante.
"Glitterbomb vol. 1: Red Carpet" do kupienia w ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz