poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Black Science #3: Niejednoznaczność wzorca (Rick Remender/Matteo Scalera)

Na początek małe uproszczenie. Gdy taki czysto stereotypowy czytelnik komiksów, który jak dotąd siedział wyłącznie w superbohaterskiej papce, nabiera z czasem odrobiny ogłady  i chce wreszcie sięgnąć po coś innego, warto zasugerować mu sięgnięcie po coś, co nie wywoła u niego szoku ;) ”Black Science” jest komiksem, który idealnie się do tego nadaje, ponieważ z jednej strony jest to komiks odświeżający, dynamiczny i chociaż pozbawiony trykociarzy, to jednak mocno utrzymany w duchu tego typu komiksów, a z drugiej powiela większość błędów powszechnie obecnych w typowym superhero. Czy zatem jest to pozycja godna polecenia?

No cóż, nie jestem do końca przekonany. Oba poprzednie tomy ”Black Science” oceniałem bardzo wysoko, chociaż miałem świadomość tego, że nie jest to komiks w żaden sposób wybitny. Historia charakteryzuje się niesamowicie szybkim tempem prowadzenia fabuły, dzięki czemu czytelnik nie ma szans na złapanie oddechu i nawet nie zauważa, jak mija mu cały tom. Gdy jednak przyjrzeć się historii bliżej, widać w niej pewne niedoróbki, a i sami twórcy nie ukrywają tego, że robią po prostu solidny akcyjniak. Nie ma w tym absolutnie nic złego, wszak tego typu komiksy są jak najbardziej potrzebne. To, na co warto moim zdaniem zwrócić uwagę, to fakt, iż przy poprzednich dwóch tomach scenarzyście udawało się bardzo zręcznie tuszować poszczególne wady konwencji, w jakiej osadził swój komiks, zaś przy ”Niejednoznaczności wzorca” w kilku miejscach było po prostu widać, że sztuka ta Remenderowi się już nie powiodła.

Żeby jednak nie było wątpliwości. Trzeci tom ”Black Science” cały czas prezentuje wszystkie swoje zalety w bardzo wyrazisty sposób. Otrzymujemy zatem kolejny raz historię w miarę spójną, do pewnego momentu wciągającą jak diabli (o tym nieco później), a przede wszystkim ponownie nie dającą nam chwili wytchnienia. Wydarzenia przedstawione w ”Niejednoznaczności wzorca” są wypadkową wydarzeń z obu poprzednich tomów i w pewnym sensie zamykają pierwszy rozdział całości tego, co chcieli przedstawić nam Remender i Scalera. Robią to częściowo bardzo zgrabnie, następuje kolejny widoczny rozwój poszczególnych postaci i gdyby nie kilka małych, ale za to bardzo widocznych minusów, właściwie mógłbym tylko się zachwycać.

Tak jak już wspomniałem wcześniej, historia ta nie kryje się za szczególnie z tym, że nawet nie aspiruje do bycia czymkolwiek więcej niż bardzo solidnym komiksem akcji w realiach science-fiction. Remenderowi i Scalerze trudno odmówić tego, że nie przyłożyli się do swojej pracy, ale tu i ówdzie na wierzch zaczęły wychodzi pewne problemy, których dotąd trudno było się doszukać. Dotąd ”Black Science” potrafiło kilkukrotnie mocno zaskoczyć, ale lektura dotychczas opublikowanych odsłon cyklu dała czytelnikowi pewne wyobrażenie tego, co może zdarzyć się dalej i jeśli ktoś dobrze odrobi zadanie domowe... ”Niejednoznaczność wzorca” mniej więcej w połowie tomu zaczyna być ciągiem sekwencji bardzo łatwych do przewidzenia. Zaś w jednym przypadku, nie do końca sensownym w swoim wyjaśnieniu.

Takie sceny jak ujawnienie tożsamości osoby dowodzącej obławą na Granta i jego towarzyszy, zwrot akcji dotyczący Kadira (swoją drogą, baaardzo ubolewam nad ograniczeniem jego roli po świetnym rozwinięciu postaci w drugim tomie) czy rozwiązanie wątku Szamana – wszystko to w pewnym momencie stało się aż nadto jasne, a przewracanie kolejnych stron zdominowane zostało przez oczekiwanie na to, co wydawało się nieuniknione. Co gorsza, większość spodziewanych zdarzeń koniec końców naprawdę się wydarzyła. Wydaje się jednak, że Rick Remender sam zdawał sobie z tego sprawę i próbował jakoś wyjść z danej sytuacji, serwując nam kilka krwawych scen, by zwiększyć element zszokowania. Osobiście uważam, że nie był to najlepszy pomysł i chociaż unikać chcę tu większych spoilerów, to jednak napiszę iż najmocniej widać to na przykładzie wspomnianego Szamana, którego zachowanie w pewnym momencie stało się dość irracjonalne, a zakończenie tego wątku pozostawiło mnie z uczuciem mówiącym mi o zaprzepaszczeniu sporego potencjału tej właśnie postaci.

Gdyby nie to, właściwie nie miałbym nic do zarzucenia trzeciemu tomowi ”Black Science”. Matteo Scalera znów odwala kawał niesamowitej roboty, tym razem dodatkowo mocno mieszając własnym stylem, przez co komiks nie męczy. Bogactwo detali, ekspresji, lekko kreskówkowe zacięcie, świetnie zaprezentowana dynamika – wszystko to sprawia, że tom ogląda się wyśmienicie. Zmiana osoby odpowiedzialnej za nakładanie kolorów odbyła się na szczęście bezboleśnie. Moreno Dinisio naprawdę bardzo godnie zastępuje Deana White’a, chociaż nie ogranicza się do samej kontynuacji pracy poprzednika. Momentami widać wyraźnie, że kolorysta się zmienił, ale nawet przez moment nie pomyślałem, że na gorsze.

Taurus Media przyzwyczaił mnie już do świetnej jakości publikowanych przez siebie komiksów, przez co jestem w stanie wybaczyć im cenę, która z pewnością nie każdego zachęca. Tłumaczenie wydaje się być dobre, udało się nawet przemycić kilka sympatycznych żartów. Dodatki tym razem są, chociaż nadal niezbyt wiele – osiem stron szkiców, okładek wariantowych oraz projektów postaci.

Komiks nadal świetnie odnajduje się w przyjętej przez siebie konwencji i swoim poziomem wciąż o kilka długości wyprzedza całą masę podobnych tytułów, ale lektura tego tomu nie przyniosła mi niestety aż tak dużo dobrej zabawy, jak obu poprzednich. Mimo to daleki jestem od narzekania... takiego jakie potrafię zaserwować. Zachęcam do kupna tego komiksu. Zwłaszcza, że tu i ówdzie można złapać go odczuwalnie taniej. Moja ocena to 4/6

"Black Science #3: Niejednoznaczność wzorca" do kupienia w ATOM Comics

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz