Gdy piszę ten tekst, w kinach emitowany jest film ”Batman v
Superman: Świt sprawiedliwości”, wywołujący praktycznie w każdym zakątku
Internetu wszelakie spięcia. Zastanawiając się nad tym, jaki komiks dobrać do
najnowszej odsłony ”Z archiwum Image” uznałem, że warto wspomnieć o innym
spotkaniu dwójki (niegdyś) ikonicznych herosów, oczywiście przeprowadzonym w
barwach wydawnictwa, którym zajmuje się ten blog. Tak więc wybór padł na ”Medieval
Spawn/Witchblade” – trzyczęściową miniserię, którą posiadam w całości w
swojej kolekcji i dlatego też tak wyjątkowo zajmę się nie tylko premierową jej
odsłoną.
Kolaboracja Top Cow oraz McFarlane Productions, do której
doszło w 1996 roku, nie była pierwszym tego typu wydarzeniem w Image Comics.
Znacznie wcześniej dochodziło do crossoverów typu ”WildC.A.T.S./Cyber Force”
(1993) czy też nieco mniej rozdmuchiwanych wydarzeń, jak spotkanie Spawna z
Youngblood (1993) czy też Savage Dragona ze wspomnianymi przed chwilą
WildC.A.T.S. (1994). Wszystko to jednak publikowane było w czasach, gdy na
samym początku swojej działalności Image Comics jeszcze badało grunt na rynku i
sprawdzało co się na nim przyjmie. W 1996 wiedziano już, że ”Medieval
Spawn/Witchblade”, a także publikowany dosłownie kwartał wcześniej ”Spawn/WildC.A.T.S.”,
to absolutne pewniaki do wydawniczego hitu. I w sumie nie pomylono się,
ponieważ premierowa odsłona tej miniserii zameldowała się na ósmym miejscu list
sprzedaży, wyprzedzając wówczas całe mnóstwo tytułów Marvela i DC. Co jednak
znacznie ważniejsze, miniseria ta wcale nie była tak zła, jak można pomyśleć.
Scenarzystą tego tytułu został Garth Ennis, dla którego było
to swoiste przetarcie przed zajęciem się scenariuszami do ”The Darkness”.
Scenarzysta ten oczywiście przychodził już do Image ze statusem ogromnej
gwiazdy sceny komiksowej, lecz można zaryzykować stwierdzenie, że o ile
pierwsze przygody Jackiego Estacado w jego wykonaniu były po prostu daremne,
tak nawet dziś ”Medieval Spawn/Witchblade” czyta się całkiem nieźle,
chociaż oczywiście cały czas trudno nazwać miniserię tę czymś wybijającym się
ponad przeciętność.
Fabuła komiksu składa się z wielu klisz oklepanych na
wszelkie możliwe sposoby. Oto bowiem mag wygnany za spiski przenosi się do
innego wymiaru, gdzie proponuje tamtejszemu władcy – potężnemu Lordowi
Cardinale – pomoc w inwazji na krainę, z której go przepędzono. Wkrótce potem
średniowieczne Faerie zostaje najechane przez siły ciemności, a przeciwstawić
może im się tylko wysłannik piekieł, zatem Mediewal Spawn. Niespodziewanie
znajduje on pewną pomoc. Dziewczyna o imieniu Katarina przypadkiem znajduje
rękawicę Witchblade i staje się jej kolejną nosicielką. Sęk w tym, że obie te
postacie już wcześniej się spotkały, tylko nie do końca zdają sobie z tego
sprawę.
Brzmi to Wam oryginalnie? No pewnie, że nie. W pewnym sensie
trudno się dziwić Garthowi Ennisowi, ponieważ żadną tajemnicą nie jest, że w
trakcie prac nad ”Medieval Spawn/Witchblade”, nad głową scenarzysty
nieustannie krążyli zarówno Marc Silvestri jak i Todd McFarlane – twórcy
poszczególnych postaci, a także edytor David Wohl, który wówczas był jednym ze
współscenarzystów solowych przygód Sary Pezzini. Niemniej widać wyraźnie, że
Irlandczyk przynajmniej starał się nadać swój indywidualny ton tworzonej
opowieści. Stąd też poszczególne postacie, ze szczególnym naciskiem na tych
złych, są maksymalnie przerysowane. Ennis pisze je w taki sposób, by
jednocześnie sprawiali wrażenie groźnych przeciwników, a zarazem potrafili
sprawić, by czytelnik się uśmiechnął. Jest w trzecim zeszycie bardzo zabawna
scena, gdy zarówno Cardinale jak i jego pomocnica, dostają od swoich
przeciwników po klasycznym ciosie z dyńki i oboje, ze złamanymi nosami, wołają
do siebie o pomoc. Albo przyjaciel Katariny, noszący pseudonim Stalker, który
przez wszystkie trzy ma pewne małe sceny, w których udowadnia, że nazwa ta
przylgnęła do niego nie tylko z dobrych powodów (poszukiwacz), ale też i złych
(prześladowca). Za każdym razem Ennis robi to jednak w sposób, który wywołuje
uśmiech na twarzy. Zdecydowanie najbardziej podobał mi się moment, w którym
bohaterowie odnajdują pobojowisko, a na nim ciężko rannego gnoma. Niestety nie
mogą zbyt wiele się od niego dowiedzieć, ponieważ mówi on do nich w ciężko dla
nich zrozumiałym języku – po Irlandzku ;)
I właśnie fakt, że ”Medieval Spawn/Witchblade”
opowiada dość poważną historię w nie do końca poważny sposób, jest zdecydowanie
największą zaletą omawianej miniserii. To właśnie głównie dzięki temu lektura
tej mimo wszystko typowej i wypełnionej wszelakimi kliszami opowieści nie
sprawia większego bólu. Warto jednak wspomnieć jeszcze o rysunkach, które w
ogromnej większości wykonał Brandon Peterson. Zaryzykuje stwierdzenie, że nie
wykonał on jakiejś nadzwyczajnej roboty, ale unikał jak mógł typowego ”stylu
Image”, przez co pomimo upływu dwóch dekad od wydania miniserii, nadal wygląda
ona całkiem dobrze. Postacie, zarówno żeńskie jak i męskie, są co prawda
solidnie zbudowane, lecz na pewno nie bardziej niż typowi przedstawiciele
Marvela czy DC w czasach obecnych. Petersonowi mogę zarzucić jedynie dwie
rzeczy. Przede wszystkim na przestrzeni poszczególnych zeszytów bardzo mocno
widać, że nie wyrabiał się z terminami. Pierwsza odsłona miniserii to wizualnie
bardzo poprawnie wykonany komiks, druga jeszcze też ma kilka naprawdę dobrych
kadrów, lecz w trzecim połowa zeszytu to artyści gościnni (w tym śp. Michael
Turner), rysunki Petersona generalnie są słabe, a niektóre kadry w jego
wykonaniu to wręcz gnioty.
A drugi zarzut? To już w mniejszym stopniu wina wspomnianego
przed chwilą artysty. Napisałem wcześniej, że ”Medieval Spawn/Witchblade”
unika jak może typowego ”stylu Image”, lecz w pierwszym zeszycie miniserii
pojawiają się dwie sceny tak mieszczące się w tym schemacie, że aż oczy bolą.
Poniżej możecie zobaczyć jedne z pierwszych kadrów z Katariną w komiksie: pierwszy w cywilu, drugi
chwilę po przemianie w Witchblade.
Co jednak ciekawe oraz warte odnotowania, Peterson i spółka w kolejnych numerach, za
wyjątkiem pin-upów oraz okładek, wyraźnie starają się, chociaż z bardzo różnym
skutkiem, pokazywać dziewczynę nie tylko półnago. Nie jestem oczywiście w
stanie stwierdzić, czy to inicjatywa artysty, czy też jakiś przykaz znajdujący
się w scenariuszu Ennisa, ale fakt pozostaje faktem: biust Katariny nie
dominuje każdego kadru, dziewczyna nie wije się jak idiotka i generalnie w
pewnym momencie człowiek generalnie zapomina, że jej kostium jest równie
oszczędny, co do niedawna Red Sonji.
”Medieval Spawn/Witchblade” w ostatnim zeszycie ma
jeszcze całkiem fajny dodatek. Pojawia się tam galeria prac czytelników, którzy
nadsyłali ich średniowieczne interpretacje postaci z Top Cow. Niektóre z nich
naprawdę są bardzo miłe dla oka.
Znam wiele dzieł autorstwa Garth Ennisa i z reguły dzielę je
na dwie kategorie: ”dobry Ennis” i ”Ennis na odlocie”. ”Medieval
Spawn/Witchblade” zaliczyłbym do tej pierwszej, z zastrzeżeniem, że to
wciąż typowy akcyjniak bez większego polotu. Niemniej jakość wykonania sprawia,
że miniseria jest dość odprężająca, przez co oceniłbym ją na takie bardzo mocne
3+/6 w kategorii ”komiks nie mający żadnych ambicji”, do którego
zaliczyć można 99% tytułów z wczesnego okresu istnienia Image Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz