poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Z archiwum Image #28

Gdy piszę ten tekst, w kinach emitowany jest film ”Batman v Superman: Świt sprawiedliwości”, wywołujący praktycznie w każdym zakątku Internetu wszelakie spięcia. Zastanawiając się nad tym, jaki komiks dobrać do najnowszej odsłony ”Z archiwum Image” uznałem, że warto wspomnieć o innym spotkaniu dwójki (niegdyś) ikonicznych herosów, oczywiście przeprowadzonym w barwach wydawnictwa, którym zajmuje się ten blog. Tak więc wybór padł na ”Medieval Spawn/Witchblade” – trzyczęściową miniserię, którą posiadam w całości w swojej kolekcji i dlatego też tak wyjątkowo zajmę się nie tylko premierową jej odsłoną.

Kolaboracja Top Cow oraz McFarlane Productions, do której doszło w 1996 roku, nie była pierwszym tego typu wydarzeniem w Image Comics. Znacznie wcześniej dochodziło do crossoverów typu ”WildC.A.T.S./Cyber Force” (1993) czy też nieco mniej rozdmuchiwanych wydarzeń, jak spotkanie Spawna z Youngblood (1993) czy też Savage Dragona ze wspomnianymi przed chwilą WildC.A.T.S. (1994). Wszystko to jednak publikowane było w czasach, gdy na samym początku swojej działalności Image Comics jeszcze badało grunt na rynku i sprawdzało co się na nim przyjmie. W 1996 wiedziano już, że ”Medieval Spawn/Witchblade”, a także publikowany dosłownie kwartał wcześniej ”Spawn/WildC.A.T.S.”, to absolutne pewniaki do wydawniczego hitu. I w sumie nie pomylono się, ponieważ premierowa odsłona tej miniserii zameldowała się na ósmym miejscu list sprzedaży, wyprzedzając wówczas całe mnóstwo tytułów Marvela i DC. Co jednak znacznie ważniejsze, miniseria ta wcale nie była tak zła, jak można pomyśleć.

Scenarzystą tego tytułu został Garth Ennis, dla którego było to swoiste przetarcie przed zajęciem się scenariuszami do ”The Darkness”. Scenarzysta ten oczywiście przychodził już do Image ze statusem ogromnej gwiazdy sceny komiksowej, lecz można zaryzykować stwierdzenie, że o ile pierwsze przygody Jackiego Estacado w jego wykonaniu były po prostu daremne, tak nawet dziś ”Medieval Spawn/Witchblade” czyta się całkiem nieźle, chociaż oczywiście cały czas trudno nazwać miniserię tę czymś wybijającym się ponad przeciętność.
Fabuła komiksu składa się z wielu klisz oklepanych na wszelkie możliwe sposoby. Oto bowiem mag wygnany za spiski przenosi się do innego wymiaru, gdzie proponuje tamtejszemu władcy – potężnemu Lordowi Cardinale – pomoc w inwazji na krainę, z której go przepędzono. Wkrótce potem średniowieczne Faerie zostaje najechane przez siły ciemności, a przeciwstawić może im się tylko wysłannik piekieł, zatem Mediewal Spawn. Niespodziewanie znajduje on pewną pomoc. Dziewczyna o imieniu Katarina przypadkiem znajduje rękawicę Witchblade i staje się jej kolejną nosicielką. Sęk w tym, że obie te postacie już wcześniej się spotkały, tylko nie do końca zdają sobie z tego sprawę.

Brzmi to Wam oryginalnie? No pewnie, że nie. W pewnym sensie trudno się dziwić Garthowi Ennisowi, ponieważ żadną tajemnicą nie jest, że w trakcie prac nad ”Medieval Spawn/Witchblade”, nad głową scenarzysty nieustannie krążyli zarówno Marc Silvestri jak i Todd McFarlane – twórcy poszczególnych postaci, a także edytor David Wohl, który wówczas był jednym ze współscenarzystów solowych przygód Sary Pezzini. Niemniej widać wyraźnie, że Irlandczyk przynajmniej starał się nadać swój indywidualny ton tworzonej opowieści. Stąd też poszczególne postacie, ze szczególnym naciskiem na tych złych, są maksymalnie przerysowane. Ennis pisze je w taki sposób, by jednocześnie sprawiali wrażenie groźnych przeciwników, a zarazem potrafili sprawić, by czytelnik się uśmiechnął. Jest w trzecim zeszycie bardzo zabawna scena, gdy zarówno Cardinale jak i jego pomocnica, dostają od swoich przeciwników po klasycznym ciosie z dyńki i oboje, ze złamanymi nosami, wołają do siebie o pomoc. Albo przyjaciel Katariny, noszący pseudonim Stalker, który przez wszystkie trzy ma pewne małe sceny, w których udowadnia, że nazwa ta przylgnęła do niego nie tylko z dobrych powodów (poszukiwacz), ale też i złych (prześladowca). Za każdym razem Ennis robi to jednak w sposób, który wywołuje uśmiech na twarzy. Zdecydowanie najbardziej podobał mi się moment, w którym bohaterowie odnajdują pobojowisko, a na nim ciężko rannego gnoma. Niestety nie mogą zbyt wiele się od niego dowiedzieć, ponieważ mówi on do nich w ciężko dla nich zrozumiałym języku – po Irlandzku ;)

I właśnie fakt, że ”Medieval Spawn/Witchblade” opowiada dość poważną historię w nie do końca poważny sposób, jest zdecydowanie największą zaletą omawianej miniserii. To właśnie głównie dzięki temu lektura tej mimo wszystko typowej i wypełnionej wszelakimi kliszami opowieści nie sprawia większego bólu. Warto jednak wspomnieć jeszcze o rysunkach, które w ogromnej większości wykonał Brandon Peterson. Zaryzykuje stwierdzenie, że nie wykonał on jakiejś nadzwyczajnej roboty, ale unikał jak mógł typowego ”stylu Image”, przez co pomimo upływu dwóch dekad od wydania miniserii, nadal wygląda ona całkiem dobrze. Postacie, zarówno żeńskie jak i męskie, są co prawda solidnie zbudowane, lecz na pewno nie bardziej niż typowi przedstawiciele Marvela czy DC w czasach obecnych. Petersonowi mogę zarzucić jedynie dwie rzeczy. Przede wszystkim na przestrzeni poszczególnych zeszytów bardzo mocno widać, że nie wyrabiał się z terminami. Pierwsza odsłona miniserii to wizualnie bardzo poprawnie wykonany komiks, druga jeszcze też ma kilka naprawdę dobrych kadrów, lecz w trzecim połowa zeszytu to artyści gościnni (w tym śp. Michael Turner), rysunki Petersona generalnie są słabe, a niektóre kadry w jego wykonaniu to wręcz gnioty.

A drugi zarzut? To już w mniejszym stopniu wina wspomnianego przed chwilą artysty. Napisałem wcześniej, że ”Medieval Spawn/Witchblade” unika jak może typowego ”stylu Image”, lecz w pierwszym zeszycie miniserii pojawiają się dwie sceny tak mieszczące się w tym schemacie, że aż oczy bolą. Poniżej możecie zobaczyć jedne z pierwszych kadrów z Katariną w komiksie: pierwszy w cywilu, drugi chwilę po przemianie w Witchblade.
Co jednak ciekawe oraz warte odnotowania, Peterson i spółka w kolejnych numerach, za wyjątkiem pin-upów oraz okładek, wyraźnie starają się, chociaż z bardzo różnym skutkiem, pokazywać dziewczynę nie tylko półnago. Nie jestem oczywiście w stanie stwierdzić, czy to inicjatywa artysty, czy też jakiś przykaz znajdujący się w scenariuszu Ennisa, ale fakt pozostaje faktem: biust Katariny nie dominuje każdego kadru, dziewczyna nie wije się jak idiotka i generalnie w pewnym momencie człowiek generalnie zapomina, że jej kostium jest równie oszczędny, co do niedawna Red Sonji.

Medieval Spawn/Witchblade” w ostatnim zeszycie ma jeszcze całkiem fajny dodatek. Pojawia się tam galeria prac czytelników, którzy nadsyłali ich średniowieczne interpretacje postaci z Top Cow. Niektóre z nich naprawdę są bardzo miłe dla oka.

Znam wiele dzieł autorstwa Garth Ennisa i z reguły dzielę je na dwie kategorie: ”dobry Ennis” i ”Ennis na odlocie”. ”Medieval Spawn/Witchblade” zaliczyłbym do tej pierwszej, z zastrzeżeniem, że to wciąż typowy akcyjniak bez większego polotu. Niemniej jakość wykonania sprawia, że miniseria jest dość odprężająca, przez co oceniłbym ją na takie bardzo mocne 3+/6 w kategorii ”komiks nie mający żadnych ambicji”, do którego zaliczyć można 99% tytułów z wczesnego okresu istnienia Image Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz