UWAGA: Poniższy tekst powstał w oparciu o wersje zeszytowe i został zaktualizowany z sierpniu 2018 roku, po ukazaniu się komiksu w Polsce.
Pierwszy tom serii ”Descender” oceniłem bardzo
wysoko, jednocześnie zaznaczając, że jestem ogromnym fanem twórczości zarówno
Jaffa Lemire jak i Dustina Nguyena. Nie dziwi Was pewnie fakt, że wiele
oczekiwałem po kontynuacji tego bardzo dobrego, otwierającego story-arcu.
”Mechaniczny Księżyc” nie do końca jednak spełniło moje zachcianki, lecz czy oznacza
to, że mamy do czynienia ze słabym komiksem?
TIM-21 i jego towarzysze kontynuują swoją podróż przez
wszechświat, który nienawidzi wszystkie androidy. Po kilku niespodziewanych
zwrotach akcji, trafiają oni do pewnego ukrytego miejsca, które wydaje się być
ostatnim, gdzie maszyny mogą żyć we względnym spokoju. Lecz czy ten swoisty raj
nie okaże się z czasem kolejną pułapką? W międzyczasie, do polowania na małego
androida dołączają kolejni łowcy. Wśród nich jest ktoś, kogo poznaliśmy już w
pierwszym tomie i ma wiele wspólnego z TIM-21.
Drugi tom serii ”Descender” znacząco rozszerza świat,
który było dane nam poznać w początkowym story-arcu. Lemire obiecał
wprowadzenie nowych postaci oraz miejsc, które będą miały znaczącą rolę w
głównej fabule i wywiązał się z tego zadania całkiem satysfakcjonująco. Dodanie
kilku osób, których tożsamości nie będę zdradzać ze względu na spoilery, początkowo
rozruszały niektóre wątki oraz sprawiły, że inne wydają się być teraz nawet
ciekawsze, niż miało to miejsce do tej pory. Niestety, dość szybko można
odczuć, że pomimo tego, iż ”Mechaniczny Księżyc” składa się z jednego zeszytu mniej
niż tom pierwszy, Jeff Lemire miał pewne problemy z utrzymaniem odpowiedniej dynamiki
snutej historii. Podczas lektury kolejnych zeszytów drugiego story-arcu, w
przeciwieństwie do początkowych rozdziałów, kilkukrotnie zawiało nudą, a pewne
sceny wydawały się nieco na siłę przeciągnięte, byle tylko dopchnąć objętość
danego rozdziału do 22 stron. To jednak jest właściwie jedyny zarzut, jaki mam
do omawianego dzisiaj komiksu.
Jednocześnie jednak ”Mechaniczny Księżyc” konsekwentnie rozwija
poszczególnych bohaterów, może za wyjątkiem tym razem nieco zepchniętych na drugi plan Tullisa
czy Wiertacza. Pewnym zmianom ulegają zarówno doktor Quon, Telsa jak i wreszcie
sam TIM-21, a wszystko to ukazane jest w sposób naturalny, momentami
zaskakujący, ale z pewnością konsekwentny i pasujący do opowiadanej historii. Wciąż
trudno nie zaangażować się przy tym ostatnim. Android, który mentalnie wciąż
jest dzieckiem, kolejny raz boleśnie przekonuje się, jak brutalny jest
otaczający go świat. Zarazem jednak nie przestaje być uroczą namiastką
optymizmu i radości, tak nietypowych uczuć w rzeczywistości, w której przyszło
mu funkcjonować. TIM-21 jest niezmiennie tym jasnym światełkiem nadziei,
któremu aż chce się kibicować, a skrywane w jego programie tajemnice przez to
wydają się być jeszcze ciekawsze, chociaż akurat w tym tomie nie jest to
najważniejszy wątek. Jeff Lemire podtrzymał swoją dobrą formę pod tym względem
i ponownie udowodnił, że tak jak Greg Rucka uchodzi za mistrza pisania
przekonywujących postaci kobiecych, tak w tworzeniu młodocianych, niezwykle
intrygujących postaci, praktycznie nie ma sobie równych. Oczywiście nie licząc
recenzowanej jakiś czas temu totalnej wtopy, jaką okazała się miniseria ”Plutona” ;)
Komiks zilustrowany został oczywiście przez zdobywcę
nagrody Eisnera z 2016 roku w kategorii ”best painter” – Dustina Nguyena i niezmiennie jest
prawdziwą ucztą dla oczu. Artysta udowodnił, że na nagrodę tę całkowicie zasłużył,
tworząc bardzo klimatyczne i – przede wszystkim – prześliczne plansze. Początkowo
odrobinę przeszkadzało mi co prawda bardzo surowy (puste, białe przestrzenie, niewielka
ilość detali) wygląd azylu dla androidów, lecz po chwili namysłu doszedłem do
wniosku, że właściwie trudno byłoby to przedstawić w bardziej przekonywujący
sposób. Nguyen świetnie, klimatycznie i ze sporym wyczuciem maluje swoje szkice.
Obecnie trudno wskazać jakiegokolwiek artystę, który swoimi pracami mógłby
przeszkodzić Dustinowi w zdominowaniu wspomnianej, Eisnerowskiej kategorii na
kilka długich lat. Jednocześnie podczas odświeżania sobie story-arcu ”Mechaniczny Księżyc” naszła mnie myśl, że w obecnej dobie naprawdę sporej popularności
wszelakich kolorowanek, ”Descender” idealnie mógłby wpasować się w ten
trend.
Technikalia nie uległy zmianie w stosunku do pierwszego tomu od Mucha Comics. Ponownie otrzymujemy tom w twardej oprawie i nieco większym formacie. Nieznacznie spadła cena okładkowa, co ma oczywiście związek z mniejszą liczbą stron.
Technikalia nie uległy zmianie w stosunku do pierwszego tomu od Mucha Comics. Ponownie otrzymujemy tom w twardej oprawie i nieco większym formacie. Nieznacznie spadła cena okładkowa, co ma oczywiście związek z mniejszą liczbą stron.
Ze względu na miejscowe, lecz dość wyraźne problemy z
utrzymaniem odpowiedniego tempa prowadzonej historii, drugi tom serii ”Descender”
nie jestem w stanie ocenić aż tak wysoko, jak premierowy tom. Co prawda to
wciąż jest zajmująca, ciekawa historia ze sporą dawką niewykorzystanego jeszcze
potencjału, a dodatkowo stanowiąca prawdziwą ucztę dla oczu, oczywiście za
sprawą doskonałych ilustracji autorstwa Dustina Nguyena, lecz pierwszy tom
podobał mi się odrobinę bardziej. Na szczęście mogę już zdradzić, że jak dotąd
trzeci story-arc prezentuje się wybornie. ”Mechaniczny Księżyc” podsumuję zatem jako
solidną, chociaż nieszczególnie wyróżniającą się pozycję i liczę, że przy trzecim tomie będę mógł ponownie wystawić
wyższą ocenę.
"Descender #2: Mechaniczny Księżyc" do kupienia w Mucha Comics
"Descender #2: Mechaniczny Księżyc" do kupienia w Mucha Comics
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz