Wraz z ostatnim zeszytem "The Legacy of Luther Strode", końca dobiegła także cała trylogia stworzona przez Justina Jordana i Tradda Moore'a. W wywiadzie dla serwisu Newsarama podzielili się oni krótko swoimi wspomnieniami.
Przypomnę może, że cały cykl poświęcony Lutherowi Strode rozpoczął się w 2010 roku i złożyły się na niego trzy sześcioczęściowe miniserie.
Dla obu twórców zakończenie cyklu, któremu poświęcili spory kawałek życia, to dziwne uczucie. Obaj muszą przyzwyczaić się do tego, że w następnych dniach nie będą już pracować nad przygodami Luthera i Petry. Moore dodał, że stawiając ostatnią kreskę w finale "The Legacy of Luther Strode", poczuł się, jakby właśnie skończył studia i dostał dyplom.
Finał komiksu znany był twórcom od samego początku pracy nad danymi postaciami. Justin Jordan twierdzi, że jest to najlepsze zakończenie komiksu, spośród tych, które były brane pod uwagę. Jednocześnie zaznacza, że faktycznie może trochę trącić ono myszką.
Nietypowa warstwa graficzna całego cyklu wynikała nie tylko z określonego pomysłu, ale także z tego, że rysownik i kolorysta znają się jak łyse konie i dogadują się bez słów. Jordan chciał, by każda strona komiksu wręcz krzyczała, lecz nie spodziewał się, że historia spotka się z aż tak pozytywnym odbiorem. Podobno, początkowo twórcy nie nastawiali się na zyski ze sprzedaży komiksów, lecz mieli nadzieję, że dzięki cyklowi o Lutherze Strode przebiją się do mainstreamu. To oczywiście im się udało, lecz okazało się, że ich komiks sprzedaje się bardzo dobrze. Do dziś na ich konta spływają dolary za "Strange Talent of Luther Strode".
Więcej informacji znajdziecie w linku źródłowym. Uważajcie jednak na spoilery!
Źródło: Newsarama
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz