poniedziałek, 13 czerwca 2016

Velvet #1: U kresu (Ed Brubaker/Steve Epting)

2016 rok to dla polskiego czytelnika okres, w którym otrzymuje całą masę komiksów ze scenariuszem Ed Brubakera. Oprócz kolejny tomów ”Fatale” oraz dwóch serii z DC publikowanych przez Egmont, teraz jeszcze doszedł kolejny. Zaryzykuję stwierdzenie, że spośród tego licznego grona komiksów, ”Velvet” jest tym najmniej rozpoznawalnym, ale czy przez to mniej wartym uwagi? Tego dowiecie się z dalszej części tekstu.

Czasy Zimnej Wojny. Fabuła komiksu skupia się na postaci Velvet Templeton, którą poznajemy jako sekretarkę dowódcy jednej z najbardziej tajnych organizacji szpiegowskich na świecie w czasie, gdy jej najlepszy agent ginie w trakcie wykonywania misji. Szybko wychodzi na jaw, że ktoś z wewnątrz dopuścił się zdrady, lecz śledztwo w tej sprawie utyka w martwym punkcie. Pewnego dnia, Velvet dostrzega w dowodach trop, który został z jakiegoś powodu pominięty. Gdy postanawia go sprawdzić, wpada w pułapkę, która ściąga na nią podejrzenia o bycie kretem. Również wtedy światło dzienne wychodzą dawno skrywane tajemnice Velvet, które sprawiają, że jej sytuacja staje się jeszcze bardziej trudna.

Za duetem Ed Brubaker/Steve Epting stoi jeden z najlepszych komiksów z Kapitanem Ameryką, którym oczywiście był ”Zimowy Żołnierz”. Od tego momentu, fani nieustannie wypatrywali kolejnych ich wspólnych projektów i doczekali się go w barwach Image Comics. Nie można jednak powiedzieć, że zmiana wydawnictwa wpłynęła na styl powieści, którą rozpoczęli tu snuć. ”Velvet” bowiem okazuje się być świetnym spadkobiercą wspomnianego komiksu z Marvela, a dzięki swobodzie, jaką otrzymali obaj twórcy, okazuje się być momentami nawet lepsza. Ponownie otrzymujemy solidny thriller, który został świetnie zmiksowany z elementami szpiegowskimi oraz zawierający sporo scen akcji. Ich odpowiednie wyważenie to zasługa Eda Brubakera, który na tyle dobrze poradził sobie ze scenariuszem, że właściwie trudno cokolwiek zarzucić recenzowanemu dziś komiksowi. Wszystko zaczyna się zgodnie z przepisem Alfreda Hitchcocka, zaś potem napięcie jedynie rośnie. Chociaż czytelnik dopiero wchodzi do świata panny Templeton, historia jest rozpisana w taki sposób, że istotność poszczególnych, początkowych sekwencji jest znakomicie odczuwalna.

Dalej ”Velvet” skupia się znacznie bardziej na swojej tytułowej bohaterce, która jawi się nam jako bardzo niejednoznaczna, ale przez to także ciekawa. Od początku wiemy, że ktoś chce ją wrobić w morderstwo agenta X-14, lecz także i od tego momentu wyraźnie sugeruje się nam, że jeszcze dużo nie wiemy o Velvet. Tutaj trudno nie odnieść wrażenia, że Brubaker powtórzył swoją sztuczkę, którą z takim powodzeniem pokazał czytelnikom na łamach ”Fatale”. Tam bowiem, pomimo obecności czterech tomów na naszym rynku, nadal nie wiemy jeszcze wszystkiego o Josephine. Jak już jednak wspomniałem, tam odniosło to znakomity efekt i wydaje mi się, że nic nie stoi na przeszkodzie, by tutaj było podobnie. Gorzej, jeśli z czasem okaże się to tylko kopiowaniem samego siebie, lecz moje pokłady wiary w Eda Brubakera właściwie z miejsca odrzucają tę myśl.

Pierwszy tom ”Velvet” to nie tylko intrygująca i zabójczo skuteczna główna bohaterka, ale także bardzo ciekawe postacie poboczne. Kolejny raz porównując ten komiks do innego dzieła Brubakera, wydawanego przez Mucha Comics, wydaje mi się że w dzisiaj recenzowanym komiksie znacznie naturalniej wyszły dialogi i interakcje tytułowej bohaterki z postaciami, które pojawiały się na jej drodze. Spodobała mi się także postać agenta Robertsa, który z jednej strony wydaje się być obecnie jednym z największych zagrożeń dla Velvet, zaś z drugiej trudno w pewnym sensie nie zrozumieć jego punktu widzenia i motywacji. Jest to fajnie rozpisany, wyrazisty i silny charakter, który bardzo szybko utkwił mi w pamięci, pomimo swojej stosunkowo niedużej roli.

Jeśli pierwszy tom ”Velvet” przypadnie Wam do gustu tak jak mi, muszę Was nieco rozczarować. Kolejne zeszyty wychodzą bardzo nieregularnie, co jest spowodowane trybem pracy Steve’a Eptinga.  Jako, że nie ma on przymusu dostarczania kolejnych zeszytów co 30 dni, za to otrzymał zgodę na regularne pokazywanie się z jak najlepszej strony, ”Velvet” trudno określić mianem miesięcznika. Jednocześnie oznacza to, że kolejne tomy od Mucha Comics na pewno nie będą publikowane co pół roku. Wystarczy jednak kilka rzutów okiem na warstwę graficzną komiksu, by wybaczyć Eptingowi długi czas oczekiwania na kolejne odsłony. Rysownik bowiem odwalił kawał niesamowitej roboty, a ogrom jego pracy wręcz wylewa się z każdej strony. Ci z Was, którzy znają ”Zimowego Żołnierza” z pewnością niejednokrotnie przetrą oczy ze zdumienia, ponieważ Epting jest tu pod każdym względem lepszy. Nie bez znaczenia jest także współpraca z Elizabeth Breitweiser, która kilkukrotnie pokazała już, że świetnie się czuje podczas pracy nad komiksami Eda Brubakera. Kolory dobrane są odpowiednio. Nie sprawiają, że kadry stają się mniej czytelne, czuć odpowiednie wyczucie.

Jak to ma miejsce w przypadku wszystkich komiksów Eda Brubakera dla Image, wydania zbiorcze pozbawione są dodatków. co zatem ląduje w naszych rękach. Standard od Mucha Comics, a więc oprawiony na twardo tom, masywny i niedrogi tom. Cena okładkowa to 55zł, zatem nie możemy mówić o zdzieraniu pieniędzy od czytelników.

Pierwszy tom ”Velvet” uważam ze dzieło dobre, intrygujące i bardzo dobrze rokujące na przyszłość. Wyróżniają się świetne rysunki Steve’a Eptinga, lecz Ed Brubaker także odwalił kawał solidnej roboty, nie schodząc poniżej typowego dla niego, stosunkowo wysokiego poziomu. ”Velvet” to kolejny bardzo dobry komiks w ofercie Mucha Comics i zdecydowanie powinniście do niego zajrzeć. Nie tylko dla fanów thrillerów szpiegowskich. 5/6 (w tym plus pół oceny za rysunki)

"Velvet #1: U kresu" do kupienia w sklepie Mucha Comics oraz w sklepie ATOM Comics

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz