2016 rok to dla polskiego czytelnika okres, w którym
otrzymuje całą masę komiksów ze scenariuszem Ed Brubakera. Oprócz kolejny tomów
”Fatale” oraz dwóch serii z DC publikowanych przez Egmont, teraz jeszcze
doszedł kolejny. Zaryzykuję stwierdzenie, że spośród tego licznego grona
komiksów, ”Velvet” jest tym najmniej rozpoznawalnym, ale czy przez to
mniej wartym uwagi? Tego dowiecie się z dalszej części tekstu.
Czasy Zimnej Wojny. Fabuła komiksu skupia się na postaci
Velvet Templeton, którą poznajemy jako sekretarkę dowódcy jednej z najbardziej
tajnych organizacji szpiegowskich na świecie w czasie, gdy jej najlepszy agent
ginie w trakcie wykonywania misji. Szybko wychodzi na jaw, że ktoś z wewnątrz
dopuścił się zdrady, lecz śledztwo w tej sprawie utyka w martwym punkcie.
Pewnego dnia, Velvet dostrzega w dowodach trop, który został z jakiegoś powodu
pominięty. Gdy postanawia go sprawdzić, wpada w pułapkę, która ściąga na nią
podejrzenia o bycie kretem. Również wtedy światło dzienne wychodzą dawno
skrywane tajemnice Velvet, które sprawiają, że jej sytuacja staje się jeszcze
bardziej trudna.
Za duetem Ed Brubaker/Steve Epting stoi jeden z najlepszych
komiksów z Kapitanem Ameryką, którym oczywiście był ”Zimowy Żołnierz”. Od tego
momentu, fani nieustannie wypatrywali kolejnych ich wspólnych projektów i
doczekali się go w barwach Image Comics. Nie można jednak powiedzieć, że zmiana
wydawnictwa wpłynęła na styl powieści, którą rozpoczęli tu snuć. ”Velvet”
bowiem okazuje się być świetnym spadkobiercą wspomnianego komiksu z Marvela, a
dzięki swobodzie, jaką otrzymali obaj twórcy, okazuje się być momentami nawet
lepsza. Ponownie otrzymujemy solidny thriller, który został świetnie zmiksowany
z elementami szpiegowskimi oraz zawierający sporo scen akcji. Ich odpowiednie
wyważenie to zasługa Eda Brubakera, który na tyle dobrze poradził sobie ze
scenariuszem, że właściwie trudno cokolwiek zarzucić recenzowanemu dziś
komiksowi. Wszystko zaczyna się zgodnie z przepisem Alfreda Hitchcocka, zaś
potem napięcie jedynie rośnie. Chociaż czytelnik dopiero wchodzi do świata
panny Templeton, historia jest rozpisana w taki sposób, że istotność
poszczególnych, początkowych sekwencji jest znakomicie odczuwalna.
Dalej ”Velvet” skupia się znacznie bardziej na swojej
tytułowej bohaterce, która jawi się nam jako bardzo niejednoznaczna, ale przez
to także ciekawa. Od początku wiemy, że ktoś chce ją wrobić w morderstwo agenta
X-14, lecz także i od tego momentu wyraźnie sugeruje się nam, że jeszcze dużo
nie wiemy o Velvet. Tutaj trudno nie odnieść wrażenia, że Brubaker powtórzył
swoją sztuczkę, którą z takim powodzeniem pokazał czytelnikom na łamach ”Fatale”.
Tam bowiem, pomimo obecności czterech tomów na naszym rynku, nadal nie wiemy
jeszcze wszystkiego o Josephine. Jak już jednak wspomniałem, tam odniosło to
znakomity efekt i wydaje mi się, że nic nie stoi na przeszkodzie, by tutaj było
podobnie. Gorzej, jeśli z czasem okaże się to tylko kopiowaniem samego siebie,
lecz moje pokłady wiary w Eda Brubakera właściwie z miejsca odrzucają tę myśl.
Pierwszy tom ”Velvet” to nie tylko intrygująca i
zabójczo skuteczna główna bohaterka, ale także bardzo ciekawe postacie
poboczne. Kolejny raz porównując ten komiks do innego dzieła Brubakera,
wydawanego przez Mucha Comics, wydaje mi się że w dzisiaj recenzowanym komiksie
znacznie naturalniej wyszły dialogi i interakcje tytułowej bohaterki z
postaciami, które pojawiały się na jej drodze. Spodobała mi się także postać
agenta Robertsa, który z jednej strony wydaje się być obecnie jednym z największych
zagrożeń dla Velvet, zaś z drugiej trudno w pewnym sensie nie zrozumieć jego
punktu widzenia i motywacji. Jest to fajnie rozpisany, wyrazisty i silny
charakter, który bardzo szybko utkwił mi w pamięci, pomimo swojej stosunkowo
niedużej roli.
Jeśli pierwszy tom ”Velvet” przypadnie Wam do gustu
tak jak mi, muszę Was nieco rozczarować. Kolejne zeszyty wychodzą bardzo
nieregularnie, co jest spowodowane trybem pracy Steve’a Eptinga. Jako, że nie ma on przymusu dostarczania
kolejnych zeszytów co 30 dni, za to otrzymał zgodę na regularne pokazywanie się
z jak najlepszej strony, ”Velvet” trudno określić mianem miesięcznika. Jednocześnie
oznacza to, że kolejne tomy od Mucha Comics na pewno nie będą publikowane co
pół roku. Wystarczy jednak kilka rzutów okiem na warstwę graficzną komiksu, by
wybaczyć Eptingowi długi czas oczekiwania na kolejne odsłony. Rysownik bowiem odwalił
kawał niesamowitej roboty, a ogrom jego pracy wręcz wylewa się z każdej strony.
Ci z Was, którzy znają ”Zimowego Żołnierza” z pewnością niejednokrotnie przetrą
oczy ze zdumienia, ponieważ Epting jest tu pod każdym względem lepszy. Nie bez
znaczenia jest także współpraca z Elizabeth Breitweiser, która kilkukrotnie
pokazała już, że świetnie się czuje podczas pracy nad komiksami Eda Brubakera. Kolory
dobrane są odpowiednio. Nie sprawiają, że kadry stają się mniej czytelne, czuć
odpowiednie wyczucie.
Jak to ma miejsce w przypadku wszystkich komiksów Eda
Brubakera dla Image, wydania zbiorcze pozbawione są dodatków. co zatem ląduje w
naszych rękach. Standard od Mucha Comics, a więc oprawiony na twardo tom,
masywny i niedrogi tom. Cena okładkowa to 55zł, zatem nie możemy mówić o
zdzieraniu pieniędzy od czytelników.
Pierwszy tom ”Velvet” uważam ze dzieło dobre, intrygujące
i bardzo dobrze rokujące na przyszłość. Wyróżniają się świetne rysunki Steve’a
Eptinga, lecz Ed Brubaker także odwalił kawał solidnej roboty, nie schodząc
poniżej typowego dla niego, stosunkowo wysokiego poziomu. ”Velvet” to
kolejny bardzo dobry komiks w ofercie Mucha Comics i zdecydowanie powinniście
do niego zajrzeć. Nie tylko dla fanów thrillerów szpiegowskich. 5/6 (w
tym plus pół oceny za rysunki)
"Velvet #1: U kresu" do kupienia w sklepie Mucha Comics oraz w sklepie ATOM Comics
"Velvet #1: U kresu" do kupienia w sklepie Mucha Comics oraz w sklepie ATOM Comics
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz