piątek, 19 grudnia 2014

Z archiwum Image #9

Początkowe odsłony ”Z archiwum Image” w swojej nowej odsłonie zdominowane będą przez ”jedynki” z WildStormu, których po prostu posiadam najwięcej. Zapewniam, że w najbliższym czasie trafi do mnie kilka zeszytów z innych studiów początkującego Image Comics, lecz najwcześniej po nowym roku. Dziś początkowo planowałem wziąć na tapetę premierowy numer pierwszego woluminu ”WildC.A.T.S.”, lecz przekopując szufladę w jego poszukiwaniu mignęła mi okładka innego komiksu. Widzicie ją powyżej, a należy ona do początkowej odsłony serii ”Backlash”, który to zeszyt mógłbym określić jako ”wesołe przygody ucznia Jima Lee”.

Brett Booth to rysownik, który od samego początku swojej trwającej do dziś kariery ma łatkę cienia założyciela studia WildStorm. Przez początkowe lata swojej obecności na rynku najzwyczajniej w świecie podrabiał on styl Jima Lee, który nie tylko sprzedał mu kilka swoich ulubionych trików, ale także przygarnął pod swoje skrzydła w czasach, gdy zakładał wraz z innymi wydawnictwo Image. Booth od samego początku WildStormu był w nim obecny, rysując głównie przygody stworzonego przez siebie bohatera o pseudonimie Backlash. Najpierw działo się to na łamach miniserii ”The Kindred”, a następnie już w solowej serii z przygodami Marca Slaytona. I właśnie od warstwy graficznej pierwszego numeru ”Backlash” chciałem zacząć opiniowanie. Otóż ci z Was, którzy lubią Jima Lee, a więc właściwie wszyscy, z pewnością zauważą w grafikach Booth wiele cech typowych dla jego mentora. Najmocniej rzuca się to w oczy patrząc na twarze poszczególnych postaci oraz obserwując sposób, w jaki Booth rysuje postacie kobiece. Nie oceniam całości dorobku artysty, ponieważ wiem że z czasem wyrobił sobie własny styl, jednak kwestia dziś opisywanego komiksu jest inna. Booth jako podróbka Lee sprawdza się nieźle, ale tylko jeśli komuś nie przeszkadza to, że podziwia się prace kopisty a nie oryginału. Owszem, artysta już w tym komiksie próbuje zaznaczyć kilka swoich autorskich popisów, ale wychodzi to najczęściej źle. Największym problemem rysownika są nogi, jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało. Otóż na niektórych kadrach postacie mają tak nienaturalnie potężnie zbudowane nogi, że aż kłuje to w oczy i gryzie się z resztą postaci. Całość oczywiście jest utrzymana w klimacie typowym dla wczesnego Image, chociaż mały plus należy się za wspomniane już postacie kobiece, które u Booth wcale nie są chodzącymi, ogromnymi biustami. Na poniższym, niestety niewyraźnym zdjęciu widać zarówno problem z nogami artysty jak i całkiem normalne wymiary postaci kobiecej.
Paradoksalnie jednak, warstwa graficzna jest tym lepszym elementem pierwszego numeru ”Backlash”. Fabuła, za którą odpowiadali wspólnie Brett Booth, Jeff Mariotte oraz Sean Ruffner nie jest ani głupia, ani także szczególnie odkrywcza. Jej największą wadą jest to, że chociaż mamy do czynienia z pierwszym numerem serii, to jest on totalnie nieprzystępny dla czytelnika, który nie miał wcześnie do czynienia z postacią Marca Slaytona. Zeszyt stara się wprowadzić odbiorcę w fabułę, ale czyni to tak, że parę stron numeru to dość długi flashback z jednego z zeszytów serii ”StormWatch”, który i tak nie wyjaśnia wszystkie. W kluczowej scenie numeru, pojawiają się gwiazdki z komentarzem delegującym czytelnika do sięgnięcia po wspomniany wyżej komiks, a także do miniserii ”The Kindred”. Jeśli tego nie zrobimy, to co właściwie otrzymujemy? Backlash włamuje się do pilnie strzeżonego więzienia, by uwolnić kobietę o pseudonimie Taboo, która ma pomóc mu uratować jego ukochaną. W międzyczasie wspomina odwiedziny u rannej kobiety i walkę z pewnym Daemonitą, która miała tam miejsce. Warstwa fabularna poszła po najmniejszej linii oporu i chociaż czytelnik nie musi koniecznie sięgać po polecane komiksy, to jednak jest to wskazane, by lepiej zrozumieć wydarzenia mające miejsce w zeszycie.

Przejdźmy może do formy wydania zeszytu. Ta już na wstępie nieco zadziwia i nie jestem do końca pewien, czy nie mam po prostu trefny egzemplarz. Otóż po obejrzeniu widocznej na pierwszym zdjęciu okładki i przewróceniu strony, moim oczom ukazuje się... druga, ale inna okładka. O tym, że jest to błąd świadczy to, że wewnętrzne strony obu okładek są identyczne. Nie wiem tylko, czy to mnie trafiła się taka kopia czy też całość nakładu otrzymała tego typu bonus. Drugą okładkę widać na poniższym zdjęciu.
W przeciwieństwie do opisywanego poprzednim razem, premierowego numeru ”Wetworks”, w ”Backlash” jedyny bonus jaki otrzymujemy, to typowy dla wczesnego Image i paskudny jak niemal wszystkie pin-up autorstwa Scotta Clarka.
Jednoznaczna ocena ”Backlash” jest dla mnie trudna. Fabularnie jest ani kiepsko ani jakoś super, po prostu nieprzystępnie i nijako. Rysunkowo z kolei jest nieźle, ale to wciąż tylko (lub też aż) nieco gorsza podróbka Jima Lee. Ocenię więc ten komiks na trójkę z minusem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz