sobota, 13 grudnia 2014

Top 5 #25 - Najgorsze komiksy Image 2014 roku

Pod koniec listopada pojawiła się pierwsza odsłona “Top 5” która podsumowywała mijający rok. Dziś czas na drugą z nich i jak widzicie w powyższym tytule, tym razem pojawi się mnóstwo pomyj, ponieważ wybrałem pięć moim zdaniem najsłabszych komiksów Image, z jakimi miałem do czynienia w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy. Nie miało znaczenia ile czasu spędziłem z danym tytułem, czasem wystarczył raptem jeden zeszyt, by znaleźć się w tym zestawieniu. Oczywiście jestem ciekaw Waszych typów, które możecie zostawiać w komentarzach. Oto moja piątka.
5. Revenge (Jonathan Ross/Ian Churchill)
Już parę razy wspomniałem na blogu, że miniseria ta mi się po prostu nie podoba. Zawiodłem się mocno, ponieważ zestaw twórców nie dawał mi żadnych podstaw do tego, by liczyć się z tym, że otrzymam komiks mierny. ”Revenge” miało być trochę parodią, trochę na serio, ale przede wszystkim ukazywać w krzywym zwierciadle i tak momentami obezwładniająco śmieszne filmy sensacyjne klasy B. Już pierwszy numer dawał solidne podstawy do myślenia, że twórcy poszli zbyt mocno w kierunku parodii, a kolejne przechodziły same siebie w kwestii ilości nachalnych idiotyzmów, jakimi atakowali nas Ross i Churchill. Komiks nie posiadał ani jednej interesującej postaci i byłby w dzisiejszym zestawieniu znacznie wyżej, gdyby nie miejscami naprawdę dobra warstwa graficzna.
4. Cyber Force vol. 4 # 8-10 (Marc Silvestri/Marco Turini)
Nuda i opóźnienia. Te dwa słowa idealnie charakteryzują to, co studio Top Cow zrobiło z tą serią. Reboot całej marki miał w sobie naprawdę spory potencjał i początkowo zrobiono zaskakująco dużo, by szeroko wypromować ten tytuł. Tylko co z tego, skoro twórcy zaoferowali czytelnikowi fabułę przegadaną, postacie przerażająco wyprane z charakterów, rysunki tak słabe, że aż dziw iż tak długo powstawały i przede wszystkim zaledwie 10 numerów w 24 miesiące. W 2014 roku kolejne zeszyty ”Cyber Force vol. 4” ukazały się w styczniu, maju i wrześniu i nie zmieniły kompletnie nic. Totalnie nie dziwię się więc, że poziom sprzedaży leciał na pysk z prędkością światła, za to już teraz obawiam się o poziom ”IXth Generation”, w którym pojawią się postacie z tej serii. Co prawda serię tę tworzyć będzie zupełnie inny zestaw twórców, to jednak obawy nie znikają.
3. Clone (David Schulner/Aaron Ginsburg/Juan Jose Ryp)
Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie: dlaczego czytałem tę serię tak długo? Mniej więcej od okolic ósmego numeru cały potencjał opowiedzenia czegoś nowego i świeżego uleciał bezpowrotnie, a całość zaczęła zjadać własny ogon. Tegoroczne numery pokazały czarno na białym, że twórcy po prostu nie mają pomysłu na dalszą fabułę, do czego zresztą się przyznali pół-żartem na końcu numeru 20 (”Clone powróci gdy wymyślimy co robić dalej”). Klisza goniła kliszę, kolejne pojawiające się na pierwszym planie postacie głównie denerwowały, a niektóre wątki rozwiązywano po najmniejszej linii oporu, jak chociażby ten z czarnoskórym ojcem i jego synem, których przez jakiś czas przetrzymywano. Zupełnie się nie obrażę, jeśli scenarzyści, a momentami było ich aż trzech, nic nie wymyślą i ”Clone” zajdzie z tego świata.
2. Sidekick (John Michael Straczynski/Tom Mandrake)
Zaufałem Straczynskiemu gdy powrócił do Image Comics by odświeżyć swój autorski imprint i w ciemno zacząłem kupować pierwsze trzy zapowiedziane serie. Generalnie żadna z nich nie okazała się na tyle satysfakcjonująca, by się nią zachwycać, ale jedna i tak mocno się wyróżniała. Szkoda tylko że na minus. Tytułem tym jest oczywiście ”Sidekick”, który zawodzi na całej linii. Interesujący koncept Straczynski zepsuł mocno banalnymi uproszczeniami, a bohatera z potencjałem na postać naprawdę tragiczną scenarzysta przerobił na zwykłego psychopatę, któremu trudno kibicować. Do poziomu scenariusza dostosował się Tom Mandrake, który z każdym kolejnym numerem udowadnia, że powinien już przejść na emeryturę, zamiast męczyć czytelników swoimi rysunkami. No i oczywiście opóźnienia. W tym roku udało się opublikować pięć numerów tego komiksu, a jeden z nich bez zapowiedzi kosztował o dolara więcej od poprzedniego. To z pewnością nie sprawiło, by czytelnicy cieplej się wypowiadali o tej serii.
1. Dark Engine (Ryan Burton/John Bivens)
Dla mnie to zdecydowanie największy zawód tego roku. Zapowiedź wyglądała naprawdę przyzwoicie pomimo tego iż podejmowany temat do najświeższych nie należał. Preview także dobrze się oglądało, wywiad z twórcami napawał optymizmem, więc sięgnąłem po pierwszy numer. I poczułem się jakbym dostał w pysk oraz słyszał ogromny śmiech, bo jakiś frajer dał się złapać. Zrobiłem więc coś, czego staram się unikać i kolejny numer spiraciłem. Oba były po prostu fatalne. Pod względem zaprezentowanej fabuły przypomniały się czasy wczesnego Image: niby coś tam o czymś tam było, ale stanowiło to tylko pretekst do sparowania głównej bohaterki z kolejnymi przeciwnikami. Pod względem rysunków – chaos. John Bivens tak bardzo chciał pokazać wszystko co ma najlepsze, że zwyczajnie przedobrzył. I momentami nie jesteśmy do końca pewni, co właściwie autor miał na myśli. Przy tak miałkim scenariuszu, wadę tę widać dwa razy mocniej.

Specjalne wyróżnienia dla tytułów, które do dzisiejszego zestawienia się nie załapały:
Nailbiter” – za zbyt popcornowe podejście do podjętego tematu.
Five Weapons” – za kompletne spapranie drugiego story-arcu.
Sheltered” – za zmarnowany potencjał.

2 komentarze:

  1. Główny bohater do twarzy przyszył sobie skórę z pyska dobermana i wziął w kompaniję karła ozdobionego porożem. Kaman! Ale że Churchilla doceniłeś to tym punktujesz. Ja przy tym komiksie bawiłem się co najmniej dobrze. Właśnie te nachalne idiotyzmy i absolutnie wyświechtane, byle jakie postacie, to jest właśnie kino klasy B, któremu komiks hołduje. Tu chodziło o prostą jak cep historię, podkręconą odrobiną groteski, gore i pokładami kiczu w stylu "Hobo With The Shotgun". Koniec końców, rozumiem że go tu umieściłeś. Inna perspektywa, po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Akurat miałem brać się za Clone'a, a tu takie zestawienie :p. ja się w 2014 najbardziej zawiodłem chyba na Outcastcie Kirkmana, wynudzil mnie strasznie

    OdpowiedzUsuń