To już ostatnia odsłona "Okładki tygodnia" w tym roku. UWAGA: następna pojawi się dopiero za dwa tygodnie. Spowodowane jest to tym, że w najbliższą środę ukaże się tylko jeden komiks. Co prawda w siedmiu wariantach, ale jak już swego czasu wspominałem, będzie to jeden obrazek podzielony na dokładnie tyle części. Nie widzę żadnego sensu w wyróżnianiu tego, który fragment ilustracji udał się Nickowi Dragottcie bardziej, dlatego też postanowiłem, że za tydzień odpoczniemy od tej rubryki. Wszystko wróci do normy 11 stycznia, gdy na blogu pojawi się "Okładka tygodnia" numer 53. Dziś za to na tapecie lądują okładki z komiksów, które ukazały się cztery dni temu.
3. Graveyard Shift #1
Początkowo byłem przekonany, że gościnnie okładkę tę wykonał Jae Lee. Dopiero gdy się mocniej przyjrzałem, zauważyłem kilka istotnych różnic. Niemniej klimatycznie jest bardzo podobnie i strasznie mi to pasuje. Fran Bueno zaprezentował mroczną oraz surową ilustrację, z której po prostu nastrój grozy, pomimo tego iż nie widać na niej żadnych upiorów czy zjaw. Wszystko dzięki bardzo umiejętnemu wykorzystaniu niedużej palety kolorów oraz idealnemu rozłożeniu najważniejszych akcentów. Żaden fragment okładki nie wyróżnia się ponad inne, a całość nie sprawia wrażenia źle skomponowanej czy wyważonej. Solidna, przykuwająca wzrok robota.
2. Rasputin #3
Drugi dziś przykład świetnego użycia mroku i czerni, by stworzyć bardzo udana okładkę. Teoretycznie widzimy na ilustracji Rasputina po, nazwijmy to, bardzo imprezowej nocy. Trudno jednak nie zauważyć kilku szczegółów. Jasnym dla mnie jest, że ogromna, czarna kołdra symbolizuje ciemność coraz mocniej pochłaniającą tytułowego bohatera, a wystarczy lekko odwrócić głowę by zauważyć, że plama po winie przybrała kształt trupiej czaszki. Riley Rossmo nie po raz pierwszy użył naprawdę prostych i oczywistych symboli w nietypowy sposób, dzięki czemu doczekał się kolejnego wyróżnienia w tej rubryce.
1. C.O.W.L. #7
Okładka autorstwa Trevora McCarthy'ego to kolejny dziś już przykład na to, że wcale nie trzeba wielu środków, by stworzyć ilustrację sugestywną, wpadającą w oko, zarazem dużo ciekawszą od dokonań Roda Reisa, ale utrzymaną w klimacie tego, co dotychczas on stworzył. Okładka spokojnie mogłaby posłużyć za plakat. Pomimo tego, iż do jej wykonania użyto minimum środków, trudno nie domyślać się o czym myśli widoczna na obrazku postać i kim jest. Dobry efekt robi też tło oraz "podłoga", oba jakby oderwane od rzeczywistości, a zarazem idealnie komponujące się z pozostałymi elementami okładki. Jak dla mnie ewidentna uczta dla oczu.
Pamiętajcie, następna "Okładka tygodnia" pojawi się nie za tydzień, a za czternaście dni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz