czwartek, 25 grudnia 2014

Top 5 #26 - Najlepsze premiery Image 2014 roku

Przedostatnia już odsłona podsumowująca upływający rok na pewno nie jest tą, która sprawiła mi najwięcej kłopotów. No chyba że problemem było bogactwo naprawdę dobrych komiksów, które Image rozpoczęło w tym roku. Zanim klikniecie w rozwinięcie, rzucę małym spoilerem. Otóż do czołowej piątki nie załapały się tak dobre tytuły jak "The Fade Out", "The Fuse" czy "The Wicked and the Divine", które część z Was na pewno w analogicznym zestawieniu umieściłaby i to pewnie na wysokich pozycjach. Co zatem postanowiłem wyróżnić ja? Sprawdźcie sami.
5. Bitch Planet (Kelly Sue DeConnick/Valentine De Landro)
Ten komiks po prostu musiał zostać wyróżniony i to pomimo tego, że dotychczas ukazał się jedynie pierwszy numer. Ale co to był za komiks! Już dawno nie czytałem żadnego zeszytu, który po prostu wyrzucił mnie z kapci i kopnął w krocze tak mocno, że jeszcze długo nie umiałem się pozbierać. DeConnick, która w zeszłym roku nie rzuciła mnie na kolana "zaledwie" solidną, premierową odsłoną "Pretty Deadly", tym razem już na dzień dobry pokazała, co potrafi. Ten jeden jedyny zeszyt nie tylko przedstawił główną i interesującą oś fabuły, a także ciekawe i niejednowymiarowe bohaterki, ale także został porządnie narysowany przez artystę, którego za czasów rysowania "X-Factor" dla Marvela szczerze nie cierpiałem. Oby tak dalej!
4. C.O.W.L. (KyleHiggins/Alec Siegel/Rod Reis)
Jedyny przedstawiciel nurtu superhero w dzisiejszym zestawieniu i bodaj największe, pozytywne zaskoczenie. Po każdym z kolejnych wyróżnionych dziś komiksów wiele się spodziewałem, natomiast zapowiedzi "C.O.W.L." traktowałem z pewną dozą rezerwy. Ani autorzy jakoś mnie nie przekonywali, ani preview nic nie urywało. Jednak sięgnąłem i... wciągnąłem się na całego. Nie jest to dzieło na miarę największych klasyków komiksów superbohaterskich, ale dorzuca swoje dość świeże trzy grosze do tego gatunku. Już wcześniej pojawiały się motywy grup herosów na usługach władz, lecz nie pamiętam by gdzieś zrobiono z tego jeden z głównych wątków. Sprawnie poprowadzona i wielowątkowa fabuła nie dawała się nudzić, a ciekawe postacie jeszcze mocniej wiązały czytelnika z komiksem. I tylko te rysunki mogłyby być odrobinę lepsze.
3. Southern Bastards (Jason Aaron/Jason Latour)
Podium otwiera jedyny dziś reprezentant komiksów pozbawionych wątków nadnaturalnych (ale czy na pewno?), którym jest triumfalny powrót Jasona Aarona do tworzenia komiksów autorskich. Starszy mężczyzna wraca do miasteczka w którym dorastał, by zakończyć pewną sprawę z przeszłości. Na miejscu odkrywa, że wszystkimi rządzi trener lokalnej drużyny futbolowej i z czasem postanowi to zmienić. Można pomyśleć, że fabuła jest dość oklepana i wszystko sprowadza się do wielkiej bijatyki. Nic bardziej mylnego. Siłą tego komiksu jest niebywały klimat oraz świetnie rozpisany główny bohater. Natomiast końcówka pierwszego tomu... poezja :) Czekanie na premierę drugiego wydania zbiorczego jawi mi się jako przedłużająca się katorga, ale z pewnością warto zaczekać. Tu także pojawia się małe "ale" dotyczące jakości rysunków, ale zupełnie nie odbiera to radości z czytania.
2. Copperhead (Jay Faerber/Scott Godlewski)
Już pierwsza zapowiedź tego komiksu sprawiła, że trafił on na moją "wish-listę". Polecanka, której autorem był Brian K. Vaughan dodatkowo mnie nakręciła i tylko preview wyglądało tak sobie. Sięgnąłem więc po numer pierwszy i... rozpocząłem nerwowe oczekiwanie na zapowiedź wydania zbiorczego. Pierwsze co rzuciło się w oczy, to twarda, wielowymiarowa (także w niekoniecznie pozytywny sposób) bohaterka. Później było nie gorzej. Jay Faerber stworzył intrygujący świat i oprócz nie tak typowych wątków kryminalno-fantastycznych czy rodzinnych, porusza motywy rasizmu oraz równouprawnienia. Wbrew pozorom, przy "Copperhead" można przemyśleć pewne sprawy, ponieważ aż zbyt jasne jest, że scenarzysta odwołuje się do aktualnych dziś problemów. No i wreszcie mogę to napisać - także rysunki stoją na wysokim poziomie.
1. Trees (Warren Ellis/Jason Howard)
Najlepszą premierą mijającego roku w mojej ocenie jest komiks, który nie rzuca na kolana ani tempem opowiadanej historii ani także olśniewającym poziomem warstwy graficznej. Jest za to konsekwentnie ciekawy, trzymający w napięciu, świetnie rozpisany, z oryginalną fabułą, genialnymi okładkami i dobrymi - ale nie genialnymi - rysunkami artysty, który kompletnie zmienił swój jakże charakterystyczny styl na potrzeby "Trees". Połączenie sił tych dwóch panów dało nam komiks zapadający w pamięć i intrygujący na tyle, że w dobrej sprzedaży nie przeszkodziło mu nawet pominięcie w oficjalnych zapowiedziach Image Comics. Historia ta triumfalnie przywróciła Ellisa do pisania po dłuższej przerwie scenariuszy komiksów i chociaż dziś można zaryzykować stwierdzenie, że jest obecny właściwie wszędzie (Image, przez jakiś czas Marvel, wkrótce także Dynamite), to jednak "Trees" pozostaje najciekawszym komiksem jego autorstwa w tym roku.

6 komentarzy:

  1. No ja bym tylko podmienił Copperhead na Velvet, Wicked And Divine albo The Fade Out... albo nawet na Wytches. W tych przeczytanych przeze mnie dwóch numerach Copperhead nie wydarzyło się jeszcze nic żebym mógł zamknąć tę serię w tak wąskim podsumowaniu i nie mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że wybija się to ponad inne tegorocznie sci-fi debiuty z Image (Roche Limit i Drifter).

    Oczywiście zwalam to na fakt, że to cholernie mocny rok dla Image i każdy może z ich oferty wycisnąc coś baaardzo pod siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Velvet debiutowało w październiku 2013 roku, nie było nawet brane pod uwagę :)

      Usuń
  2. Spodziewałam się zobaczyć tu "The Wicked + The Divine", trochę szkoda, że się nie załapało. Tak samo jak "Wytches". Ale zgadzam się z resztą serii, przynajmniej tą częścią, z którą już zdążyłam się zapoznać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Outcast! Spread! Birthright! Wytches!

    Jaki jest sens robić Top 5 przy takim urodzaju? Top 10 może by bardziej pomogło sensownie zobrazować mijający rok.

    OdpowiedzUsuń
  4. Co do jakości krechy w Southern Bastards, to akurat jestem tego zdania, że te koślawe, proste (nie prostackie) designy wprowadziły sporo do redneckowości klimatu serii i nie wyobrażam sobie żeby były bardziej estetyczne.
    Ogólnie dobra lista (Bitch Planet), natomiast Trees mam przeczytane na poziomie pierwszego numeru i jakoś nie mogłem się wkręcić w komiks, pomimo Ellisa na pokładzie.

    OdpowiedzUsuń