Zombie tu,
zombie tam, zombie krzywdę zrobią nam. Od czasów sukcesu „The Walking Dead”
komiksów z żywymi trupami w roli głównej pojawiło się na rynku całe mnóstwo.
Któregoś dnia także i samo wydawnictwo Image ogłosiło, iż studio Shadowline
opublikuje czteroczęściową miniserię utrzymaną w tym klimacie, a nawet idącą
kilka kroków dalej. Nikt wówczas nie spodziewał się, że za około pół roku każdy
z czytelników zostanie po prostu oszukany, ponieważ podobnie jak dzieło Roberta
Kirkmana, tak i ta pozycja zombie używać będzie tylko jako pretekst do ukazania
pewnego problemu społecznego. I mimo to większość z nich będzie piać z
zachwytów. Panie i panowie, oto króciutka geneza komiksu „Rebel Blood”
Alexa Linka i Riley’a Rossmo.
Głównym
bohaterem komiksu jest niejaki Charlesa Neville. Mężczyznę poznajemy
ukrywającego się w lesie i żyjącego w świecie opanowanym przez zombie. Jednakże
tym razem infekcja nie dotyczy tylko ludzi – wirus atakuje wszystkie żywe
organizmy. Pierwsze sceny z udziałem Charlesa to walka z zombie-wilkami, a po
drodze napotkamy jeszcze wiele innych zmutowanych zwierząt. Mężczyzna walczy o
swoje życie, lecz cały czas myślami jest przy swojej ukrywającej się w mieście
rodziny. Jego jedynym towarzyszem jest nieznajomy głos, który słyszy przez CB
Radio. W końcu Charlesa postanawia postawić wszystko na jedna kartę i ruszyć do
mieściny, by uratować żonę i dzieci, przetrzymywane przez zombie...
...ale że
co? No właśnie, już pierwszy zeszyt „Rebel Blood” pokazuje nam, że nie
będzie to typowa historia z udziałem żywych trupów. Nie tylko chyba pierwszy
raz widzimy także zainfekowane zwierzęta, ale także dość inteligentne zombie i
bardzo nietypowo zachowujących się ludzi. Od samego początku lektury komiksu
czujemy, że coś tu zdecydowanie nie gra i z każdą kolejną stronnicą chcemy się
dowiedzieć co dokładnie. Tu już pojawia się pierwsza zdecydowana zaleta „Rebel
Blood”. Scenarzysta Alex Link najpierw bardzo sprawnie i umiejętnie
pokazuje nam świat, w którym dzieją się przedstawione wydarzenia, a następnie
bardzo szybko roztacza mgłę tajemnicy. W efekcie dostajemy nie tylko
survival-horror, ale także konkretną fabułę, którą trudno do czegoś porównać.
Dotąd, gdy w komiksie pojawiały się zombie zachowujące inteligencję, były to
raczej parodie pokroju „Marvel Zombies”. Link zdecydowanie pokazuje, że ma
pewien pomysł do przekazania i z całą pewnością jest on poważny, śmiem nawet
rzec, że śmiertelnie.
„Rebel
Blood” świetnie nakreśla głównego bohatera. Nie jest to jednowymiarowa
postać. Charles jest mocno chaotyczny i nieprzewidywalny w swych działaniach,
ale jednocześnie jest to typ uparcie dążący do uratowania swojej rodziny. Jako
że to właśnie z nim spędzamy 90% lektury komiksu, ważne jest by bohater nas nie
nudził. Neville’owi udaje się być interesującą postacią, pomimo tego iż
teoretycznie jest tylko strażnikiem lasu.
Największą
zaletą „Rebel Blood” jest niesamowita końcówka tomu. Dopiero wtedy
wszystkie wskazówki dawane przez scenarzystę stają się jasne. Nie będę
spolerował, by nie zepsuć Wam przyjemności z czytania komiksu, ale jeśli
przyjrzycie się początkowym rozdziałom „Rebel Blood” to zauważycie, że
Charlesa przynajmniej kilkukrotnie zostaje ugryziony i się nie przemienia.
Ujawnienie powodu takiego zachowania mężczyzny sprawiło, że uznałem komiks ten
za zdecydowanie najlepszą miniserię roku 2012 i z całą pewnością jedną z
najlepszych pozycji wydanych na dwudziestolecie Image Comics. Alex Link położył
nawet Rilley’a Rossmo, a właśnie „Rebel Blood” stało się komiksem, za
który uwielbiam tego rysownika.
No właśnie,
Riley Rossmo. Jest to rysownik który bardzo rzadko publikuje cos poza Image
Comics. Jednocześnie potrafi odnaleźć się w naprawdę wielu gatunkach komiksów i
jego prace pasują do naprawdę wielu różnych gatunków opowiadanej historii. W
sumie przeczuwam, że prędzej czy później poświęcę mu na blogu trochę miejsca,
ale teraz nie czas i miejsce na to. Rossmo w „Rebel Blood” moim zdaniem
daje kolejny popis swoich umiejętności, świetnie bawiąc się kompozycją i kolorami
poszczególnych kadrów. Nie jest to artysta który aspiruje do miana następcy
Alexa Rossa, ale jego charakterystyczny styl idealnie nadaje się do tworzenia
wszelkiej maści zmutowanych stworów, które z jednej strony wydają się być
obrzydliwe, ale z drugiej nie przekraczają drobnej granicy dobrego smaku. Po „Rebel
Blood” nie oczekujcie więc ogromnej ilości flaków latających na każdej
stronie, ani przesadnego stosowania barwy czerwonej podczas procesu
kolorowania. Rossmo idealnie broni się jedynie swoim talentem.
W przeciwieństwie
do wielu posiadanych przeze mnie tomów zbiorczych od Image, w „Rebel Blood”
znajduje się niemal dwadzieścia stron rozmaitych dodatków. Zdecydowana większość
z nich to kolejne prace Rossmo, tylko utwierdzające mnie w przekonaniu, że jest
to artysta niesamowity. Na dodatki te składają się oczywiście kompletna galeria
okładek wszystkich zeszytów, wczesne szkice, concept-arty, projekty zwierząt w
wersji zombie, dwa gościnne pin-upy oraz seria traserów wypuszczonych przez
Image, zapowiadających ukazanie się „Rebel Blood”. Jako osoba lubująca się
właśnie w tego typu bonusach, jestem szczerze usatysfakcjonowany dodatkami z
tego komiksu. inną kwestią jest jednak dość wysoka cena „Rebel Blood”. Za
komiks w miękkiej oprawie i liczący dokładnie 120 stron musimy zapłacić niemal
piętnaście dolarów. To sporo, zwłaszcza że kupując miniserię w pojedynczych zeszytach
zapłacilibyśmy mniej.
Mimo tego
drobnego minusa, uważam że „Rebel Blood” jest zdecydowanie pozycją wartą
uwagi i przeczytać ją powinien każdy wielbiciel dobrego, komiksowego horroru. Moja
ocena może być tylko jedna – piątka z dużym plusem.
Świetna recenzja. Komiksu nie czytałem, bo jak dotąd omijam temat zombie. Nigdy nie miałem w rękach "The Walking Dead" i nie czuję się z tym podle. Chyba z premedytację ignoruję, sam nie wiem... Ostatnio jednak coś mnie podkusiło i zamówiłem nadchodzący marvelowski "Empire of Dead", jak będzie przełom to może będę inwestował dalej. Komiks trafia do przechowalni :)
OdpowiedzUsuń