środa, 25 grudnia 2013

Angelus vol. 1 (Ron Marz/Stjepan Sejic)

Dawno nie było czegoś z Top Cow, a skoro dziś pierwszy dzień świąt, to czemu by nie napisać parę słów o aniołach? Po wcześniejszych recenzjach dwóch tomów przygód Sary Pezzini oraz jednym opowiadającym o całej trzynastce posiadaczy artefaktów, czas na poświęcenie odrobiny uwagi dla miniserii, która w przyjemny sposób uzupełnia wymienione wcześniej tytuły. Jednocześnie cierpiała ona na spore opóźnienia wydawnicze, a ponieważ stała na przyzwoitym poziomie, niecierpliwość większości fanów sięgała zenitu. Panie i panowie – czas na recenzję „Angelus” duetu Ron Marz oraz Stjepan Sejic.

W komiksie tym w rolę tytułowej bohaterki wciela się Danielle Baptiste, która posiadła moc niebiańskiej wojowniczki niedługo po tym, jak utraciła swoją połowę Witchblade. Bohaterka ta zdobyła serca czytelników na tyle mocno, że studio Top Cow chciało uszczknąć z niej coś jeszcze. Okazało się, że duet odpowiedzialny za comiesięczną serię z przygodami Sary Pezzini ma pomysł na dalsze przygody kobiety i to oni zajęli się miniserią, jednocześnie pracując nadal nad „Witchblade”. Z tego też powodu „Angelus” cierpiało na solidne opóźnienia, ponieważ Stjepan Sejic nie wyrabiał się z terminami, a sam tytuł spotykały także inne problemy. Sama miniseria nie powala oryginalnością czy złożonością fabuły. Przedstawia ona początki Danielle w roli anielicy. Oczywiście nie odnajduje się ona w niej najlepiej, komplikuje się jej życie prywatne, a inne anioły oczekują od niej silnego i zdecydowanego przywództwa. W końcu niektóre z nich uznają, że Dani nie jest godna noszenia miana Angelus i zawiązują przeciw niej spisek. Ponadto, kobieta wciąż jest zobowiązana polować na Jackiego Estacado – nosiciela The Darkness.

Zdecydowanie rozczarują się te osoby, które po „Angelus” oczekiwały znaczącego rozwinięcia uniwersum Top Cow. Ron Marz od samego początku obraca się w tym, co już od dawna o tej mocy wiemy, dodając jedynie kilka postaci drugoplanowych. Całość przedstawionej historii jest lekkostrawna dla wytrwałego fana tego komiksowego świata i niestety może okazać się dość zawiła dla osoby, dla której „Angelus” jest pierwszym z nim kontaktem. Faktem jest, że pierwsze kilka stron tłumaczy założenia mocy tego artefaktu, jednak robi o dość pobieżnie. Dużo więcej o Angelus można dowiedzieć się chociażby z przywoływanej już dziś serii „Witchblade”. To jednak nie jest jedyny wyraźny minus tego komiksu.

Chociaż postać Danielle nic nie traci ze swojego uroku, przez większość komiksu jest strasznie irytująca. Na tyle, że momentami sam zastanawiałem się jakim cudem okazała się ona być godna noszenia tak potężnego artefaktu. Tu znów Ron Marz nie robi niczego niezwykłego, ponieważ w pewnym momencie Dani niejako pstryka placami i z miejsca okazuje się być kandydatką na jedną z najlepszych anielic w historii. Ot, tak po prostu – dziewczyna odkrywa w sobie niebywałe powołanie, po blisko stu stronach irytowania czytelnika. Ale to nie koniec minusów...

Postacie drugoplanowe leża i kwiczą praktycznie w stu procentach. Zawsze dziwiłem się dlaczego Marz nigdy nie wziął się także za pisanie przygód The Darkness. Po lekturze „Angelus” już wiem jaki jest tego powód – po prostu nie potrafi. Jackie jest w tym komiksie nudny, jednowymiarowy i po prostu nijaki. Jednak i tak nie jest najgorszym elementem komiksu. Tym jest postać anielicy Sabine – głównej przeciwniczki Danielle w tym komiksie. Ron Marz zbudował ją na podstawie zlepku schematów tak oklepanych, że wręcz powinno zakazać się ich używania. Z drugiej jednak strony scenarzyście udało się tak napisać Sabine, że w sumie nie wiem czy była bardziej zarozumiała czy zazdrosna. Na pewno była nudna i nie potrafiła rozpalić we mnie chociażby iskierki nadziei na to, że może stanowić dla Dani jakiekolwiek poważniejsze zagrożenie. Na tym minusy „Angelus” się kończą, plusów zbyt wielu znowu nie ma, ale...

Przypuszczam że gdyby Stjepan Sejic narysował instrukcję korzystania z wiertarki, to też bym się zachwycał. Chociaż w dużej mierze „Angelus” miało opóźnienia przez niego, kolejne stronnice komiksu dają multum powodów, by artystę tego usprawiedliwić. Począwszy od stylowej, klimatycznej okładki, aż po samo zakończenie komiksu, „Angelus” to kolejny popis tego niezwykle utalentowanego grafika. Jego charakterystyczny styl świetnie pasuje do anielskich klimatów. Sejic doskonale tworzy wizerunki zarówno seksownych anielic, ich pomocników, wszelkiej maści stworów, a także ma bardzo ciekaw wyczucie kompozycji oraz doboru kolorów. Jednym zdaniem, nie potrafię w żaden sposób się przyczepić do jego prac.

Angelus” jest wyjątkowo ubogi jeśli chodzi o dodatki, przynajmniej jak na standardy Top Cow. W tomie znajdziemy kompletną galerie okładek, krótki wstęp autorstwa pisarki Angeli Robinson oraz kilkustronicowy preview pierwszego tomu „Artifacts”. Nie jest to mało, ale z doświadczenia własnego wiem, że studio to stać na znacznie więcej w tej kategorii, której uparcie się trzymam w każdej ze swoich recenzji.

Angelus” jest miłym uzupełnieniem uniwersum Top Cow, ale zdecydowanie nie jest to lektura obowiązkowa, ani także szczególnie godna polecenia. Warstwa graficzna to jedyne, co trzymało mnie pod zdrowych zmysłach podczas lektury, ponieważ scenariusz był niestety bardzo kiepski. Wystawiam nieco naciąganą tróję z minusem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz