poniedziałek, 9 grudnia 2013

O ślepej miłości do zielonego grzebienia - rozmowa z Łukaszem Mazurem

Bohaterem trzeciego wywiadu, który pojawia się na tym blogu jest Łukasz Mazur - założyciel bloga "Kolorowe Zeszyty", a w późniejszym czasie także jego spin-offu "Larsenofila". Jak nietrudno się domyśleć, jest to zdecydowanie największy polski fan twórczości Erika Larsena i właśnie tego będzie dotyczyć rozmowa.


Krzysztof Tymczyński: "Zielony facet z grzebieniem na głowie" - nie jestem pewien czy dobrze przytoczyłem, ale czy pamiętasz te słowa?

Łukasz Mazur: Rozumiem, że nawiązujesz do słów Marcina Rusteckiego, który spytany w jednym z wywiadów o ewentualne plany wydania przygód Dragona (za czasów TM-Semic) w niezbyt pochlebnych słowach wypowiedział się na temat serii Larsena. Na chwilę się wtedy zagotowałem i popełniłem jakiś wpis na Kolorowych Zeszytach, bo raz, że to przecież moja ulubiona seria, a dwa, że wypowiedział się tak człowiek, który przy pomocy swojego kultowego wydawnictwa dawał mi co miesiąc kupę radochy i zaszczepił miłość do superherosów. Taki polski Stan Lee, he he. Po latach wyjaśniliśmy sobie tę sytuację z Marcinem, więc nie ma między nami żadnych spięć (zresztą całej tej sytuacji nie można nazwać nawet konfliktem, ot, fanboy się lekko zagotował i tyle).

Jak więc zaczęła się Twoja przygoda z tym zielonym jegomościem?

Wszystko zaczęło się od "Zemsty złowieszczej szóstki" publikowanej na łamach polskiego "Spider-Mana" i doskonałym rysunkom Erika Larsena. Jakiś czas później w jednym z numerów "Super Boomu" trafiłem na czarno-białą okładkę jednego z pierwszych numerów "Dragona" i sobie zakodowałem, że Erik obecnie pracuje nad tą serią. I tu kolejny przeskok w czasie - parę lat później, pierwszy kontakt z internetem - nie wiem jak trafiłem na stronę SavageDragon.com, ale sekcja z okładkami zachwyciła mnie na tyle, że każdą z nich zgrywałem na dyskietki, żeby mieć je również na domowym kompie. Był to jednak czas kiedy sprzedałem swoją całą kolekcję komiksów (klasyczny powód nastolatka pt. "bo jestem już na to za stary"), więc te kilkadziesiąt okładek w jotpegach, to był w zasadzie mój jedyny komiksowy akcent w tamtym okresie. Jakoś w 2002 roku postanowiłem przekonać się czym w zasadzie jest ten zielonoskóry olbrzym stworzony przez Larsena i tak wróciłem do komiksów. Parę lat zajęło mi skompletowanie wszystkich zeszytów, a od dłuższego czasu jestem już na bieżąco z tym co się dzieje u Dragona.

Załóżmy, że nigdy nie czytałem przygód Savage Dragona. Co mógłbyś powiedzieć mi o tej postaci?

Powiedziałbym Ci, że wygląda jak Hulk z płetwą na głowie. I że przybył z kosmosu. I że jest supersilny i posiada czynnik regenerujący, więc jeśli obetniesz mu rękę, to zapewne w następnym numerze już mu odrośnie. Brzmi jak kalka i nic oryginalnego, ale to co czyni tę postać wyjątkową w moich oczach to fakt, że mimo bycia istotą pozaziemską, jest jedną z najbardziej (o ile nie najbardziej, z tych których znam) ludzkich postaci w komiksach. Ze swoimi słabościami, dylematami moralnymi, przekleństwem jakim jest i wygląd i supermoc. Wbrew pozorom to skomplikowana postać z bogatą historią. Warto zagłębić się w jej przygody na dłużej niż tylko kilka numerów.

Jako że znam serię dobrze i wciąż regularnie ją czytam, nie mogę sobie nie pozwolić na małą prowokację. Otóż moim zdaniem mniej więcej od 150 numeru serii, The Savage Dragon "przeskoczył rekina" i obecnie zarówno pod względem fabularnym jak i od strony graficznej jest daleki od tego, co Erik Larsen prezentował w najlepszym okresie tego bohatera. Jakie jest Twoje zdanie na ten temat?

Nawet nie będę się starał polemizować - to prawda. Dla mnie tak mniej więcej od setnego numeru seria straciła polot i świeżość; momenty są (i to nawet w paru ostatnich numerach), ale to jednak nie to samo co pierwszych kilkadziesiąt zeszytów, gdzie co prawda Dragon był głównym bohaterem, ale do tego było mnóstwo postaci drugoplanowych wzbudzających sympatię i ciekawość. To że Larsen lubi uśmiercać wiadomo nie od dziś, więc większość obsady z pierwszych lat serii jest już "po drugiej stronie kadru", a nowe postaci - w tym przejmujący serię syn Dragona, Malcolm, nie są już tak wyraziste i interesujące. Erik, odmładzając serię - moim zdaniem - chciał dotrzeć do nowych, młodszych czytelników, ale zapomniał, że stoi za nim 4-5 tysięcy regularnych nabywców i wiernych fanów, którzy byli tam dla Dragona i spółki. I będą oni co prawda dalej, ale jednak to już nie jest to samo. Przy czym rozumiem, że zmiany są potrzebne, ale no cóż - do końca tego nie kupuję. Pewnie po części jest to też spowodowane wypaleniem i tym, że w tej serii naprawdę już wszystko miało miejsce - z czego zdaje sobie sprawę sam twórca, który kilka miesięcy temu przyznał się na forum Dragona, że nie ma pomysłu na dobry temat do jubileuszowego dwusetnego numeru (zapewne w 2014) i czeka na jakieś propozycje. Co do grafiki - owszem. Mniej dokładna kreska, wyglądająca jak robiona w pośpiechu, drugi plan często leży. Ze smutkiem trzeba stwierdzić, że najlepsze lata ta seria ma już za sobą.

Osobiście uważam, że to co piszesz powinno być dla Larsena oczywistym znakiem, iż seria powinna się zakończyć zanim jej poziom otrze się o komiksowe dno.

Tutaj się nie zgodzę. Co by nie mówić o spadku poziomu, to nadal - jako fan tej serii, postaci, twórcy i uniwersum - chcę przynajmniej kilka razy do roku widzieć kolejne części. To taka ślepa miłość.
Rozmawiając o Larsenie nie sposób nie wspomnieć o jego kontynuacji „Supreme”. Tu pytanie nasuwa się samo - co poszło nie tak?

Hmmmm... zaskoczyłeś mnie tym pytaniem, bo... zupełnie zapomniałem o tym fakcie. Ukazało się sześć numerów kontynuacji, Erik trochę namieszał i zostawił pole do popisu ewentualnym następcom, ale jest to dla mnie na tyle średnia historia, że dość szybko wyparłem ją z pamięci. Nie jest zła, ma ciekawe wątki, ale mimo wszystko nie sprawia, że chcę wiedzieć co dalej. Już bardziej ciekawi mnie przeszłość „Supreme”. Tak więc historia średnia, wyniki sprzedaży też mocno słabe (z tego co kojarzę, to nawet słabsze niż u Dragona), więc nie dziwi fakt, że Larsen opuścił pokład i że do tej pory nie znalazł się żaden następca. Fani też niespecjalnie domagają się dalszych numerów.

Tu można posądzić Larsena o trochę dziwne postępowanie. Twórca w wywiadach zarzekał się, że ma pomysły na dalsze numery serii i na razie opiera się na notatkach Alana Moore’a, ale potem już ruszy z własnymi fabułami. Tymczasem gdy okazało się, że seria sprzedaje się fatalnie, Larsen po prostu opuścił tonący okręt, nawet nie dając nielicznym czytelnikom satysfakcjonującego zakończenia. Nie zrozum mnie źle, nie chcę koniecznie robić z Erika jakiegoś drania, ale nie sądzisz że można było lepiej to rozwiązać?

Pewnie można było, ale mając w pamięci, że oprócz "Supreme" Erik jak zawsze miał na głowie również kolejne części przygód Dragona (w czasie wydawania larsenowego "Supreme" wyszło również sześć numerów SD), to przy takiej a nie innej sprzedaży nie dziwne, że stracił siły i chęci. Z pasji i bez wielkiego zainteresowania czytelników robi już przygody zielonoskórego olbrzyma, którego jest twórcą i który od 20 lat zajmuje jego głowę. Więc z tego względu rozumiem. A to że zapowiadał inaczej - no cóż, albo zmienił zdanie, albo był to blef, co by nie odstraszyć potencjalnych czytelników hasłem typu "mam jakiś pomysł, zobaczymy jak to wyjdzie". Brak kolejnych numerów z przygodami postaci stworzonej przez Liefelda to niezbyt duża strata. A warto też pamiętać, że pod koniec pracy nad swoim runem przy tej serii Larsen wiedział, że ma prawa do postaci Ant i pewnie myślami był również przy tej heroinie i jej nowej serii (która do tej pory nie ujrzała światła dziennego).

I o to też chciałem zapytać. Czy wiadomo dlaczego w temacie Ant panuje zupełna cisza?

Nie wiadomo czemu, tak samo nie wiadomo kiedy w ogóle coś się z tym ruszy. Od dłuższego czasu Erik milczy w temacie, fani co jakiś czas dopytują się o postęp prac, ale bez odzewu. Postać Ant czyli Hanny Washington została stworzona przez Mario Giully'ego, który odpowiadał i za scenariusz i za rysunki. Powstały trzy serie z czego vol. 2 (Image Comics) i vol. 3 (Big City Comics) nie zostały w ogóle dokończone. Pod koniec zeszłego roku Larsen nabył prawa do postaci i uzgodnił z Giullym, że razem stworzą brakujący dwunasty numer drugiej serii, po czym Ant już na zawsze przejdzie pod skrzydła Erika. Do tego jednak nie dojdzie - panowie weszli w konflikt i nie zapowiada się, żeby w ogóle zawracali sobie głowę tym przedsięwzięciem. Od tego też czasu twórca Dragona milczy i nie wiadomo czy planuje kolejny ongoing, czy może mini-serię, czy też włączy Ant do obsady Savage Dragona. I niestety nie jest to pierwszy raz kiedy coś zapowiada, żeby później nie wracać do tematu...

Czy planujesz tchnięcie drugiego życia w swojego bloga?

To już by było chyba trzecie życie, wcześniej zdarzyła się równie długa przerwa jak teraz. Problem w tym, że Larsenofilia to jednak jeden z wielu projektów przy których coś robię i raczej z końca listy "rzeczy do zrobienia" kiedy już wrócę z normalnej pracy. Póki co raz na jakiś czas aktualizuję jedynie listę osób z Niewielkiej Biblioteki Savage Dragona (Bele, pozdrawiam!), ostatni wpis miał miejsce w kwietniu, a w kolejnym dam pewnie znać o tym wywiadzie. Nie chcę robić wielkich zapowiedzi - jeśli kiedyś mnie natchnie na częstsze aktualizacje, to będą. Jeśli nie, to trudno. Komiksowa blogosfera za bardzo na tym nie straci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz