wtorek, 31 grudnia 2013

Czytelnicy tego bloga - komentujcie :D

Ostatni post w tym roku ma na celu nie tylko złożenie Wam życzeń udanego Sylwestra i jak najmniej przechorowanego Nowego Roku, ale także będzie małym podsumowaniem, planowaniem oraz prośbą o pobicie rekordu ilości komentarzy :)

Przede wszystkim dziękuję wszystkim, którzy odwiedzają tego bloga. W chwili gdy piszę te słowa licznik wskazuje 7607 odwiedzin, co daje blisko 125 wejść dziennie. Wynik ten satysfakcjonuje mnie, ale z chęcią jakoś bym go zwiększył. Co zatem planuję na najbliższe 12 miesięcy?
  1. Z całą pewnością dokończę "Historię Image Comics", której zostało mi w planach dwie części. Pierwsza z nich jest już mniej więcej w połowie gotowa, więc jeśli dobrze pójdzie, to w styczniu na pewno już się ukaże.
  2. Jeśli zaufać cyferkom, które pokazuje mi blogspot, "Moje", "Wasze" oraz "Top 5" całkiem przypadło Wam do gustu, więc każda z tych trzech rubryk będzie kontynuowana.
  3. Jeśli czasu i zapału starczy, na blogu powinny ukazywać się 2-3 recenzje komiksów miesięcznie. Docelowo chcę ich w przyszłym roku opublikować około 30. No chyba że będzie mnie niosło, wtedy liczba ta zwiększy się.
  4. Trzy z czterech najpopularniejszych wpisów na blogu to wywiady. W przyszłym roku będę próbować nawiązać kontakt z twórcami pracującymi dla Image Comics i nakłonić kogoś do wywiadu. Już małą listę kandydatów mam.
  5. Gdy już zrealizuję obietnicę z punktu pierwszego, spróbuję zastąpić "Historię..." inną publicystyką. W grę wchodzą felietony i biografie twórców. Być może z czasem oświeci mnie na tyle że wymyślę coś jeszcze.
PROŚBA
W myśl zasady "nic dla Was bez Was", mam ogromną prośbę. Chciałbym mianowicie żebyście w komentarzach napisali co Was się podoba w blogu i co chcielibyście, by zostało zmienione. Przyjmę każdą konstruktywną krytykę, nawet od anonimów. Chodzi zarówno o treść prezentowanych postów, jak i nawet wygląd bloga.

Jak już się ogarnę po Sylwestrowo-noworocznym szaleństwie, z pewnością dokładnie przeczytam Wasze opinie. Tymczasem raz jeszcze życzę wszystkim udanej zabawy i szczęśliwego nowego roku.

sobota, 28 grudnia 2013

Brandon Graham opowiada o swoich planach wobec serii "Prophet"

Seria "Prophet" jest swoistym fenomenem w ofercie Image Comics. Prowadzony przez Brandona Grahama cykl okazał się sukcesem zarówno jeśli chodzi o sprzedaż, jak i o poziom przedstawionej historii. Sam do dziś jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak nieznany mi wcześniej scenarzysta doprowadza do tego, że twór Roba Liefelda okazuje się być wyrazistą i zajmującą postacią. Zresztą nie tylko ja jestem pełen uznania dla Grahama, o czym świadczyć może chociażby nominacja do tegorocznej nagrody Eisnera w kategorii "najlepsza seria". Niestety, w marcu przyszłego roku "Prophet" dobiegnie końca swojej podróży. Ale czy na pewno?
Najpierw jednak czeka nas styczniowy numer, w którym warstwą graficzną gościnnie zajmie się Ron Wimberly. Zeszyt ten będzie interesujący z tego powodu, bo znajdzie się w nim długo wyczekiwany origin postaci Dieharda. Twórcy skupią się jednak nie tylko na jego początkach i związkach z grupą Youngblood, ale też na tym co działo się z nim przez ostatnie... dziesięć tysięcy lat. To naprawdę spory kawał czasu do opowiedzenia.

Brandon Graham zdradził w wywiadzie dla serwisu Newsarama, że Wimberly tak naprawdę jest współscenarzystą styczniowego numeru serii "Prophet". Znany twórca animacji jest odpowiedzialny za całość originu Dieharda, natomiast Graham jedynie kontrolował, by wszystko mieściło się w ramach tego, co czytelnicy już wiedzieli o tej postaci.

Marcowy "Prophet #45" będzie ostatnim numerem comiesięcznej serii, lecz jeszcze w 2014 roku ukazać się ma kontynuacja pod tytułem "Prophet: Earth War". Na razie wiadomo o nim tylko tyle, że Grahamowi uda się zebrać do pracy nad tą miniserią praktycznie wszystkie osoby, które maczały palce przy powstawaniu ongoingu. Jak tylko znane będą kolejne szczegóły, z pewnością o nich napiszę.

Moje #7

Dziś nadszedł czas na pochwalenie się solidną porcją klasyków. Osoby, które znają mnie nieco lepiej wiedzą, że mam ogólnie pojętego świra na punkcie WildStormu - zarówno z czasów Image jak i DC. Moim osobistym the best of zawsze były kolejne serie WIldCats wraz ze spin-offami i właśnie nimi chcę się dzisiaj pochwalić.

Spartan: Warrior Spirit #1-4: jeden z wielu przykładów na to, że świetni scenarzyści odwalali w Image straszną kichę.
Zealot #1-3: bodajże pierwsza praca Rona Marza dla Image Comics.
Warblade: Endangered Species #1-4: fatalne pod każdym względem :D
Warblade: Razor's Edge #1-5: co prawda wydane już pod szyldem DC, ale jakoś nie mogłe sobie darować pominięcie tej miniserii.
WildC.A.T.S. Trilogy #1-3: w głównej serii szalał Jim Lee, a w tej miniserii - Jae Lee.
Spawn/WildC.A.T.S. #1-4: z hukiem wyleciało z kanonu po tym, jak Jim Lee przeniósł studio WIldStorm do DC Comics.
WildC.A.T.S. vol. 1 (niepełny): tu musicie uwierzyć mi na słowo. Zdjęcie to prezentuje 37 z 50 wydanych numerów pierwszego woluminu serii plus annual oraz wydanie specjalne. Mam nadzieję, że w przyszłym roku zdobędę już komplet.
W gronie tych zeszytów znajduje się także moja mała perełka, a więc oryginalnie zapakowany WildC.A.T.S. vol. 1 #4 z załączoną kolekcjonerską kartą.
Przy okazji wspomnę, że do kompletu pierwszej serii brakuje mi numerów 35, 37-40 oraz 42-49. Z radością odkupie je za rozsądne pieniądze :)

piątek, 27 grudnia 2013

Zabójstwo na stacji orbitalnej, czyli słów parę o "The Fuse"

Jednym z najciekawiej zapowiadającym się nowym tytułem od Image jest z pewnością "The Fuse" Antony'ego Johnstona oraz Justina Greenwooda. Obaj panowie współpracowali już w Oni Press podczas tworzenia kilku numerów cyklu "Wasteland" i już w lutym ponownie połączą siły, by opowiedzieć kolejną historię osadzoną w ponurej przyszłości. Dzięki wywiadowi jaki obaj udzielili serwisowi CBR, możemy poznać pierwsze tajemnice "The Fuse.
Akcja tytułu osadzona będzie 22 tysiące kilometrów nad Ziemią. Tytułowe "The Fuse" to licząca pół miliona mieszkańców orbitalna stacja zasilająca Midway City. Ta wersja przyszłości nie należy do najbardziej optymistycznych - w miejscu tym dominuje brud, bieda, wyzysk oraz króluje przestępczość. Głównymi bohaterami serii będzie dwójka detektywów, którym zostanie przydzielona sprawa tajemniczego zabójstwa na terenie The Fuse. Nie zdają oni sobie jednak sprawy z tego, że to dopiero początek ich kłopotów i że wkrótce wpadną na trop olbrzymiej afery.

Obaj detektywi zestawieni zostaną na zasadzie kontraktu. Pierwszy z nich to doświadczony glina, który niejedno już w życiu widział. Jego partnerem jest z kolei rekrut z akademii, który nie rozumie dlaczego nikt oprócz niego nie chciał pracować w wydziale zabójstw. Ich wzajemne interakcje nie będą początkowo układać się najlepiej, co będzie jednym z motorów napędowych fabuły.

"The Fuse" ma być mieszanką opowieści science-fiction oraz policyjnego procedurala. Nowe technologie oznaczają jednak nie tylko nowe sposoby na popełnianie przestępstw, ale także utrudniają prowadzenie śledztw. Nie są to warunki w których chce się pracować, dlatego też w całej stacji jest jedynie dziewięciu policjantów w wydziale zabójstw. Podkreślmy: dziewięciu na pół miliona osób. Na chwile obecna twórcy nakreślili fabułę na około 20 numerów, lecz zapewniają że w razie czego na tym nie zakończą. Naturalnie nie zabrakło pochwał pod adresem wydawnictwa Image, ale to akurat norma i sobie ją darujmy.

Jesteście zainteresowani "The Fuse"?

Podsumowanie roku według Erica Stephensona

Rok 2013 zbliża się ku swojemu nieuchronnemu końcowi i oprócz wszelakich rankingów najlepszych i/lub najgorszych rzeczy, pojawiają się także osobiste podsumowania. Właśnie na taki krok zdecydował się także Eric Stephenson. Oto najważniejsze rzeczy, jakie naczelny wydawnictwa Image zdradził w wywiadzie dla serwisu CBR.
Stephenson odniósł się do niedawno ogłoszonej wieści o kontynuacji "Stray Bullets". Mężczyzna zadeklarował się jako fan cyklu Davida Laphama. Gdy dowiedział się on, że Image zainteresowane jest stworzeniem warunków do zakończenia zawieszonej lata temu serii, nie wahał się nawet przez moment. Stephenson przypomina, że nie jest to pierwszy raz, gdy Image przejmuje wydawanie jakiejś serii. Wcześniej podobny los spotkał takie tytuły jak "Hack/Slash" czy "Madman".

Na początku przyszłego roku odbędzie się kolejna edycja Image Expo. Wydaje się, że fani mają na co czekać, ponieważ Stephenson przyznał, iż zapowiedzianych zostanie znacznie więcej serii niż podczas tegorocznej edycji. Tu przypomnę tylko, że wówczas ogłoszono wydanie blisko 20 nowych tytułów. Możemy więc pomału zacierać ręce.

Stephenson okazuje się bardzo ambitnym człowiekiem. W wywiadzie pada deklaracja, że nie zadowoli się on osiągnięciem 10% udziału w rynku komiksów. Eric chce, by Image Comics w końcu stało się pierwszą siłą rynku. Być może jedną z dróg do osiągnięcia takiego wyniku będzie przyciąganie kobiet do komiksów. Naczelny zaznaczył jednak, że nie chce by wydawnictwo ogłaszało wszem i wobec, że serię komiksową X tworzą same kobiety. Dla Image wartość opowiadanej historii jest niezależna od płci jej twórców. Wyczuwam pstryczek w kierunku Marvela?

Zapytany o najlepsze komiksy od Image Comics, Stephenson wskazał dwie nowości - "Sex Criminals" oraz "East of West". Z kolei gdy pojawiło się pytanie o kontrowersje wobec tego pierwszego tytułu oraz dwunastego numeru "Sagi", Eric powiedział ponadto, że wydawnictwo nie ma zamiaru cenzurować prac autorów. Zaznaczył także, że celem Image nie jest nabijanie wyników sprzedaży takimi właśnie aferami.

Od siebie dodam tylko, że po lekturze wywiadu ze Stephensonem już nie mogę doczekać się przyszłorocznego Image Expo.

Wasze #8

I wreszcie czas na ostatnią jak na razie porcję zdjęć nadesłanych przez Jacka. Pamiętajcie że każde z Was może pochwalić się swoją kolekcją na łamach tej rubryki. Być może dostaliście coś po choinkę? Wysyłajcie zdjęcia na ktymczynski@interia.pl i oczekujcie publikacji na blogu.

czwartek, 26 grudnia 2013

Top 5 #4: Najlepsze serie Image Comics 2013 roku

Rok 2013 powoli dobiega końca i fani wydawnictwa Image nie mogą narzekać. Ukazało się mnóstwo nowych serii, kontynuowane były te już znane i lubiane. Podjąłem się jednak zadania bardzo subiektywnego wskazania zaledwie pięciu tytułów, które moim zdaniem okazały się the best of. Być może zdziwią Was komiksy które ostatecznie do rankingu się załapały, a także miejsca które część z nich zajęła. Dlatego też jeśli macie swoje własne typy, śmiało zapraszam do komentowania. Odliczanie czas rozpocząć.
5. Ten Grand
Właściwie to z tym miejscem miałem najwięcej kłopotów, ponieważ aspirowały do niego trzy różne tytuły. Ostatecznie jednak „Prophet” oraz „Snapshot” nieznacznie przegrały z najlepszym moim zdaniem efektem restartu studia Joe’s Comics. Historia detektywa Fitzgeralda, który dotknięty jest okrutną klątwą potrafi chwycić czytelnika za serce. W przeciwieństwie do przeraźliwie depresyjnego „The Sidekick”, tu Straczynski umiejętnie i w ciekawy rozwija fabułę, przedstawiając czytelnikowi kolejną i jednocześnie udaną wariacje na temat piekła i nieba. Kolejnym plusem „Ten Grand” są ciekawe dialogi i umiejętny balans między akcją a spokojniejszymi momentami fabuły. Uważam również, że serii nie zaszkodziła zbyt mocno zmiana rysownika wraz z numerem szóstym, chociaż wiadomo – Ben Templesmith jest nie do podrobienia i zastąpienia. Oby druga połowa tego tytułu była przynajmniej równie udana.
4. Great Pacific
Pamiętam czas gdy Joe Harris zapowiadał powstanie tego tytułu. Punkt wyjścia fabuły brzmiał iście groteskowo, ponieważ komiks opowiadać miał o mieszkańcach ogromnej wyspy zbudowanej ze śmieci. Pierwsze dwa numery, które ukazały się jeszcze w 2012 roku też jakoś nie powalały. Na szczęście każdy spośród dziesięciu opublikowanych w mijających dwunastu miesiącach sprawiał, że na mojej twarzy pojawiał się grymas zadowolenia. Joe Harris stworzył zajmującą, ciekawą i pełną niespodziewanych zwrotów sytuacji historię, gdzie czytelnikowi zupełnie nie przeszkadza na czym jest ona zbudowana. Efekt? Pierwszy tpb leży już na mojej półce, a drugiego wprost już nie mogę się doczekać. Jedyny zarzut jaki mam wobec „Great Pacific” to warstwa graficzna. Martin Morazzo świetnie odnajduje się przy rysowaniu rozmaitych lokalizacji zarówno na wyspie jak i w innych miejscach, lecz tworzenie postaci ludzkich to nie jest najmocniejsza strona jego warsztatu.
3. Saga
Początek podium i już pewne zaskoczenie, prawda? Chwalona i nagradzana niemal wszędzie „Saga” w moim rankingu dopiero otwiera podium mojego zestawienia. Co więc jest moim zdaniem nie tak z tym komiksem? Czyżby zaszkodziła mu „afera penisowa”? Ależ skąd. Nie potrafię znaleźć żadnego minusa serii tworzonej przez Briana K. Vaughana i Fionę Staples, oprócz tego, że na kolejne odsłony pozycji z miejsc 1 i 2 czekam z jeszcze większą niecierpliwością. Być może ma to pewien związek z opóźnieniami, które od jakiegoś czasu dotykają tę serię (jedynie 8 zeszytów w mijającym roku), lecz z drugiej strony – gdy już doczekamy się nowych odsłon jesteśmy zupełnie usatysfakcjonowani. „Saga” kontynuowała w 2013 to czym zdobyła serca czytelników i pomału pnie się w rankingach sprzedaży. Oczywiście wpływ na to miał chociażby wspomniany wyżej „skandal”, lecz nie zmienia to faktu, że seria ta jest zdecydowanie warta polecenia.
2. Lazarus
Drugie miejsce trochę na wyrost, ponieważ w chwili gdy piszę te słowa ukazało się zaledwie pięć numerów. Jednak nie mogę ukrywać tego, że każdy z nich sprawiał że chciałem dużo więcej. Greg Rucka po raz kolejny udowodnił, że chyba nikt tak dobrze jak on nie potrafi pisać postaci kobiecych, które nie są jedynie wieszakami z cyckami. Forever Carlyle jest postacią złożoną, a do tego jej historię śledzimy w niezwykle rozbudowanym, ciekawym i ponuro-dystopijnym świecie. „Lazarus” nie tylko na kartach komiksu ukazuje, jak wielką pracę włożył w ten tytuł Rucka, ale głównie przez timeline i posłowie, obecne w każdym z numerów serii. Oczywiście nie można także nie wspomnieć o fenomenalnej pracy Michaela Larka, który jeszcze w czasach pracy dla Marvel Comics był jednym z moich ulubionych artystów i tu tylko potwierdza swoje niebywałe umiejętności. Według zapowiedzi, w przyszłym roku powinno ukazać się 9-10 numerów „Lazarus” i ja już nie mogę się ich doczekać.
1. The Manhattan Projects
Zwycięzcą mojego rankingu jest seria, którą na nowo odkryłem niecałe trzy miesiące temu na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi, gdzie w okazyjnej cenie nabyłem pierwszy tom. Jeszcze tego samego dnia zaryzykowałem i dokupiłem także drugi, a ponadto poleciłem tytuł ten jednemu ze znajomych. Efekt jest taki, że obaj jesteśmy zachwyceni dziełem Jonathana Hickmana oraz Nicka Pitarry, którzy w niesamowity sposób tworzą wariację na temat XX-wiecznej historii Stanów Zjednoczonych. Autorzy serii wzięli na warsztat postacie istniejące naprawdę i poddali ich pewnym modyfikacjom. Dzięki temu dostajemy serię pełną nie tylko niesamowitych zwrotów akcji, ale także ze świetnymi dialogami oraz scenami, które po prostu ryją się w pamięć i nie chcą z jej opuścić. Cieszy to tym bardziej, ponieważ seria na początku swojego istnienia borykała się z opóźnieniami i nie wiadomo było czy w ogóle doczekamy się drugiego story-arcu. Na szczęście kłopoty te już za twórcami i w 2013 roku doczekaliśmy dziewięciu numerów „The Manhattan Projects” – moim zdaniem najlepszej serii Image Comics mijającego roku.

środa, 25 grudnia 2013

Angelus vol. 1 (Ron Marz/Stjepan Sejic)

Dawno nie było czegoś z Top Cow, a skoro dziś pierwszy dzień świąt, to czemu by nie napisać parę słów o aniołach? Po wcześniejszych recenzjach dwóch tomów przygód Sary Pezzini oraz jednym opowiadającym o całej trzynastce posiadaczy artefaktów, czas na poświęcenie odrobiny uwagi dla miniserii, która w przyjemny sposób uzupełnia wymienione wcześniej tytuły. Jednocześnie cierpiała ona na spore opóźnienia wydawnicze, a ponieważ stała na przyzwoitym poziomie, niecierpliwość większości fanów sięgała zenitu. Panie i panowie – czas na recenzję „Angelus” duetu Ron Marz oraz Stjepan Sejic.

W komiksie tym w rolę tytułowej bohaterki wciela się Danielle Baptiste, która posiadła moc niebiańskiej wojowniczki niedługo po tym, jak utraciła swoją połowę Witchblade. Bohaterka ta zdobyła serca czytelników na tyle mocno, że studio Top Cow chciało uszczknąć z niej coś jeszcze. Okazało się, że duet odpowiedzialny za comiesięczną serię z przygodami Sary Pezzini ma pomysł na dalsze przygody kobiety i to oni zajęli się miniserią, jednocześnie pracując nadal nad „Witchblade”. Z tego też powodu „Angelus” cierpiało na solidne opóźnienia, ponieważ Stjepan Sejic nie wyrabiał się z terminami, a sam tytuł spotykały także inne problemy. Sama miniseria nie powala oryginalnością czy złożonością fabuły. Przedstawia ona początki Danielle w roli anielicy. Oczywiście nie odnajduje się ona w niej najlepiej, komplikuje się jej życie prywatne, a inne anioły oczekują od niej silnego i zdecydowanego przywództwa. W końcu niektóre z nich uznają, że Dani nie jest godna noszenia miana Angelus i zawiązują przeciw niej spisek. Ponadto, kobieta wciąż jest zobowiązana polować na Jackiego Estacado – nosiciela The Darkness.

Zdecydowanie rozczarują się te osoby, które po „Angelus” oczekiwały znaczącego rozwinięcia uniwersum Top Cow. Ron Marz od samego początku obraca się w tym, co już od dawna o tej mocy wiemy, dodając jedynie kilka postaci drugoplanowych. Całość przedstawionej historii jest lekkostrawna dla wytrwałego fana tego komiksowego świata i niestety może okazać się dość zawiła dla osoby, dla której „Angelus” jest pierwszym z nim kontaktem. Faktem jest, że pierwsze kilka stron tłumaczy założenia mocy tego artefaktu, jednak robi o dość pobieżnie. Dużo więcej o Angelus można dowiedzieć się chociażby z przywoływanej już dziś serii „Witchblade”. To jednak nie jest jedyny wyraźny minus tego komiksu.

Chociaż postać Danielle nic nie traci ze swojego uroku, przez większość komiksu jest strasznie irytująca. Na tyle, że momentami sam zastanawiałem się jakim cudem okazała się ona być godna noszenia tak potężnego artefaktu. Tu znów Ron Marz nie robi niczego niezwykłego, ponieważ w pewnym momencie Dani niejako pstryka placami i z miejsca okazuje się być kandydatką na jedną z najlepszych anielic w historii. Ot, tak po prostu – dziewczyna odkrywa w sobie niebywałe powołanie, po blisko stu stronach irytowania czytelnika. Ale to nie koniec minusów...

Postacie drugoplanowe leża i kwiczą praktycznie w stu procentach. Zawsze dziwiłem się dlaczego Marz nigdy nie wziął się także za pisanie przygód The Darkness. Po lekturze „Angelus” już wiem jaki jest tego powód – po prostu nie potrafi. Jackie jest w tym komiksie nudny, jednowymiarowy i po prostu nijaki. Jednak i tak nie jest najgorszym elementem komiksu. Tym jest postać anielicy Sabine – głównej przeciwniczki Danielle w tym komiksie. Ron Marz zbudował ją na podstawie zlepku schematów tak oklepanych, że wręcz powinno zakazać się ich używania. Z drugiej jednak strony scenarzyście udało się tak napisać Sabine, że w sumie nie wiem czy była bardziej zarozumiała czy zazdrosna. Na pewno była nudna i nie potrafiła rozpalić we mnie chociażby iskierki nadziei na to, że może stanowić dla Dani jakiekolwiek poważniejsze zagrożenie. Na tym minusy „Angelus” się kończą, plusów zbyt wielu znowu nie ma, ale...

Przypuszczam że gdyby Stjepan Sejic narysował instrukcję korzystania z wiertarki, to też bym się zachwycał. Chociaż w dużej mierze „Angelus” miało opóźnienia przez niego, kolejne stronnice komiksu dają multum powodów, by artystę tego usprawiedliwić. Począwszy od stylowej, klimatycznej okładki, aż po samo zakończenie komiksu, „Angelus” to kolejny popis tego niezwykle utalentowanego grafika. Jego charakterystyczny styl świetnie pasuje do anielskich klimatów. Sejic doskonale tworzy wizerunki zarówno seksownych anielic, ich pomocników, wszelkiej maści stworów, a także ma bardzo ciekaw wyczucie kompozycji oraz doboru kolorów. Jednym zdaniem, nie potrafię w żaden sposób się przyczepić do jego prac.

Angelus” jest wyjątkowo ubogi jeśli chodzi o dodatki, przynajmniej jak na standardy Top Cow. W tomie znajdziemy kompletną galerie okładek, krótki wstęp autorstwa pisarki Angeli Robinson oraz kilkustronicowy preview pierwszego tomu „Artifacts”. Nie jest to mało, ale z doświadczenia własnego wiem, że studio to stać na znacznie więcej w tej kategorii, której uparcie się trzymam w każdej ze swoich recenzji.

Angelus” jest miłym uzupełnieniem uniwersum Top Cow, ale zdecydowanie nie jest to lektura obowiązkowa, ani także szczególnie godna polecenia. Warstwa graficzna to jedyne, co trzymało mnie pod zdrowych zmysłach podczas lektury, ponieważ scenariusz był niestety bardzo kiepski. Wystawiam nieco naciąganą tróję z minusem.

wtorek, 24 grudnia 2013

Top 5 #3 - Rysownicy kojarzeni głównie z Image Comics

Troszkę mylący tytuł, prawda? Dlatego nieco to wyjaśnię. Dzisiejsze zestawienie nie obejmuje pięciu moim zdaniem najlepszych rysowników pracujących dla Image Comics, lecz takich, którzy są najciekawsi spośród tych, jacy dotąd pracowali praktycznie jedynie dla tego wydawnictwa. Bynajmniej nie chciałbym żeby konkurencja w postaci Marvela czy DC ich kiedyś podkupiła. Bardziej, żebyście to Wy zwrócili na nich baczną uwagę.
5. Rob Guillory
Czyli gość, bez którego za warstwę graficzna „Chew” odpowiadałby ktoś inny i w sumie nie umiem sobie tego wyobrazić. Zwariowana seria Johna Laymana zasługuje na uwagę nie tylko z powodu nietypowej i oryginalnej fabuły, ale także dość kreskówkowej, a mimo wszystko momentami makabrycznej kreski. Guillory oprócz pracy nad tym tytułem nigdzie nie zajął się czymś więcej niż variant roverami, więc poza Image Comics jego prac na pełen etat nie uświadczycie ani teraz, ani także w najbliższym czasie.
4. Nick Pitarra
Artysta będący niemal stałym współpracownikiem Jonathana Hickmana. Najpierw narysował jego „The Red Wing”, a obecnie ilustruje niesamowite „The Manhattan Projects”. Od początku wyróżnia się stylem mocno odmiennym od tego, co można znaleźć w komiksowym mainstreamie. Ba! Nawet w Image Comics próżno szukać kogoś o podobnym sposobie rysowania. Przy drugim z wymienionych tytułów ponadto pojawiła się ciekawa zabawa kolororami. Poza Image Pitarra miał bardzo krótki występ w Marvel Comics, lecz chyba nawet najbardziej hardcore’owi fani Domu Pomysłów nie pamiętają gdzie.
3. Ryan Ottley
Podium otwiera rysownik znany najmocniej z dwóch tytułów. Na trzecie miejsce wywindowała go praca przy „Invincible” Roberta Kirkmana. Z drugiej jednak strony Ottley ma za sobą także kompletnie nieudany epizod w serii „Haunt”, przez co ostatecznie nie znalazł się na drugim miejscu, gdzie początkowo planowałem go umieścić. Zdecydowanie wole myśleć o jaśniejszej stronie mocy i dlatego bez ceregieli przyznaję że uważam, iż także dzięki rysunkom Ryana „Invincible” w pełni zasługuje na miano najlepszego komiksu o trykociarkach. Gdyby tylko rysownik ten pokazywał się od równie dobrej strony w innych tytułach. Poza Image Ottley praktycznie nie zaistniał.
2. Riley Rossmo
Proof”, Green Wake”, Cowboy Ninja Wiking”, Bedlam”, Debris”, Rebel Blood”, Drumhellar”, Dia de los Muertos” – to wszystkie tytuły, które jak dotąd zilustrował Rossmo dla Image Comics i szczerze przyznaję, że uwielbiam każdy z nich. Stąd też jego drugie miejsce w dzisiejszym zestawieniu. Moją opinię o rysowniku tym możecie przeczytać chociażby przy okazji recenzji wspomnianego już przed chwilą „Rebel Blood”. Jednym zdaniem – uwielbiam tego rysownika i najchętniej kupowałbym wszystko co wyprodukował. No, może poza kilkoma zeszytami serii „Daken: Dark Wolverine” dla Domu Pomysłów, które są jego jedynymi pełnoprawnymi pracami poza Image Comics.
1. Stjepan Sejic
Zwycięzcą dzisiejszego rankingu jest artysta, którego okładki zdobią wiele zeszytów z Marvela oraz Dynamite, ale jeśli chcecie podziwiać jego prace w pełni, musicie sięgnąć po komiksy ze studia Top Cow. Stjepan Sejic nie jest rysownikiem, to grafik. Każda z jego prac powstaje w stu procentach na komputerze. Mimo to nie można oderwać wzroku od tego, co wyczyniał na łamach „Witchblade”, Angelus”, Artifacts”, Aphrodite IX czy „Ravine”. I wygląda na to, że Sejic nie ma zamiaru na tym poprzestawać. I bardzo dobrze, bo nie tylko znakomicie czuje się w mistycznym uniwersum Top Cow, ale także dzięki swoim pracom zawędrował dziś na szczyt zestawienia.

Macie jakieś swoje typy? Zapraszam do komentowania :)

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Wasze #7 plus małe ogłoszenie

Czas na trzecią porcję zdjęć nadesłanych przez Jacka. Przed nami jeszcze jedna, przynajmniej na chwilę obecną, ponieważ odgrażał się on że to jeszcze nie koniec.
Teraz autor bloga udaje się na mały odpoczynek. Nie oznacza to jednak braku aktualizacji. Jutro, pojutrze oraz 26 grudnia pojawiać będą się nowe wpisy, ponieważ niedawno odkryłem że jest taka opcja. XXI wiek nie przestaje mnie zadziwiać :D
Tak czy inaczej życzę Wam zdrowych i pogodnych świąt :)

sobota, 21 grudnia 2013

The Walking Dead vol. 4: The Heart's Desire (Robert Kirkman/Charlie Adlard)

Od dłuższego czasu patrzę na swoją komiksową półkę i jestem przerażony. Posiadam bowiem już osiemnaście tomów polskiego wydania „The Walking Dead”, a dziś powstała dopiero recenzja czwartego. Kto wie, być może teraz właśnie zmotywuję się do częstszego pisania o tym cyklu? Zwłaszcza, że opisywany dzisiaj tom jest zdecydowanie jednym z najlepszych i w przeciwieństwie do serialowego wcielenia Żywych Trupów, motyw więzienia bynajmniej nie razi po oczach, ani także zdecydowanie nie nudzi.

Na potrzeby recenzji będę korzystać z polskiego tytułu tomu, który brzmi „Najskrytsze pragnienia”. Jest on w pewien sposób przełomowy, ponieważ wprowadza do świata opanowanego przez zombie postać Michonne – czarnoskórej kobiety dzierżącej samurajski miecz i z niezwykła łatwością przebijającą się przez hordy nieumarłych. Jednak to nie ona jest centralnym punktem tomu, chociaż Robert Kirkman daje jej sporo „miejsca antenowego” i już zaznacza fakt, że skrywa ona pewne tajemnice. Czwarty tom „The Walking Dead” to przede wszystkim kontynuacja historii z tomu poprzedniego, który zakończył się konfliktem między więźniami a grupą Ricka. Nikogo nie powinno dziwić, to wyszedł z niego obronną ręką. Ważne jest JAK do tego doszło i co z tego wyniknie. Szykuje się sporo zmian w grupie, w której zaczną mnożyć się konflikty. Tymczasem zombie cały czas czają się w ciemnych zakamarkach budynku.

Od samego początku istnienia cyklu „The Walking Dead”, scenarzysta Robert Kirkman udowadniał, że to nie apokalipsa zombie jest najważniejsza, a losy ludzi, którzy ja przetrwali. Twórca skupia się na tym jak powoli zachodzą w nich zmiany i zaczynają przystosowywać się do życia w świecie tak niebezpiecznym, że nawet minuta nieuwagi może drogo kosztować. Dotychczas jednak grupa Ricka była wspierającym się monolitem i właśnie to zmienia się w czwartym tomie cyklu. Sposób w jaki oficer Grimes rozprawił się z jednym z więźniów wyjątkowo nie spodobał się Tyreese’owi i od tego momentu dwa niezwykle trudne charaktery ścierają się ze sobą przy każdej okazji. Początkowo jedynie słownie, później także do głosu dochodzą inne argumenty. Jest to pewna odmiana, ponieważ dotąd to Rick był moralnym drogowskazem w grupie i starał się utrzymać ją w jak najbardziej cywilizowany sposób. W „Najskrytszych marzeniach” coś w nim pęka i przekracza pierwszą granicę, przystosowującą go do życia w nowej rzeczywistości, w której nie obowiązują kodeksy etyczne czy moralne. Ponadto Kirkman bardzo fajnie zaakcentował to, że Rick mimo wszystko wciąż jest jedynie człowiekiem, poprzez ukazanie jego słabości i przemęczenia ciągłą odpowiedzialnością i zmuszaniem się do podjęcia odpowiednich decyzji.

Z drugiej strony konfliktu jest wspomniany Tyreese. Tu muszę nieco zganić Kirkmana za niekonsekwencję. Jest bowiem dla mnie dziwne, że to akurat ta postać ma pretensje do Ricka za zastrzelenie jednego z więźniów, podczas gdy sam w poprzednim tomie z zimną krwią udusił młodego Chrisa. Tyreese, chociaż trudno mu odmówić słuszności w pewnych wątkach, po prostu nie pasuje do roli oponenta Ricka. Podejrzewa, że Kirkman chciał przeciwko byłemu policjantowi postawić osobę równie silną i sprawną fizycznie co on, ponieważ konflikt pomiędzy Grimesem a, przykładowo, Hershellem z całą pewnością nie byłby tak efektowny i efektywny zarazem.

Oczywiście czwarty tom „The Walking Dead” to nie tylko trzy wymienione wcześniej postacie. Cała reszta obsady również dostaje swój czas i miejsce, a ponieważ jest to rzeczywistość opanowana przez zombie, w gronie bohaterów komiksu zajdą pewne zmiany. Trudno nie odnieść wrażenia, że tym razem Kirkman zdecydował o odejściu postaci wobec której nie miał żadnych konkretnych planów. Tak czy inaczej, sekwencja z udziałem właśnie tej osoby jest bardzo mocna i kończy się moim zdaniem godnym pożegnaniem.

Podobnie jak poprzednie dwa tomy, tak i ten zilustrowany został przez Charciego Adlarda przy pomocy Cliffa Rathburna. Wciąż uważam, że artyście temu daleko do poziomu prezentowanego przez Tony’ego Moore’a, lecz pomału zaczynam się do niego przekonywać. Adlard nie akcentuje tak mocno drugiego planu, a jego gruba kreska momentami przeszkadza w czytaniu, lecz to w sumie dobrze że artysta nie małpuje swojego poprzednika i zaznacza w „The Walking Dead” swoją rolę. Z całą pewnością może podobać się to, że sceny w których powinniśmy poczuć lekki niesmak spełniają swoją rolę, a pozostałe wcale nie wyglądają najgorzej. Zresztą powtórzę to, co napisałem już wcześniej – Adlard jest stałym rysownikiem serii do dziś i wszystkie moje narzekania na niego nie mają ani sensu, ani tym bardziej mocy sprawczej.

„Najskrytsze pragnienia” Taurus wydał niemal identycznie jak wygląda oryginał od Image. Mój egzemplarz kosztował 40zł, lecz jest ono już niedostępne, a jego drugie wydanie jest o trzy złote droższe. Komiks nie posiada żadnych dodatków, nawet pod postacią galerii okładek poszczególnych zeszytów. Jest to jednak standard w „The Walking Dead”, chociaż nie ukrywam, że mi się on po prostu nie podoba. Polskie wydanie pochwalić należy za lepszy jakościowo papier, grubszą okładkę i przy tym niższą cenę niż oryginał (co prawda jedynie o kilka złotych, ale jednak). Uniknięto także poważniejszych literówek czy błędnych tłumaczeń.

Moim zdaniem czwarty tom „The Walking Dead” jest zdecydowanie najlepszym spośród dotąd przeze mnie opisanych. Dzieje się naprawdę dużo i cała lektura leci jak z bicza strzelił, a po jej zakończeniu chce się więcej. Oby tak dalej. Ode mnie zasłużona piątka.

Historia Image Comics, część filmowa

Trochę mylący tytuł, nieprawdaż? Nie, ten wpis nie jest kolejną częścią cyklu opisującego historię Image Comics, lecz bardzo fajną informacją. Otóż wczoraj ujawniono, iż w marcu przyszłego roku na rynku w USA ukaże się film dokumentalny "The Image Revolution", który skupi się na tym co i ja próbuję Wam przedstawić. Z dokumentu stworzonego przez Sequart Publishing oraz Respect! Films dowiedzieć będziemy się mogli jak wyglądała historia powstania Image Comics, o czym widzom opowiadać będą sami twórcy wydawnictwa. Film skupi się głównie na roku 1992, ale z zapowiedzi wynika że podjęte zostaną wątki słynnego rozłamu i ponownego zjednoczenia się wydawnictwa. Jednak nawet twórcy zaznaczają, że historia nie jest kompletna. Pomimo tego, że przeprowadzono wywiady z blisko 50 osobami, nie udało się np. porozmawiać z osobami zasiadającymi w szefostwie Marvel Comics w czasach, gdy zbuntowani twórcy zakładali Image. W filmie nie znalazło się także miejsce dla Alana Moore'a.

Poniżej trailer "The Image Revolution". Jesteście zainteresowani?

Powrót zza grobu i nie myślę tu o zombie

Image Comics zaskoczyło nieco informacją, że w marcu przyszłego roku do oferty wydawnictwa wskakuje kontynuacja serii "Stray Bullets" Davida Laphama. Tytuł ten oryginalnie publikowało El Capitan Books, lecz został on zawieszony na 40 numerze w 2007. Kolejny ukaże się już w barwach Image i będzie jednocześnie ostatnim zeszytem serii. Ale niech fani się nie obawiają, ponieważ jeszcze tego samego miesiąca ukaże się "Stray Bullets: Killers #1" - pierwsza odsłona nowej serii, a wszystkie 41 zeszytów oryginalnego cyklu zostanie zebranych w potężny tom zatytułowany "Stray Bullets: Uber Alles Edition" oraz osobno, w wersji cyfrowej.
Kontynuacja komiksu wydawana będzie przez Image jako tak zwana seria miniserii. Oznacza to, że każdy story-arc rozpoczynać będzie się od numeru pierwszego i ma być jednocześnie przyjazny dla czytelnika, który nie znał oryginalnej serii, jak i dla jej największych fanów.

David Lapham powiedział, że wiele wydawnictw chciało, aby właśnie tam kontynuował "Stray Bullets", ale jedynie Image zapewniło całkowitą swobodę przy procesie twórczym. Jak stwierdził twórca, jedyną ingerencją wydawnictwa w komiks jest umieszczenie jego loga na okładce. "Stray Bullets: Killers #1" wprowadzi do pamiętanego przez fanów świata nowe postacie, ale Lapham zapewnił że znajdą się tam również ci znani i lubiani. Twórca uważa, że bez problemu uda mu się zachować comiesięczny tryb wydawania serii. Okazało się także, że pierwsze cztery zeszyty "Stray Bullets" ma stronie Image Comics będą dostępne za darmo i jak twierdzi Lapham "jeśli nie spodobają się Wam one, nie sięgajcie po Killers #1". Ujawniono także, że "Stray Bullets: Uber Alles Edition" ukaże się tylko raz, co oznacza że nie będzie dodruków. Tom liczyć będzie 1200 stron i kosztować ma 60 dolarów.

Przyznaję się szczerze, że kompletnie nie znam "Stray Bullets", a przeczytane dzieła Davida Laphama jakoś nie zachęcają mnie do sięgnięcia po tę serię. Może jednak ktoś z Was ma inne zdanie? Czekam na informacje w komentarzach.

piątek, 20 grudnia 2013

Podsumowanie list sprzedaży z listopada

Chwilę to trwało, ale w ostatnich dniach nadmiar czasu nie był moją mocną stroną. Ale już są wyniki sprzedaży z zeszłego miesiąca. Co oczywiste, wydawnictwo Image nie zaliczyło tak świetnych wyników jak w październiku, lecz i tak jest się czym pochwalić. Czytając dzisiejsze dane, należy jedynie utwierdzić się w przekonaniu, że "The Walking Dead" to zdecydowanie najbardziej dochodowa marka wydawnictwa. Zresztą zobaczcie sami.
Zeszyty, listopad 2013:
1. Batman #25 (DC Comics) - 125 602 sztuk
(...)
13. The Walking Dead #116 - 69 913
14. The Walking Dead #117 - 68 818
24. Saga #16 - 54 593
40. Black Science #1 -  40 873
63. East of West #7 - 32 889
94. Pretty Deadly #2 - 23 581
109. Sex Criminals #3 - 20 712
122. Manifest Destiny #1 - 17 371
126. Ten Grand #5 - 17 020
129. The Manhattan Projects #16 - 16 674

Myślę że nikogo nie powinien dziwić tak potężny spadek wyników osiąganych przez "The Walking Dead" - bardzo podobnie w końcu było przy okazji wydania setnego numeru serii. Tytuł powrócił do swoich standardowych wyników i bardzo wyraźnie wyprzedza pozostałe pozycje od Image Comics. Również zgodnie z oczekiwaniami solidny spadek (ponad 50%) zaliczyło "Pretty Deadly", chociaż uważam że od kolejnych numerów będą one znacznie mniejsze. Nieźle wypadli obaj debiutanci, a wspomnieć jeszcze należy, że zaledwie jedną pozycję niżej od uwzględnionej w zestawieniu znalazło się "Alex + Ada #1". Wyniki wypaczają nieco braki obu serii autorstwa Eda Brubakera.
Wydania zbiorcze, listopad 2013:
1. The Walking Dead vol. 19: March to War (Image Comics) - 25 194 sztuk
(...)
5. The Manhattan Projects vol. 3 - 5 393
7. Nowhere Men vol. 1 - 4 142
13. Saga vol. 1 - 3 479
26. Sex vol. 1: Summer of Hard - 3 003
29. Saga vol. 2 - 2 728
32. The Walking Dead vol. 1: Days Gone Bye - 2 583
60. Invincible Universe vol. 1 - 1 481
69. East of West vol. 1 The Promise - 1 365
77. The Walking Dead vol. 2: Miles Behind Us - 1 269

Nokaut - innym słowem nie można określić tego, co "Żywe Trupy" zrobiły z konkurencją w zestawieniu wydań zbiorczych. Wystarczy tylko powiedzieć, że druga pozycja na liście miała wynik rzędu 7 200 sztuk i wcale nie był to żaden hit z Marvela czy DC, a kolejny tom mangi Yu-Gi-Oh od Viz Media. Tradycyjnie w zestawieniu pojawiają się dwa pierwsze tomy zarówno tego cyklu, jak i serii Briana K. Vaughana. Niska cena przyciągnęła także sporo czytelników do premierowych tomów "Nowhere Men" oraz "Sex" z rysunkami Piotra Kowalskiego. Słabo z kolei spisał się pierwszy tom spin-offu serii "Invincible".

Udział Image Comics w ilości sprzedanych przez Diamond komiksów wynosi 9,77%, natomiast udział w wypracowanych zyskał wyniósł 8,67%.

Zapraszamy do kolejnej szkoły dla młodocianych zabójców

Dla Marcusa Lopeza każdy dzień w szkole to walka o przetrwanie. I to dosłownie, ponieważ jest on uczniem kolejnej już na łamach komiksów Image instytucji szkolącej młodocianych zabójców. dlaczego jednak bohater "Deadly Class" ma tak pod górkę? Wszystko z powodu tego, że chłopak kieruje się kodeksem etycznym, przez który wcale nie jest mu łatwiej podczas swojej edukacji.
Tak w ogromnym skrócie przedstawia się fabuła nowej serii autorstwa Ricka Remendera, znanego wcześniej z wielu bardziej lub mniej udanych komiksów dla Dark Horse Comics czy Marvel Comics. Dla scenarzysty tego "Deadly Class" ma być bardzo prywatnym projektem, ponieważ pewne zawarte w nim szczegóły zaczerpnięte są z czasów, gdy sam uczęszczał do liceum. Dlatego tez poszczególne numery serii osadzone są pod koniec lat 80-tych ubiegłego wieku, co oznacza określony typ wyglądu i zachowań poszczególnych bohaterów. Scenarzysta w dzieciństwie często się przeprowadzał, przez co także co moment zmieniał szkoły. Był typowym outsiderem i taką właśnie osobą jest też Marcus Lopez. Twórcy pokazać chcą, że nawet w tak nietypowej lokalizacji jak szkoła dla zabójców, istnieją grupy zainteresowań, rozmaite subkultury, a także potrafią zawiązać się przyjaźnie i miłości. W pewien sposób można więc "Deadly Class" uznać za tak zwane teen-drama, chociaż równie dużo miejsca poświęcone zostanie akcji.

Interesujące wydają się być słowa Remedera o symbolikę "Deadly Class", ponieważ ostatnio bardzo często dochodzi w USA do ataków na terenie szkół. Scenarzysta obiecał, że poświęci temu zagadnieniu nieco miejsca, a ma go całkiem sporo. "Deadly Class" planowane jest na 24 numery, lecz scenarzysta przyznaje, że jeśli tytuł nie spodoba się czytelnikom, będzie mógł w każdej chwili w satysfakcjonujący sposób go zakończyć.

Wasze #6

Zgodnie z wcześniejszą obietnicą, dziś serwujemy kolejna porcję zdjęć nadesłanych przez Jacka. Wśród nich sporo "Cyber Force", ale także i inne tytuły.

Moje #6

Problemów z aparatem ciąg dalszy. Dziś jedynie trzy zdjęcia zawierające komiksy Image z najnowszej dostawy. Było ich mniej niż się spodziewałem, ale wiecie - opóźnienia. Rzućmy więc okiem na to, co wyszło w terminie.

Protectors Inc. #2 oraz Sidekick #4 - dwa komiksy ze scenariuszami Johna Michaela Straczynskiego. Pierwszy całkiem przyzwoity, drugi z numeru na numer coraz bardziej denerwujący.
Three #3 oraz Reality Check #4 - kolejny numer świetnej miniserii Kierona Gillena i zakończenie zabawnego, choć nie do końca udanego projektu Glena Brunswicka.
Lazarus #5 - początek nowego story-arcu w zdecydowanie jednej z najlepszych serii tego roku z Image Comics. Greg Rucka w świetnej formie.