piątek, 8 maja 2015

Nie tylko komiks #19

Trzynasta odsłona ”Nie tylko komiks” skupiła się na pierwszym sezonie serialowego wcielenia ”Witchblade”. Była to kontynuacja telewizyjnego filmu stacji TNT. Zarówno jedno jak i drugie oceniłem bardzo nisko, a dziś zajmę się tą przysłowiową wisienką na torcie, a więc drugą i zarazem ostatnią serią tej produkcji.

SPOILERY!!!!!!!!!

Na początek jednak pewien krótki rys historyczny. Serial ”Witchblade”, nie do końca wiedzieć dlaczego, był w 2002 roku produkcją bardzo popularną i miał właściwie zapewnione zamówienie kolejnego sezonu. Dlaczego więc tak się nie stało? Otóż Yancy Butler, która grała Sarę Pezzini, zmagała się z różnego typu uzależnieniami i produkcję serialu przerwano, ponieważ jej stan zdrowia mocno podupadł. Nie będę tu może wchodził w polemikę na ten temat, zaznaczę jedynie iż jestem bardzo mocno zdziwiony tym, jak bardzo ”Witchblade” było lubiane przez widzów. Dla mnie bowiem serial ten jest jednym z największych koszmarów, jakie było dane mi oglądać. Dlaczego tak uważam? Już wyjaśniam.

Zacznę może od fabuły. Po tym, jak finał pierwszej serii nie zaskoczył absolutnie niczym i doprowadził do cofnięcia czasu, a tym samym do anulowania wszystkiego co zdarzyło się we wspomnianym odcinku, a nawet dalej. Nowa seria zaczyna się tam, gdzie w telewizyjnym filmie zginął Danny Woo. Ale nie tym razem, ponieważ Sara używa mocy artefaktu i ratuje mu życie. To zmienia bieg czasu i rozpoczyna... no właściwie nic. Czas więc pozrzędzić jak stara baba.

Ja naprawdę rozumiem, że można było chcieć zrobić nowy sezon bardziej przystępny dla nowego widza, ale czasem tez trzeba pamiętać o tych, którzy już przy ”Witchblade” trochę się namęczyli. Twórcy uznali jednak, że najfajniej będzie doprowadzić do tego, że cały pierwszy sezon zarazem miał jak i nie miał miejsca. Tak, tak, dobrze czytacie. Pomimo tego, że czas się cofnął o dobrych kilka miesięcy do tyłu, Sara pamięta wszystko, co działo się w jej życiu. Z oczywistych przyczyn ani Danny (jej nowy/stary partner) ani Jake (jej partner, który teraz nigdy nim w sumie nie był) nie pamiętają niczego. Ale Kenneth Irons i Ian Nottingham już jak najbardziej. Dlaczego? Ponieważ najwyraźniej zadziałała magia artefaktu. Serio, twórcy nie podają żadnego sensownego wyjaśnienia dlaczego akurat ci dwaj panowie zachowują pamięć i widzowi pozostaje się jedynie domyślać. To co napisałem przed chwilą, to po prostu moja interpretacja, nie podparta żadnymi dowodami.

Skoro już czas się cofnął i historia uległa zmianom, powinniśmy być świadkami czegoś w stylu paradoksu czasowego, prawda? Nic z tych rzeczy, już od trzeciego epizodu drugiej serii wracamy do odcinków typu ”sprawa tygodnia” z obowiązkowymi wadami tego serialu: słabym aktorstwem oraz przerażająco dużą ilością nudnawych scen. Naprawdę nie potrafię zrozumieć decyzji twórców serialu, którzy postanowili na pierwszy plan wysunąć chyba najbardziej nijakiego aktora, a z dwójki dającej radę zrobić drugoplanowych wycieruchów. Tak właśnie się stało, gdy bardzo słaby i posiadający zerową charyzmę Will Yun Lee dostał znacznie więcej czasu antenowego, skutecznie zabierając go dla Davida Chokachiego i Erica Etebariego, wcielających się odpowiednio w Jake’a oraz Iana. Ucierpiał zwłaszcza ten drugi, który w pierwszym sezonie był postacią niejednoznaczną i owianą dość gęstą mgłą tajemnicy, a w kolejnym zmienił się w zwykłego szaleńca.

Żeby nie było, że jedynie narzekam. Naprawdę trudno nie docenić wysiłków scenarzystów, którzy w drugiej serii serialowego wcielenia ”Witchblade” naprawdę dali radę. Stworzyli całkiem ciekawe ”sprawy tygodnia”, które niejednokrotnie były znacznie lepsze i bardziej wciągające niż wątek główny. Podobnie jednak jak w przypadku poprzednich odsłon tej serii, kompletnie leżała reżyseria. To naprawdę duża sztuka sprawić, by widz ziewał z nudów nawet w czasie, gdy na ekranie trwa właśnie strzelanina, a tutaj się to udało. Praktycznie całość serialu od samego początku pachnie nudą. Ale tak to jest, gdy nie daje się grać tym aktorom którzy potrafią, a próbuje wykrzesać się coś z tych, co do których gołym okiem widać iż się nie nadają. Niestety nie mogę zbyt wiele dobrego napisać o samej Yancy Butler. Z pewnością można to zrzucić na jej problemy z uzależnieniami, ale niestety w drugim sezonie ”Witchblade” poradziła sobie znacznie gorzej niż w pierwszym. A muszę podkreślić, że jakiś czas temu pisałem, że aktorka ta dobrze wygląda, ale niewiele oprócz tego może zaoferować serialowi.

Nie chcę już nawet pastwić się nad samym tytułowym artefaktem, ponieważ w tym przypadku nic się nie zmieniło – nadal mamy do czynienia z pojawiają się i znikającą rękawicą, wyglądającą jak element taniej zbroi.

Być może jestem zbyt brutalny wobec serialowego wcielenia ”Witchblade”, ale taka jest dla mnie prawda. Produkcja była słaba właściwie pod każdym względem – w drugim sezonie radę dały ”sprawy tygodnia” oraz muzyka – i nie jestem w stanie polecić oglądania tej produkcji komukolwiek. No chyba, że naprawdę wielkim, fanatycznym fanom postaci. Są tu tacy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz