wtorek, 29 grudnia 2015

Top 5 #49 - Najlepsze premiery Image 2015 roku

Na początek małe sprostowanie. Otóż tytuł dzisiejszej odsłony "Top 5" jest trochę nieprecyzyjny. Dlaczego? Otóż postanowiłem nie popełnić tego samego błędu co rok temu i nieco zmieniłem ramy czasowe. Tak naprawdę dzisiaj wymieniona piątka komiksów została wybrana spośród tych, które swoje premiery zaliczyły pomiędzy listopadem 2014 i październikiem 2015 włącznie. W ten sposób udało mi się wybierać spośród komiksów, których ukazało się już minimum dwie odsłony i można na ich temat napisać więcej niż "już wyszło". 

Jestem dość mocno przekonany, że mój subiektywny wybór bardzo Was zaskoczy. To tylko pokazuje, jak mocny był to rok dla Image Comics. Szczegóły znajdziecie w rozwinięciu posta.
5. "Head Lopper" (Andrew Maclean/Michael Spicer)
I już na samym początku pierwsze zaskoczenie. O "Head Lopper" jak dotąd zupełnie nie pisałem na blogu, a tu od razu takie wyróżnienie. Komiks ten tak naprawdę nie debiutował w Image, lecz trafił tu na fali dużej popularności, jaką zdobył. I w sumie totalnie mnie to nie dziwi: zwariowane przygody wikingopodobnego wojownika pełne są niesamowitych zwrotów akcji, zaś całość podszyta jest tak przyjemną dawką humoru, że obok tego komiksu ciężko przejść obojętnie. Problemem jest tylko dość nietypowy styl wydawania serii - zeszyt raz na kwartał, ale za to potrójnej objętości i z masą dodatków - który jednocześnie narzuca odczuwalnie wyższą cenę. Niemniej i tak warto: Maclean oraz Spicer z miejsca wskoczyli do mojego grona ulubieńców i już czekam na kolejna odsłonę cyklu.
4. "Paper Girls" (Brian K. Vaughan/Cliff Chiang)
Obawiałem się nieco tego komiksu, ponieważ o ile nieustannie jestem psychofanem "Sagi", tak już "We Stand on Guard" jakoś zupełnie mnie nie porwało. Na szczęście tym razem obawy były kompletnie nieuzasadnione - najnowsza seria Briana K. Vaughana to kolejny dowód geniuszu tegoż twórcy. Pozornie prosta fabuła już w pierwszym zeszycie przeradza się we wciągającą, niebagatelną fabułę, ukazaną z perspektywy bardzo sympatycznych bohaterek. Dodatkowym atutem są rysunki kolejnego z moich faworytów, a więc Cliffa Chianga. Nie jest to jednak komiks, nad którym wyłącznie bym się rozpływam. Wszak zajął dopiero czwarte miejsce, a to oznacza, że ideał był blisko, lecz nie został osiągnięty. W przypadku tego komiksu, brakuje mi odrobinę tej wielkiej chęci otrzymania kolejnego zeszytu już-teraz-zaraz-natychmiast, jaka znacznie bardziej towarzyszy mi przy kilku innych komiksach.
3. "The Humans" (Keenan Marshall Keller/Tom Neely)
Absolutnie niczego nie oczekiwałem po tym komiksie. Ot, taka przeniesiona do współczesności wariacja na temat "Planety Małp". Zainteresowałem się jednak tym tytułem w momencie, gdy raz za razem natykałem się na pochwalne recenzje i w końcu postanowiłem sięgnąć. No i dostałem obuchem w łeb. Na pierwszy rzut oka mamy tu historię o motocyklowym gangu małp, lecz wystarczy odrobinę mocniej wczytać się w "The Humans", by trafić na inteligentny i pełen ukrytych smaczków komentarz do dzisiejszego świata, a przede wszystkim - wciągającą jak diabli fabułę. Tytuł ląduje na najniższym stopniu podium także za prace Toma Neely'ego - niekonwencjonalne, zaskakujące i przykuwające wzrok na długie minuty. Niestety, sprzedaż komiksu jest dość słaba. Zachęcam Was, by chociaż odrobinę to zmienić.
2. "Airboy" (James Robinson/Greg Hinkle)
Gdy ogłoszono, że Image Comics wyda komiks o Airboy'u, byłem mocno zdziwiony. Po co wydawnictwo to miałoby odkopywać tę postać i w dodatku zatrudniać tak dobrego scenarzystę do napisania komiksu. Potem jednak przypomniałem sobie, że to Image i to nie może być konwencjonalne. I oczywiście nie było, lecz konia z rzędem temu, kto spodziewał się takiej historii. Robinson i Hinkle stworzyli komiks o samych sobie, w BARDZO krzywym zwierciadle. Dwa twórcy komiksowi dostają za zadanie stworzyć nową historię o Airboy'u. Źródłem ich inspiracji mają być narkotyki, wódka, prostytutki i wreszcie sam bohater, który nagle pojawia się oknem. Od tego momentu jesteśmy świadkami pełnej kontrowersji, całkowicie pozbawionej hamulców, ale jednocześnie świetnej historii o bohaterstwie, przyjaźni i... jednym, wielkim penisie. Brzmi intrygująco? :D Kolejna bardzo dobra pozycja w karierze Robinsona i wielki powrót Hinkle'a po okresie prac nad mniejszymi tytułami.
1. "Island" (Różni autorzy, redaktor serii: Brandon Graham)
Zaskoczeni, co?
Tymczasem tak naprawdę nie było w tym roku drugiego takiego komiksu, który wciągnąłby mnie chociaż w połowie tak, jak kolejne odsłony tej fenomenalnej antologii. Ten wielki i bardzo ambitny projekt jest skazany na niedługi żywot, przypuszczam zresztą, że już w przyszłym roku dobiegnie on końca, dlatego warto się nim cieszyć, póki jest dostępny. W środku znajdziecie bowiem prace znanych i lubianych twórców, jak i kompletnych debiutantów. Łączy ich jedno: tworzą na łamach "Island" historie jakże inne od tego, do czego przyzwyczaił nas komiksowy mainstream. Graficznie niezwykle zróżnicowane, a fabuła to inteligentne, wciągające oraz bardzo niecodzienne opowieści, które wypełniają każdy kolejny numer. Zaś chociaż wysoka cena za wersję papierową może odstraszyć, to jednocześnie proponuję zajrzeć TUTAJ i poważnie zastanowić się nad wydaniami cyfrowymi. Wtedy pozycja zaczyna jawić się jako jeszcze bardziej interesująca. To naprawdę nie jest pozycja dla każdego czytelnika, ale jeśli szukacie czegoś naprawdę ambitnego, nic lepszego w chwili obecnej nie znajdziecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz