Ilu z Was miało tak, że tuż przed kolejną serią egzaminów semestralnych sądziliście, że nie uda Wam się ich przeżyć? Sądzę że na pewno spora ilość posługiwała się tą metaforą. Tymczasem o takim luksusie mogą tylko pomarzyć bohaterowie "Deadly Class" Ricka Remendera i Wesley'a Craiga. W ich szkole końcowe egzaminy zawsze oznaczają sporą ilość zgonów. I ten czas właśnie nadszedł.
Tuż przed Wigilią, na sklepowe półki powróci seria "Deadly Class" i zaprezentuje na swoich łamach pierwszy rozdział historii "Die for Me". Rick Remender podkreśla, że wydarzenia z najnowszych numerów były zaplanowane już na samym początku prac nad tą serią i bardzo mocno inspirował się "Władcą Much" Williama Goldinga. Szesnaście wydanych już zeszytów miało przede wszystkim za zadanie sprawić, byśmy polubili całą główną obsadę serii, przez co kilka nadchodzących numerów zostawi nas z rozdartymi sercami.
Remender stwierdził, że napisanie najnowszego rozdziału serii zgodnie z pierwotnymi wytycznymi, było dla niego niezwykle trudnym zadaniem. Ostatecznie licznik martwych ciał i tak został obniżony, lecz nie oznacza to, że będzie grzecznie. Ponadto akcja zapowiadanego story-arcu nie ograniczy się jedynie do San Francisco. Remender użył zwrotu "międzynarodowy zasięg".
W zapowiadanych numerach pojawią się oczywiście nowe postacie, a część tych z drugiego planu doczeka się bardziej wyrazistej roli. Poznamy nowe talenty wielu bohaterów, zaś podział nie będzie czarno-biały. W "Deadly Class" pojawić ma się sporo szarości, dzięki czemu niektóre sekwencje będą jeszcze bardziej niespodziewane.
Na wszelki wypadek podkreślono, że "Die for Me" nie jest ostatnim rozdziałem serii, zaś pod jego koniec czytelnicy zastaną zupełnie nową rzeczywistość dla tych osób z obsady, którym uda się przeżyć egzaminy końcowe. Remender zażartował, że szkoła dla zabójców zmieni wówczas swoją nazwę na "Happy Rainbow Party Puppy Town".
Źródło: CBR
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz