Peter
Milligan był jednym z kilku twórców, którego nieobecność w Image była dla mnie
co najmniej zastanawiająca. Ten znakomity scenarzysta, mający na koncie całą
masę rewelacyjnych tytułów był kimś niejako z miejsca pasującym do tego, co
ostatnimi czasy dzieje się w wydawnictwie Image. Mojego zdania nie zmieniły
jego ostatnie niepowodzenia w moich oczach, gdzie w DC podczas New52 spod jego
ręki wyszedł jeden bardzo słaby komiks i jeden zaledwie poprawny (kolejno: jego
runy w ”Stormwatch” oraz ”Justice League Dark”), a chociaż w Valiancie szło mu
już nieco lepiej, to i tak nie czułem, by w pełni rozwinął tam swoje skrzydła.
W końcu doczekałem się zapowiedzi startu ”The Discipline” – pisanego
przez Milligana horroru erotycznego z rysunkami bardzo lubianego przeze mnie
Leandro Fernandeza. Decyzja o kupnie wydania zbiorczego była wręcz
natychmiastowa.
Czytając wywiady z Milliganem można było dowiedzieć się, że ”The Discipline” początkowo powstawało dla DC Vertigo. Tam miało zadebiutować w grudniu 2013 roku, lecz wskutek drążących wówczas ten imprint zawirowań, ostatecznie komiks wyleciał na boczny tor i scenarzysta mógł zrobić z nim co chciał. Czysto teoretycznie nie powinno wzbudzać to moich obaw, bowiem ostatnie lata są dla Vertigo pasmem decyzyjnych oraz finansowych porażek, a i nawet za czasów Karen Berger potrafiono podjąć tam niezrozumiałe decyzje, jak na przykład odrzucenie w okolicach 2010 roku pomysłu Briana K. Vaughana na ”Sagę”. Podobieństw pomiędzy Milliganem i Vaughanem jest więcej – obaj to twórcy, którzy dla DC Comics stworzyli kilka zasypywanych nagrodami serii, ich kolejne autorskie pomysły nie zdobyły uznania u szefostwa Vertigo, więc postanowili przenieść je do Image. Chciałbym powiedzieć, że obaj wyszli na tym podobnie, lecz niestety nie mogę tego zrobić. Najpierw jednak pokrótce nakreślę Wam fabułę komiksu.
Czytając wywiady z Milliganem można było dowiedzieć się, że ”The Discipline” początkowo powstawało dla DC Vertigo. Tam miało zadebiutować w grudniu 2013 roku, lecz wskutek drążących wówczas ten imprint zawirowań, ostatecznie komiks wyleciał na boczny tor i scenarzysta mógł zrobić z nim co chciał. Czysto teoretycznie nie powinno wzbudzać to moich obaw, bowiem ostatnie lata są dla Vertigo pasmem decyzyjnych oraz finansowych porażek, a i nawet za czasów Karen Berger potrafiono podjąć tam niezrozumiałe decyzje, jak na przykład odrzucenie w okolicach 2010 roku pomysłu Briana K. Vaughana na ”Sagę”. Podobieństw pomiędzy Milliganem i Vaughanem jest więcej – obaj to twórcy, którzy dla DC Comics stworzyli kilka zasypywanych nagrodami serii, ich kolejne autorskie pomysły nie zdobyły uznania u szefostwa Vertigo, więc postanowili przenieść je do Image. Chciałbym powiedzieć, że obaj wyszli na tym podobnie, lecz niestety nie mogę tego zrobić. Najpierw jednak pokrótce nakreślę Wam fabułę komiksu.
”The
Discipline” to według słów Milligana ”opowieść z dużą dawką seksu, lecz nie
o seksie”. I z tym totalnie mogę się zgodzić. Śledzimy tutaj losy Melissy –
znudzonej swoim codziennym życiem mężatki, która pewnego dnia spotyka niezwykle
przystojnego mężczyznę i chociaż od tego momentu dręczą ją niezwykle
realistyczne koszmary, wkrótce później mu ulega. Nie myślcie jednak, że mamy tu
do czynienia z historią pokroju ”50 Twarzy Grey’a” czy coś w ten deseń. Już
podczas ich pierwszej schadzki, Orlando zostaje zaatakowany przez tajemniczego
stwora, zaś Melissa niedługo później przemieniona zostaje w istotę z rasy The
Discipline i zostaje jednym z żołnierzy walczących w nadnaturalnym konflikcie.
Jak więc
już wspomniałem, omawiany dziś komiks przeszedł podobną drogę do wydawnictwa
Image jak ”Saga” i na tym podobieństwa między nimi się kończą. Brian K.
Vaughan zaproponował czytelnikom niezwykły tytuł, który prawdziwym szturmem
zdobył szczyty list sprzedaży, otrzymał masę najważniejszych nagród i wreszcie
będący obecnie jedną z dwóch przynoszących największe dochody marek
wydawnictwa. ”The Discipline” z kolei bardzo szybko okazało się tytułem,
o którym wkrótce pamiętać będą najprawdopodobniej jedynie najwięksi fanatycy
Petera Milligana. To, co najmocniej ciśnie mi się na klawiaturę w chwili
obecnej, to jedno zdanie: przerost formy nad treścią.
”The
Seduction” ma bardzo obiecujący początek. Milligan dotrzymuje tu słowa i
przedstawia nam całkiem zgrabną i intrygującą fabułę, w której seks faktycznie
odgrywa bardzo dużą rolę, a nagość gości na kolejnych stronach dość często. Jednakże
już od okolic trzeciego z sześciu zeszytów, które znalazły się w wydaniu
zbiorczym, zaczyna być mocno wyczuwalny brak pomysłu na to, by kluczowe
elementy świata przedstawionego popchnąć trochę do przodu. W efekcie koniec
końców otrzymujemy, mimo sporej dawki erotyki, bardzo standardową naparzankę
złych z tymi mniej złymi, a zamiast emocji czy zainteresowania, podczas lektury
rośnie jedynie poczucie zawodu. Pierwszy tom ”The Discipline” aż prosił
się o bardziej niebanalne rozwiązania lub też chociaż lepsze rozwinięcie tego,
co fajnie sprawdzało się w początkowych rozdziałach. Jasne, możecie użyć
argumentu, że przecież miała być to seria i może Milligan szykował coś na
kolejne numery. Niestety, sam scenarzysta przyznawał, że ”The Discipline”
może się nie przyjąć na rynku i zaplanował historię tak, by sam pierwszy tom
przedstawiał zamkniętą historię. Jeśli więc, zgodnie z życzeniem samego
scenarzysty, traktować ”The Seduction” jako całość, to niestety nie
potrafi się ona zbyt dobrze obronić. Zbyt wiele jest tu niedopowiedzeń, znaków
zapytania, dość naiwnych skrótów fabularnych, a także niestety zwyczajnych,
scenariuszowych mielizn, by czerpać radość z lektury. Jak wielce jest to
rozczarowujące, będzie wiedział chyba każdy, kto sięgnie po ten tytuł, znając w
stopniu dostatecznym pisarski dorobek Petera Milligana.
Kolejną
wadą omawianego dzisiaj komiksu jest dla mnie… nagość. Nie, rzecz jasna nie sam
fakt jest występowania, co raczej tego, iż moim zdaniem w okolicach połowy tomu
robi się ona zwyczajnie zupełnie niepotrzebna. Serio, w pewnym momencie
zacząłem odczuwać wrażenie, że praktycznie wszystkie nagie sceny kompletnie
przestały wnosić cokolwiek do fabuły ”The Discipline”, są obecnie nieco
na siłę, bo być powinny, ale gdyby ich zabrakło to nie stałoby się w sumie nic
wielkiego.
Zapewne jednak
wynika z zawiłości scenariusza. Sam Leandro Fernandez spisał się całkiem
nieźle, chociaż wyżej cenię zarówno jego wcześniejsze jak i późniejsze prace. Artysta
zbudował niezły klimat. Bardzo fajny efekt dało mocne ograniczenie drugiego
planu w niektórych scenach, co dawało mi jako czytelnikowi ciekawe, nieco
klaustrofobiczne wrażenie. Wydaje mi się, że Fernandez nigdy nie czuł się
szczególnie dobrze w scenach wymagających pokazania dużej dynamiki, lecz tutaj
poradził sobie całkiem nieźle. Niestety, kolorysta Cris Peter bardzo mocno napracował
się, aby zepsuć wysiłki rysownika. O ile użycie określonej, dość sztucznej
palety barw w scenerii miasta, wieżowców i ciemnych zaułków wypadało naprawdę
nieźle, tak gdy trzeba było przedstawić, na przykład, słoneczne Włochy, Peter w
moich oczach wykładał się po całości. Z pewnością zapamiętam sobie to nazwisko i
będę starał się unikać komiksów kolorowanych przez niego.
Omawiany dzisiaj
komiks wydany został w promocyjnej cenie dziesięciu dolarów i pozytywnie
wyróżnia się jakością wydania. Jeśli macie w swoich zasobach kilka wydań
zbiorczych od Image, zapewne wiecie iż nie ma tutaj jednego sposobu ich wydawania.
Pierwszy i jak dotąd jedyny tom ”The Discipline” jakością najbardziej
przypomina ”The Wicked + The Divine”. Także dzięki temu, że udało się wygospodarować
trochę miejsca na dodatki. Tymi są wstęp autorstwa samego Milligana, okładki
poszczególnych zeszytów oraz galeria szkiców Fernandeza. Szkoda, że rysownik
nie zdecydował się na przedstawiony tam design rasy The Discipline, ponieważ
wydaje mi się on ciekawszy od tego, co otrzymaliśmy wewnątrz komiksu.
Niestety niska
cena, fajne dodatki oraz przyzwoite rysunki nie sprawiają, że zawód jaki
odczułem po lekturze tego komiksu jest mniejszy. ”The Discipline vol. 1”
nie jest historią złą, bardzo łatwo przyszłoby mi wymienić coś pod każdym kątem
dużo słabszego. Lecz potężny ładunek zmarnowanego potencjału sprawia, że nie
będę zachęcać Was do sięgnięcia po ten tytuł, jeśli nie jesteście totalnymi
fanami twórczości Petera Milligana. Zwłaszcza, że pomimo jego zapewnień, tom
pozostawia kilka nie do końca zamkniętych furtek, a kontynuacji raczej się już
nie doczekamy.
"The Discipline vol. 1: The Seduction" do kupienia w ATOM Comics
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz