środa, 21 grudnia 2016

Top 5 #60 - Największe rozczarowania 2016 roku

Podobnie jak rok temu, w podsumowaniach roku nie znajdziecie niczego w stylu pięciu najgorszych komiksów mijającego roku, ponieważ mało we mnie masochisty i jeżeli dany tytuł nie przypadł mi do gustu, to po prostu nie katuję się nim dalej dla idei (tu pozdrowienia dla fanów Marvela). Postanowiłem za to podsumować rzeczy, które z jakiegoś powodu bardzo mnie rozczarowały w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy. Zapraszam do rozwinięcia posta.
5. Image+
Gdy podsumuję sobie swoje dotychczasowe doświadczenie z tym tytułem, jest jednak więcej minusów niż plusów. Dałem się tu złapać na szumne i ładnie wyglądające zapowiedzi, a tymczasem mamy tu niestety do czynienia ze sporą wydmuszką. Zacznę od zalet. Jest naprawdę fajne to, że na łamach tego magazynu otrzymujemy pokaźną ilość previewsów na długo przed tym, jak pokażą się w Internecie. Bardzo podoba mi się także, że tyle samo miejsca poświęca się potencjalnym hitom, jak i twórcom mniej znanym. No i te pojedyncze plansze Brandona Grahama zawsze na plus. I to by było na tyle. Miało być odważnie, trochę niepoprawnie i szczerze, a wyszła piękna i nudna laurka dla Image. Wywiady są tendencyjne i mało ciekawe, artykuły niemal zawsze z obowiązkowym i sztucznie prezentującym się łechtaniem wydawnictwa w tle, plakaty paskudne, zaś szumnie zapowiadany origin Negana jest zwyczajnie nudny. No i te wstępy autorstwa Davida Brothersa - szykuje nam się godny następca Erica Stephensona.
4. Todd McFarlane
To naprawdę smutne oglądać, jak ta komiksowa legenda konsekwentnie upokarza sam siebie i niszczy resztki szacunku, jakim jest darzony. W 2016 roku udało mu się doprowadzić do sytuacji, w której żaden szanujący się twórca (za wyjątkiem Szymona Kudrańskiego) nie chce z nim współpracować przy "Spawnie". Po zwolnieniu Briana Wooda, a potem Paula Jenkinsa i Jonboya Meyersa, także Erik Larsen długo nie wytrzymał przy tym tytule i sam odszedł. McFarlane chyba się tego nie spodziewał, ponieważ zmuszony został do urządzenia łapanki na narysowanie jednego z numerów swojej serii i do końca nie było pewne kto wykona ilustracje (w zapowiedziach widniało tylko enigmatyczne "McFarlane and friends"). Teraz wiadomo, że do serii wróci nasz rodak. Zachowanie jednego z założycieli Image po trochu może także tłumaczyć fakt, że odbija się on od drzwi kolejnych studiów ze swoim planem nowej ekranizacji "Spawna". No i oczywiście to, że McFarlane spóźnił się z tym pomysłem o dobrą dekadę.
3. Rozczarowujące przeciętniaki
Było w tym roku kilka komiksów, których zapowiedzi brzmiały naprawdę nieźle, a okazywały się zwykłymi wydmuszkami. Zdecydowanie najbardziej jednak rozczarowałem się przy dwóch tytułach i są to "Black Magick" Grega Rucki i Nicoli Scott oraz "Horizon" Brandona Thomasa i Juana Gedeona. Oba te komiksy oparto na naprawdę fajnych i niekonwencjonalnych pomysłach, których właściwie zupełnie potem nie wykorzystano. Pierwszy z wymienionych przez znaczny kawałek czasu był po prostu nudny, zaś w przypadku tego drugiego trudno sympatyzować z głównymi bohaterami, skoro przedstawia się ich jako zwykłych fanatyków. Strasznie zawiodłem się także na "The Discipline", trzecim tomie "Rat Queens" (i ogólnym zamieszaniu przy tym komiksie) oraz jeszcze paru innych. Ogólnie tych nietrafionych inwestycji w tym roku było dość sporo.
2. Opóźnienia, znowu...
W 2014 roku miałem całą masę nieprzyjemności związaną z opóźnieniami i cichymi kasacjami tytułów, które wówczas kupowałem. Do dziś tęsknię za "Umbral" i nie mogę wybaczyć Jimowi McCannowi wypięcie się na swoje "Mind the Gap" czy Steve'owi Nilesowi fuszerkę przy "Chin Music". W 2015 jakoś udało się prześlizgnąć i największym problemem były chyba tylko przesunięcia kolejnych numerów "Lazarusa", co zresztą dzieje się po dziś dzień. W 2016 problem znów się nasilił, ponieważ kilka interesujących mnie tytułów zalicza takie opóźnienia, że głowa mała. I najgorsze w tym wszystkim jest to, że za komiksami tymi stoją naprawdę głośne nazwiska. Warren Ellis, Jason Aaron, R.M. Guerra, Matt Fraction, Kelly Sue DeConnick, Eric Stephenson, Jeff Lemire, Scott Snyder, Greg Rucka czy Jonathan Hickman. Trzej ostatni powinni dostać specjalne wyróżnienie za to, co wyczyniają z "Wytches", "Black Magick" czy "Frontier".
1. Czytelniku, wstydź się!
Najbardziej chyba jednak rozczarowało mnie w minionych dwunastu miesiącach to, że cała masa świetnych komiksów przechodzi przez rynek bez większego echa, ponieważ czytelnicy z jakichś niezrozumiałych przeze mnie powodów pokazują im środkowy palec. "The Humans", "The Saints", "Hadrian's Wall", "The Violent", "Glitterbomb", "Surgeon X", "She Wolf", "The Fix", "Ringside" czy "Lake of Fire" to tylko kilka przykładów tytułów równie dobrych lub nierzadko i znacznie lepszych od tych, które stanowią czołówkę sprzedaży Image, a mimo to kręcą się w trzeciej lub czasem nawet i czwartej setce list Diamonda, obchodząc raptem parę tysięcy osób. Co je łączy? Przede wszystkim mało znane nazwiska twórców, których nie kojarzą ludzie kupujący co miesiąc tonę szrotu z Marvela czy DC. Pewnie teraz mocno bujam w obłokach, ale chciałbym doczekać czasów, kiedy takie komiksy jak te wymienione przed chwilą, będą mogły cieszyć się przynajmniej równie dużym zainteresowaniem co kolejne wydmuszki Marka Millara.

Obrazki pochodzą ze strony Comicvine

1 komentarz:

  1. Fajny, ciekawy ranking. Co do pkt.1 - niestety, filmy oraz kioskowe kolekcje napedzaja sprzedaz komiksikow z Marvela i DC. Wystarczy wejsc chocby na nasze forum gildii i zobaczyc ile sie gada o Marvel Now, N52, kolekcjach, a ile o dobrych, nietuzinkowych rzeczach z Image. Top 3 ze sklepu gildii dobitnie swiadczy, ze sprzedaje sie glownie odmozdzajaca popelina.

    OdpowiedzUsuń