Piąta odsłona najmłodszej rubryki na Image Comics Journal właśnie przybiła do portu i jest znacznie krótsza od wszystkich poprzedniczek. W listopadzie bowiem premierę zaliczyły raptem trzy komiksy, z czego dwie to miniserie. Za taki stan rzeczy podziękować możemy Jonathanowi Hickmanowi, który w ostatniej chwili postanowił opóźnić premierę "Frontier". Jednak już teraz mogę spokojnie Wam napisać, ilość nie ma tu żadnego znaczenia, bo jest naprawdę dobrze.
"A.D.: After Death #1" (Scott Snyder/Jeff Lemire)
Długo biłem się z myślami czy sięgnąć po pierwszy numer tej miniserii cyfrowo. Powiększony format poszczególnych jej odsłon oraz zapowiedź wypasionego wydania zbiorczego sprawiała, że czytanie tego w digitalu wydawało mi się wręcz niewłaściwe. Ale ok, przemogłem się jakoś i... chcę więcej. Jest to bardzo nietypowy komiks, ponieważ znaczną część stron stanowią pojedyncze ilustracje Lemire'a oraz ściany tekstu Snydera. Ma to jednak swój klimat i urok, zaś sama historia spokojnie się rozwija, stopniowo wkręcając czytelnika w przedstawiony na jej łamach świat. Miniseria rozpoczyna się od dwóch mocnych scen, zaś potem napięcie nieco maleje i akcja do samego końca premierowego zeszytu nie pędzi na złamanie karku. Nie zmienia to w żaden sposób faktu, że prowadzona przez Snydera narracja jest intrygująca i skłaniająca czytelnika do refleksji i przemyśleń. Całość mocno oddziałuje na wyobraźnie, czemu pomagają minimalistyczne rysunki Lemire'a. Zdecydowanie nie jest ot tytuł dla wszystkich i jestem święcie przekonany, że spora część osób, która sięgnie po "A.D.: After Death", po pierwszym zeszycie poczuje się zawiedziona. Ja jednak jestem bardzo przychylny tego typu historiom, lecz jednocześnie mam sporo obaw. Snyder jest bowiem znany z tego, że potrafi wpaść na świetny pomysł, zbudować niepowtarzalny klimat i wszystko zepsuć końcówką (pamiętacie "The Wake" z DC Vertigo?). Trzymam mocno kciuki za to, by w przypadku tego projektu tak się nie stało. Pierwsza jego odsłona może nie mi urwała tego i owego, ale czuję, że obcuję z dziełem wyjątkowym. Oby do końca tak było.
5/6
"Mayday #1" (Alex de Kampi/Tony Parker/Blond)
Chociaż nie jest to zbyt głośny tytuł, to jednak na "Mayday" czekałem nie mniej, niż na pozostałe listopadowe premiery. Alex de Kampi ujęła mnie bowiem swoim nietypowym "No Mercy" (niezmiennie polecam), zaś ta miniseria zapowiadała się równie ciekawie. No i nie zawiodła. Śledzimy losy dwójki sowieckich szpiegów, którzy przedostali się na teren USA, by wyeliminować zdrajcę swojego narodu. Zadanie udaje się wykonać, lecz potem rozpoczynają się spore problemy, ponieważ postanawiają oni zakosztować "amerykańskiego snu". Oznacza to alkohol, narkotyki, przygodny seks i... agentów rządowych podążających ich tropem. Premierowy numer miniserii gładko wprowadza nas w realia komiksu i chociaż nie ma tutaj wielu momentów zaskoczenia - fabuła podąża bardzo zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami - nad całością unosi się otoczka tajemnicy. Widać wyraźnie, że nie wszystko jeszcze wiemy na temat pojawiających się bohaterów, a i ci, którzy ich ścigają, nie zachowują się tak, jak można było się tego spodziewać. To wszystko wzmaga ciekawość i chęć sięgnięcia po kolejne numery, co zresztą z pewnością zrobię. Szkoda tylko, że rysunki są bardzo nijakie.
4/6
"Violent Love #1" (Frank J. Barbiere/Victor Santos)
Frank Barbiere jest dla mnie twórcą niebywale zagadkowym. Ma on na swoim koncie kilka naprawdę mocnych tytułów, lecz mimo to nie jest łatwo przebić mu się do umownego grona "pierwszoligowych twórców" i dlatego premiery jego nowych komiksów nie są przesadnie "przehajpowane", a być powinny. Pierwszy zeszyt "Violent Love" udowadnia bowiem, że scenarzysta ten potrafi się odnaleźć w każdej stylistyce i zaoferować czytelnikowi wciągającą historię. Zeszyt ten zaczyna się dość nieoczekiwanie, ponieważ nie skupiamy się od razu na widocznej na okładce parze bohaterów, a jedynie na Daisy. Scenarzysta przybliża nam jej historię, która jest raczej poukładaną, normalną dziewczyną, mającą za sobą wiele rodzinnych zawirowań. Obserwujemy, jak przeszłość jej ojca powraca ze zdwojoną siłą i nasza bohaterka próbuje sobie poradzić z rewelacjami, które właśnie poznała. Barbiere osiągnął tutaj bardzo ciekawy efekt, ponieważ udało mu się bardzo szybko zbudować sympatię, jaką poczułem do Daisy, chociaż całość też jasno daje nam do zrozumienia, że niedługo stanie się ona groźną przestępczynią. Rysunki Victora Santosa poprawne i klimatyczne, ale z drugiej strony nie wyróżniają się one na tyle, bym miał na ich temat coś więcej do powiedzenia. "Five Ghost" autorstwa Barbiere kupiło mnie dopiero od drugiego tomu, "Violent Love" zrobiło to już po pierwszym zeszycie. To wystarczy za rekomendację. Oczywiście jak najbardziej polecam.
5/6
Kolejna odsłona tej rubryki pojawi się na blogu ósmego stycznia.
Okładki pochodzą ze strony Image Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz