wtorek, 11 października 2016

Z archiwum Image #34

W roku 1999 Jim Valentino objął stanowisko wydawcy Image Comics i jednym z jego kluczowych pomysłów było przyciągnięcie do wydawnictwa młodych, perspektywicznych twórców, których niebanalne pomysły mogły zwrócić uwagę potencjalnych, nowych czytelników. Co prawda wcześniej sam próbował już zrobić coś podobnego w ramach studio Shadowline i nie odniósł na tym polu większego sukcesu, lecz nie przestał sądzić, że jest to dobry pomysł. Być może utwierdzały go w przekonaniu komercyjne porażki kolejnych całkiem niezłych tytułów, które ukazywały się w 1998 roku. O jednym z nich napiszę w ramach najnowszej odsłony ”Z archiwum Image”.

Phil Hester to rysownik oraz scenarzysta, który do grona pierwszoligowych twórców komiksowych wskoczył wraz z wydaniem w 2001 roku ”Green Arrow”, który rysował do scenariusza Kevina Smitha. Komiks ten ukazał się całkiem niedawno w naszym kraju po raz drugi, tym nakładem Wielkiej Kolekcji Komiksów DC. Hester jednak już wcześniej mocno zaznaczał swoją obecność na rynku USA, przede wszystkim dzięki swojej autorskiej miniserii ”The Wretch”, lecz w wolnych chwilach pracował przy innych projektach. Jeden z nich miał ukazywać się regularnie w wydawnictwie Image Comics, lecz rzeczywistość brutalnie zweryfikowała te plany. Mam tu na myśli ”The Falling Man” do scenariusza Bruce’a McCorkindale’a.

Głównym bohaterem komiksu jest Floyd – od dwóch dekad zupełnie nie potrafiący poradzić sobie z tragiczną śmiercią żony nauczyciel w średnim wieku. Pewnego dnia zaczynają przydarzać mu się dziwne rzeczy – wydaje mu się, że wszystko zaczyna się zapadać, ludzie rozmazują się na jego oczach. Objawy te nasilają się, aż w końcu Floyd spada w bezkresną przestrzeń. To, co czeka tam na niego bynajmniej nie okazuje się być mniej dziwne. Spotyka on bowiem żywe zabawki, rolę boga przejął niejaki Duncan, zaś tajemniczy Moderator w kółko powtarza mu, że musi zaakceptować absurdalność tej sytuacji.
"The Falling Man” ukazało się w czasach, gdy włodarze Image zauważyli znaczny spadek popularności ich największych tytułów, a samo wydawnictwo starało się poradzić sobie z wewnętrznymi problemami, które kilka miesięcy wcześniej doprowadziło do usunięcia Extreme Studios ze struktur Image. Pojawiać zaczęło się więcej tytułów bez superherosów w środku, a ponadto większość z nich nie trzymała się kurczowo nazwisk stojących za tym czy innym studiem. Komiks miał w środku znaczek Shocktrauma Comics, lecz była to po prostu organizacja podobna trochę do Man of Action, lecz wówczas z naciskiem na same komiksy. Nie rozstrzygniemy tego, czy brak powiązań z którymkolwiek studiem zaszkodził tytułowi, lecz faktem jest, że przyjęcie zeszytu w sklepach było fatalne – raptem 3 843 sprzedane kopie na poziomie Diamonda to rezultat, który zabił ten projekt jeszcze zanim miał okazję rozwinąć skrzydła. Ukazał się wówczas tylko jeden numer, a część nakładu pewnie do dziś zalega w pudłach za 10 centów. Ja za swój egzemplarz zapłaciłem 5zł.

Być może jednak tytuł ten doczeka się w końcu zakończenia. W trakcie robienia researchu do dzisiejszego tekstu zawitałem na bloga McCorkindale’a, który od 2013 umieszcza informacje o revampie ”The Falling Man”. Co prawda postępy są bardzo ograniczone, lecz niedawno wrzucił on nawet pokolorowane strony i jak zapewnia, jest już bardzo blisko końca.

Tymczasem sama historia jest bardzo interesująca. Bruce McCorkindale, który na rynku komiksowym udziela się przede wszystkim jako inker, zaskoczył nietypową, mocno metafizyczną i jeszcze bardziej zakręconą historią. Po lekturze pierwszego i zarazem jedynego numeru ”The Falling Man” naprawdę trudno powiedzieć co autor miał na myśli, lecz nie jest to żaden zarzut. Ujawniane powoli strzępki fabuły trudno było ubrać w jakąś sensowną całość, lecz i tak wzbudzała ona zainteresowanie i zachęcała do szybszego przewracania stron. Sam Floyd nie wydawał się jakimś szczególnie ciekawym bohaterem, ot kolejny słaby człowiek zniszczony życiem, ale już wydarzenia wokół niego, składające się z bardzo zakręconą składankę bardzo intrygowały. Zdecydowanie najlepszą sceną zeszytu jest moment, gdy Floyd spotyka ożywione zabawki, Moderatora oraz samego Duncana – jest to absurd w czystej postaci (o czym zresztą jedna z postaci ciągle przypomina), ale rozpisany w naprawdę ciekawy i intrygujący sposób. Lektura ”The Falling Man” to bardzo dobra zabawa i jak już wspomniałem, być może wkrótce doczekamy się jej rozwinięcia.
Autorem warstwy graficznej jest wspomniany już Phil Hester (ciekawostka: z revampem o którym piszę wyżej będzie on miał niewiele wspólnego, zaprojektował tylko luźne szkice z których korzysta McCorkindale) i jest tutaj znacznie bardziej zachowawczy, niż chociażby w ”Green Arrow: Kołczan”. Mimo to, rysunki w ”The Falling Man” przypadły mi do gustu i sądzę, że bardzo dobrym krokiem było pozostawienie warstwy graficznej w wersji czarno-białej. Hester fajnie bawi się konwencją, wykończenia robią dobre wrażenie, a pojawiające się w paru miejscach sceny sugerujące udział komputera... w większości nimi nie są! Nałożone przy użyciu programów graficznych są tylko niektóre tła, zatem duże brawa należą się artyście za naszkicowanie ”rozmytych” ludzi w jednej ze scen. Szkoda tylko, że Hester nie stworzył okładki, która jest moim zdaniem średnio udanym eksperymentem z grafiką 3D.

Myślę, że komiksowi w odniesieniu jakiegokolwiek sukcesu mogła także nieco zaszkodzić cena zeszytu, która wynosi trzy dolary bez pięciu centów, zaś jakość wydania niczym nie zachwyca. W czasach, gdy tytuły za 1,95$ wydawano już na kredzie, ”The Falling Man” zdecydowanie odstawało i potrafię sobie wyobrazić sytuacje, w której ktoś bierze komiks ten do ręki w sklepie i odkłada zniesmaczony stosunkiem jakości wydania do ceny. Nie zmienia to jednak faktu, że tytuł jest bardzo sympatyczny i jeśli McCorkindale wypuści kiedyś sygnalizowany od paru lat revamp, zdecydowanie się nim zainteresuję.

4+/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz