W roku 1999 Jim Valentino objął stanowisko wydawcy Image
Comics i jednym z jego kluczowych pomysłów było przyciągnięcie do wydawnictwa
młodych, perspektywicznych twórców, których niebanalne pomysły mogły zwrócić
uwagę potencjalnych, nowych czytelników. Co prawda wcześniej sam próbował już
zrobić coś podobnego w ramach studio Shadowline i nie odniósł na tym polu
większego sukcesu, lecz nie przestał sądzić, że jest to dobry pomysł. Być może
utwierdzały go w przekonaniu komercyjne porażki kolejnych całkiem niezłych
tytułów, które ukazywały się w 1998 roku. O jednym z nich napiszę w ramach
najnowszej odsłony ”Z archiwum Image”.
Phil Hester to rysownik oraz scenarzysta, który do grona
pierwszoligowych twórców komiksowych wskoczył wraz z wydaniem w 2001 roku ”Green
Arrow”, który rysował do scenariusza Kevina Smitha. Komiks ten ukazał się
całkiem niedawno w naszym kraju po raz drugi, tym nakładem Wielkiej Kolekcji
Komiksów DC. Hester jednak już wcześniej mocno zaznaczał swoją obecność na
rynku USA, przede wszystkim dzięki swojej autorskiej miniserii ”The Wretch”,
lecz w wolnych chwilach pracował przy innych projektach. Jeden z nich miał
ukazywać się regularnie w wydawnictwie Image Comics, lecz rzeczywistość
brutalnie zweryfikowała te plany. Mam tu na myśli ”The Falling Man” do
scenariusza Bruce’a McCorkindale’a.
Głównym bohaterem komiksu jest Floyd – od dwóch dekad
zupełnie nie potrafiący poradzić sobie z tragiczną śmiercią żony nauczyciel w
średnim wieku. Pewnego dnia zaczynają przydarzać mu się dziwne rzeczy – wydaje
mu się, że wszystko zaczyna się zapadać, ludzie rozmazują się na jego oczach.
Objawy te nasilają się, aż w końcu Floyd spada w bezkresną przestrzeń. To, co
czeka tam na niego bynajmniej nie okazuje się być mniej dziwne. Spotyka on
bowiem żywe zabawki, rolę boga przejął niejaki Duncan, zaś tajemniczy Moderator
w kółko powtarza mu, że musi zaakceptować absurdalność tej sytuacji.
"The Falling Man” ukazało się w czasach, gdy włodarze
Image zauważyli znaczny spadek popularności ich największych tytułów, a samo
wydawnictwo starało się poradzić sobie z wewnętrznymi problemami, które kilka
miesięcy wcześniej doprowadziło do usunięcia Extreme Studios ze struktur Image.
Pojawiać zaczęło się więcej tytułów bez superherosów w środku, a ponadto
większość z nich nie trzymała się kurczowo nazwisk stojących za tym czy innym
studiem. Komiks miał w środku znaczek Shocktrauma Comics, lecz była to po
prostu organizacja podobna trochę do Man of Action, lecz wówczas z naciskiem na
same komiksy. Nie rozstrzygniemy tego, czy brak powiązań z którymkolwiek
studiem zaszkodził tytułowi, lecz faktem jest, że przyjęcie zeszytu w sklepach
było fatalne – raptem 3 843 sprzedane kopie na poziomie Diamonda to
rezultat, który zabił ten projekt jeszcze zanim miał okazję rozwinąć skrzydła.
Ukazał się wówczas tylko jeden numer, a część nakładu pewnie do dziś zalega w
pudłach za 10 centów. Ja za swój egzemplarz zapłaciłem 5zł.
Być może jednak tytuł ten doczeka się w końcu zakończenia. W
trakcie robienia researchu do dzisiejszego tekstu zawitałem na bloga
McCorkindale’a, który od 2013 umieszcza informacje o revampie ”The Falling Man”.
Co prawda postępy są bardzo ograniczone, lecz niedawno wrzucił on nawet
pokolorowane strony i jak zapewnia, jest już bardzo blisko końca.
Tymczasem sama historia jest bardzo interesująca. Bruce
McCorkindale, który na rynku komiksowym udziela się przede wszystkim jako inker,
zaskoczył nietypową, mocno metafizyczną i jeszcze bardziej zakręconą historią.
Po lekturze pierwszego i zarazem jedynego numeru ”The Falling Man”
naprawdę trudno powiedzieć co autor miał na myśli, lecz nie jest to żaden
zarzut. Ujawniane powoli strzępki fabuły trudno było ubrać w jakąś sensowną
całość, lecz i tak wzbudzała ona zainteresowanie i zachęcała do szybszego
przewracania stron. Sam Floyd nie wydawał się jakimś szczególnie ciekawym
bohaterem, ot kolejny słaby człowiek zniszczony życiem, ale już wydarzenia
wokół niego, składające się z bardzo zakręconą składankę bardzo intrygowały.
Zdecydowanie najlepszą sceną zeszytu jest moment, gdy Floyd spotyka ożywione
zabawki, Moderatora oraz samego Duncana – jest to absurd w czystej postaci (o
czym zresztą jedna z postaci ciągle przypomina), ale rozpisany w naprawdę
ciekawy i intrygujący sposób. Lektura ”The Falling Man” to bardzo dobra
zabawa i jak już wspomniałem, być może wkrótce doczekamy się jej rozwinięcia.
Autorem warstwy graficznej jest wspomniany już Phil Hester (ciekawostka:
z revampem o którym piszę wyżej będzie on miał niewiele wspólnego,
zaprojektował tylko luźne szkice z których korzysta McCorkindale) i jest tutaj znacznie
bardziej zachowawczy, niż chociażby w ”Green Arrow: Kołczan”. Mimo to, rysunki
w ”The Falling Man” przypadły mi do gustu i sądzę, że bardzo dobrym
krokiem było pozostawienie warstwy graficznej w wersji czarno-białej. Hester fajnie
bawi się konwencją, wykończenia robią dobre wrażenie, a pojawiające się w paru
miejscach sceny sugerujące udział komputera... w większości nimi nie są! Nałożone
przy użyciu programów graficznych są tylko niektóre tła, zatem duże brawa należą
się artyście za naszkicowanie ”rozmytych” ludzi w jednej ze scen. Szkoda tylko, że Hester nie stworzył okładki, która jest moim zdaniem średnio udanym eksperymentem z grafiką 3D.
Myślę, że komiksowi w odniesieniu jakiegokolwiek sukcesu mogła
także nieco zaszkodzić cena zeszytu, która wynosi trzy dolary bez pięciu
centów, zaś jakość wydania niczym nie zachwyca. W czasach, gdy tytuły za 1,95$
wydawano już na kredzie, ”The Falling Man” zdecydowanie odstawało i
potrafię sobie wyobrazić sytuacje, w której ktoś bierze komiks ten do ręki w
sklepie i odkłada zniesmaczony stosunkiem jakości wydania do ceny. Nie zmienia
to jednak faktu, że tytuł jest bardzo sympatyczny i jeśli McCorkindale wypuści
kiedyś sygnalizowany od paru lat revamp, zdecydowanie się nim zainteresuję.
4+/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz