poniedziałek, 24 października 2016

Black Road vol. 1: The Holy North (Brian Wood/Garry Brown/Dave McCaig)

W 2008 roku imprint Vertigo rozpoczął publikację nowej serii Briana Wooda, która nazywała się ”Northlanders” i skupiała się na Wikingach. Liczący sobie siedem wydań zbiorczych tytuł za każdym razem przenosił się do niego innego okresu czasu i przedstawiał innych bohaterów, zaś całość łączyło mroźne, północne miejsce akcji. Tytuł ten został skasowany na pięćdziesiątym numerze w roku 2012 i wydawałoby się, że Wood na tym zakończy komiksowe wizyty w Skandynawii. Nic bardziej mylnego. Kilka miesięcy temu połączył on siły z Garrym Brownem i Dave’em McCaigiem oraz powołał do życia serię ”Black Road”, która właśnie doczekała się pierwszego wydania zbiorczego i... pod pewnymi względami spokojnie mogłaby być kolejnym tomem ”Northlanders”.

Rok tysięczny, mroźna północ. Jest to czas, gdy w Skandynawii zapanowały wojny między Katolikami i poganami, za jakich uważali oni rdzennych mieszkańców tych ziemi. Magnus Czarny jest Wikingiem, lecz nie wierzy w żadnych bogów, chociaż zarazem nie kryje się z fascynacją skierowaną na tematy religijne. Mężczyzna, niestety nieco naiwnie, pragnie jedynie czasów pokoju, chociaż jednocześnie sam zarabia tylko dzięki swojemu mieczowi. Poznajemy go w momencie, gdy zostaje on wynajęty do eskortowania pewnego Watykańskiego oficjela wzdłuż niesławnej i skrajnie niebezpiecznej Czarnej Drogi. W trakcie tej podróży dojdzie do wielu krwawych zdarzeń, zaś jego życie totalnie się zmieni, a to, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem, jeszcze nigdy nie okazało się tak niejasne.

Wspomniałem wyżej, że ”Black Road” mogłoby spokojnie być kolejnym tomem ”Northlanders”, lecz warto zwrócić uwagę na delikatne różnice między oboma tytułami. Seria z DC Vertigo co story-arc przeskakiwała do innego miejsca, czasu oraz bohaterów, zaś dziś recenzowany komiks będzie charakteryzował się, przynajmniej przez pierwsze dwa wydania zbiorcze, fabularną ciągłością. I to właściwie wszystko, co na chwilę obecną odróżnia oba te tytuły Briana Wooda. Miejsce i czas akcji są praktycznie identyczne, co moim zdaniem przesądza sprawę. Pojawiają się pogłoski, że ”Black Road” faktycznie miało być kolejną historią w ”Northlanders”, lecz skasowanie tego tytułu sprawiło, że Magnus i jego kłopoty pojawili się na kartach komiksu znacznie później, pod innym tytułem i w innym wydawnictwie. Czy jest to prawda? O tym oczywiście wie tylko sam Brian Wood. Ale jak właściwie wypadł sam komiks?

Zaskakująco dobrze. Obawiałem się bowiem, że tak jak dwa poprzednie komiksy tego scenarzysty dla Image (a więc ”Mara” oraz ”Starve”), także i ten z czasem okaże się w moich oczach sporym rozczarowaniem. Tymczasem ”Black Road” zauroczyło na tyle, że tekst ten postanowiłem napisać praktycznie od ręki, chociaż pierwotnie planowałem zrecenzować inny komiks. Kupił mnie przede wszystkim sam Magnus, który okazał się postacią mocno niejednoznaczną, a przez to niezwykle ciekawą. Praktycznie przez cały tom poznajemy sekrety z jego przeszłości, podawane zarówno w formie retrospekcji jak i własnych przemyśleń. To wraz z aktualnymi wydarzeniami buduje nam postać z jednej strony twardą, silną i miejscami niezwykle brutalną, zaś z drugiej bardzo zagubioną w świecie w którym przyszło mu żyć. Postać odrzuconą zarówno przez Wikingów jak i Chrześcijan, nieco naiwną, podążającą za nierealnymi pragnieniami i przez to stosunkowo łatwą do zmanipulowania. Jednakże nie wszystko to zostaje podane nam na tacy już od samego początku, co jest bardzo dobrą decyzją ze strony twórców. Wood bawi się z czytelnikami, umiejętnie buduje sceny, które coraz mocniej sprawiają, że czytelnik obdarza ciepłymi uczuciami głównego bohatera, by w końcu ujawnić coś, czego kompletnie się nie spodziewaliśmy. W finałowym, piątym rozdziale komiksu pojawia się mocny twist, o którym napiszę tylko tyle, że świetnie pokazał wszystkie słabości głównego bohatera, dopiero po lekkim zastanowieniu się doszedłem do wniosku, że nie wziął się on znikąd oraz był sygnalizowany i jednocześnie zasiał spore ziarenko zwątpienia, czy aby owa scena nie ma jeszcze jednego, znacznie głębiej ukrytego dna. Już dawno żaden komiks tak dobrze nie sprawił, że praktycznie z miejsca chciałbym dostać w swoje łapy kontynuację.

Postaci drugoplanowych w ”Black Road” zbyt wielu nie ma. Najwięcej miejsca poświęca się dziewczynce o imieniu Julia. Z jednej strony jest to kolejna interesująca i sympatycznie zbudowana postać, lecz z drugiej i tak do samego końca tomu nie dowiadujemy się o niej zbyt wielu rzeczy. Scenarzyście udało się zbudować wokół niej dość standardową mgiełkę tajemnicy, która jednak zachęca i intryguje, co stanowi kolejną zachętę do kontynuowania przygody z komiksem.

Garry Brown (rysunki) i Dave McCaig (kolory) to duet odpowiedzialny za warstwę graficzną. Obaj już wcześniej pracowali z Brianem Wordem, z czego ten drugi nawet przy wielokrotnie wspominanej już serii ”Northlanders”. Brown zaskoczył mnie, ponieważ dość odczuwalnie zmienił swój styl, który pamiętam z ”The Massive” od wydawnictwa Dark Horse, lecz w obu tych wydaniach wypada on całkiem nieźle. Ilustracje z cała pewnością nie mogą zostać uznane za niezwykle dokładne. Brown zdecydował się na sporo rozmyć, sugestii i niedopowiedzeń, co w moich oczach wypadło nieźle. Bardzo podobała mi się lekka przesada, na jaką zdecydował Sue przy niektórych scenach. Wilki pojawiające się w jednym z rozdziałów, przypominają bardziej nadnaturalne bestie i uważam, że artysta zastosował ten trik, by podkreślić poziom niebezpieczeństwa, w jakim znaleźli się bohaterowie. Kolejny plus to także klimat ”Black Road” jest taki, jaki być powinien, przez co praktycznie z każdej strony bije chłód, bardzo mocno zaznaczający miejsce akcji komiksu. McCaig umiejętnie współpracował z rysownikiem, miejscami mocno podbijając symbolikę danych scen, lecz zarazem nie wypaczając tego, co wydawało się zamysłem Browna. Pochwalić chciałbym także okładki poszczególnych zeszytów, które całkowicie intencjonalnie wyglądają jak luźno pokolorowane szkice, widać tu mocne zaznaczenie każdej postawionej kreski i efekt ten bardzo przypadł mi do gustu.

Pierwszy tom ”Black Road” zawiera kilka stron dodatków, wśród których znajdziecie faktyczne szkice, projekty okładek i niewykorzystane grafiki. Co prawda nie ma tego zbyt wiele, lecz i tak cieszy oczy.

Tom wydany został poprawnie, na cienkim, kredowym papierze i w promocyjnej cenie dziesięciu dolarów. Jest to z całą pewnością dobrze wydany pieniądz, jeśli tylko lubicie klimaty mroźnej północy. Wood kolejny raz pokazał, że czuje się tu doskonale i stworzył godnego następcę/kontynuację ”Northlanders” z DC Vertigo. Komiks oczywiście nie ociera się o geniusz i poziomem na pewno nie sięga świetnemu ”DMZ”, lecz wydaje mi się, że lektura tego tomu Was nie rozczaruje. Dla mnie, przede wszystkim za duże, pozytywne zaskoczenie, ocena pierwszego tomu ”Black Road” wynosi 5/6 i trzymam kciuki, by kolejne zeszyty utrzymały ten naprawdę niezły poziom. 

"Black Road vol. 1: The Holy North" do kupienia w ATOM Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz