W 2008 roku imprint Vertigo rozpoczął publikację nowej
serii Briana Wooda, która nazywała się ”Northlanders” i skupiała się na
Wikingach. Liczący sobie siedem wydań zbiorczych tytuł za każdym razem
przenosił się do niego innego okresu czasu i przedstawiał innych bohaterów, zaś
całość łączyło mroźne, północne miejsce akcji. Tytuł ten został skasowany na
pięćdziesiątym numerze w roku 2012 i wydawałoby się, że Wood na tym zakończy
komiksowe wizyty w Skandynawii. Nic bardziej mylnego. Kilka miesięcy temu połączył
on siły z Garrym Brownem i Dave’em McCaigiem oraz powołał do życia serię ”Black
Road”, która właśnie doczekała się pierwszego wydania zbiorczego i... pod
pewnymi względami spokojnie mogłaby być kolejnym tomem ”Northlanders”.
Rok tysięczny, mroźna północ. Jest to czas, gdy w
Skandynawii zapanowały wojny między Katolikami i poganami, za jakich uważali
oni rdzennych mieszkańców tych ziemi. Magnus Czarny jest Wikingiem, lecz nie
wierzy w żadnych bogów, chociaż zarazem nie kryje się z fascynacją skierowaną na
tematy religijne. Mężczyzna, niestety nieco naiwnie, pragnie jedynie czasów
pokoju, chociaż jednocześnie sam zarabia tylko dzięki swojemu mieczowi.
Poznajemy go w momencie, gdy zostaje on wynajęty do eskortowania pewnego
Watykańskiego oficjela wzdłuż niesławnej i skrajnie niebezpiecznej Czarnej
Drogi. W trakcie tej podróży dojdzie do wielu krwawych zdarzeń, zaś jego życie
totalnie się zmieni, a to, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem, jeszcze nigdy
nie okazało się tak niejasne.
Wspomniałem wyżej, że ”Black Road” mogłoby spokojnie
być kolejnym tomem ”Northlanders”, lecz warto zwrócić uwagę na delikatne
różnice między oboma tytułami. Seria z DC Vertigo co story-arc przeskakiwała do
innego miejsca, czasu oraz bohaterów, zaś dziś recenzowany komiks będzie charakteryzował
się, przynajmniej przez pierwsze dwa wydania zbiorcze, fabularną ciągłością. I
to właściwie wszystko, co na chwilę obecną odróżnia oba te tytuły Briana Wooda.
Miejsce i czas akcji są praktycznie identyczne, co moim zdaniem przesądza
sprawę. Pojawiają się pogłoski, że ”Black Road” faktycznie miało być
kolejną historią w ”Northlanders”, lecz skasowanie tego tytułu sprawiło, że
Magnus i jego kłopoty pojawili się na kartach komiksu znacznie później, pod
innym tytułem i w innym wydawnictwie. Czy jest to prawda? O tym oczywiście wie
tylko sam Brian Wood. Ale jak właściwie wypadł sam komiks?
Zaskakująco dobrze. Obawiałem się bowiem, że tak jak dwa
poprzednie komiksy tego scenarzysty dla Image (a więc ”Mara” oraz ”Starve”),
także i ten z czasem okaże się w moich oczach sporym rozczarowaniem. Tymczasem
”Black Road” zauroczyło na tyle, że tekst ten postanowiłem napisać
praktycznie od ręki, chociaż pierwotnie planowałem zrecenzować inny komiks.
Kupił mnie przede wszystkim sam Magnus, który okazał się postacią mocno
niejednoznaczną, a przez to niezwykle ciekawą. Praktycznie przez cały tom
poznajemy sekrety z jego przeszłości, podawane zarówno w formie retrospekcji
jak i własnych przemyśleń. To wraz z aktualnymi wydarzeniami buduje nam postać
z jednej strony twardą, silną i miejscami niezwykle brutalną, zaś z drugiej
bardzo zagubioną w świecie w którym przyszło mu żyć. Postać odrzuconą zarówno przez
Wikingów jak i Chrześcijan, nieco naiwną, podążającą za nierealnymi
pragnieniami i przez to stosunkowo łatwą do zmanipulowania. Jednakże nie
wszystko to zostaje podane nam na tacy już od samego początku, co jest bardzo
dobrą decyzją ze strony twórców. Wood bawi się z czytelnikami, umiejętnie
buduje sceny, które coraz mocniej sprawiają, że czytelnik obdarza ciepłymi
uczuciami głównego bohatera, by w końcu ujawnić coś, czego kompletnie się nie
spodziewaliśmy. W finałowym, piątym rozdziale komiksu pojawia się mocny twist,
o którym napiszę tylko tyle, że świetnie pokazał wszystkie słabości głównego
bohatera, dopiero po lekkim zastanowieniu się doszedłem do wniosku, że nie
wziął się on znikąd oraz był sygnalizowany i jednocześnie zasiał spore ziarenko
zwątpienia, czy aby owa scena nie ma jeszcze jednego, znacznie głębiej ukrytego
dna. Już dawno żaden komiks tak dobrze nie sprawił, że praktycznie z miejsca
chciałbym dostać w swoje łapy kontynuację.
Postaci drugoplanowych w ”Black Road” zbyt wielu nie
ma. Najwięcej miejsca poświęca się dziewczynce o imieniu Julia. Z jednej strony
jest to kolejna interesująca i sympatycznie zbudowana postać, lecz z drugiej i tak
do samego końca tomu nie dowiadujemy się o niej zbyt wielu rzeczy. Scenarzyście
udało się zbudować wokół niej dość standardową mgiełkę tajemnicy, która jednak
zachęca i intryguje, co stanowi kolejną zachętę do kontynuowania przygody z
komiksem.
Garry Brown (rysunki) i Dave McCaig (kolory) to duet odpowiedzialny
za warstwę graficzną. Obaj już wcześniej pracowali z Brianem Wordem, z czego
ten drugi nawet przy wielokrotnie wspominanej już serii ”Northlanders”. Brown
zaskoczył mnie, ponieważ dość odczuwalnie zmienił swój styl, który pamiętam z ”The
Massive” od wydawnictwa Dark Horse, lecz w obu tych wydaniach wypada on całkiem
nieźle. Ilustracje z cała pewnością nie mogą zostać uznane za niezwykle
dokładne. Brown zdecydował się na sporo rozmyć, sugestii i niedopowiedzeń, co w
moich oczach wypadło nieźle. Bardzo podobała mi się lekka przesada, na jaką
zdecydował Sue przy niektórych scenach. Wilki pojawiające się w jednym z
rozdziałów, przypominają bardziej nadnaturalne bestie i uważam, że artysta
zastosował ten trik, by podkreślić poziom niebezpieczeństwa, w jakim znaleźli się
bohaterowie. Kolejny plus to także klimat ”Black Road” jest taki, jaki
być powinien, przez co praktycznie z każdej strony bije chłód, bardzo mocno
zaznaczający miejsce akcji komiksu. McCaig umiejętnie współpracował z
rysownikiem, miejscami mocno podbijając symbolikę danych scen, lecz zarazem nie
wypaczając tego, co wydawało się zamysłem Browna. Pochwalić chciałbym także
okładki poszczególnych zeszytów, które całkowicie intencjonalnie wyglądają jak
luźno pokolorowane szkice, widać tu mocne zaznaczenie każdej postawionej kreski
i efekt ten bardzo przypadł mi do gustu.
Pierwszy tom ”Black Road” zawiera kilka stron dodatków,
wśród których znajdziecie faktyczne szkice, projekty okładek i niewykorzystane
grafiki. Co prawda nie ma tego zbyt wiele, lecz i tak cieszy oczy.
Tom wydany został poprawnie, na cienkim, kredowym papierze i
w promocyjnej cenie dziesięciu dolarów. Jest to z całą pewnością dobrze wydany
pieniądz, jeśli tylko lubicie klimaty mroźnej północy. Wood kolejny raz pokazał,
że czuje się tu doskonale i stworzył godnego następcę/kontynuację ”Northlanders”
z DC Vertigo. Komiks oczywiście nie ociera się o geniusz i poziomem na pewno nie
sięga świetnemu ”DMZ”, lecz wydaje mi się, że lektura tego tomu Was nie
rozczaruje. Dla mnie, przede wszystkim za duże, pozytywne zaskoczenie, ocena pierwszego
tomu ”Black Road” wynosi 5/6 i trzymam kciuki, by kolejne zeszyty
utrzymały ten naprawdę niezły poziom.
"Black Road vol. 1: The Holy North" do kupienia w ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz