poniedziałek, 3 października 2016

Felieton: Relacja z tegorocznej edycji MFKiG plus masa zdjęć

Tegoroczna edycja Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi od jakiegoś czasu zapowiadała się wyjątkowo. Cała masa świetnych gości, jeszcze więcej dobrze zapowiadających się premier... a także budżet dużo niższy niż rok temu i zapowiedź tego, że weekend nie będzie tak do końca relaksującym wypoczynkiem, bo plany wobec dziewiętnastego odcinka współprowadzonego przeze mnie podcastu Kadr Ci w oko! zakładały sporo nagrywania, zaś dla Image Comics Journal oraz DCManiaka miałem robić dużo zdjęć.

W niedzielę popołudniu, gdy człowiek zmęczony pakował piętnaście kilo komiksów do bagażnika i wsiadając do auta dziwił się, że w portfelu jeszcze coś mu zostało, trudno było nie przyznać, że festiwal w tym roku udał się wyśmienicie.

Wspominam o tym już od jakiegoś czasu, ale napiszę raz jeszcze. Specyfika mojego pobytu festiwalu w Łodzi (i zresztą, moich towarzyszy również) jest taka, że zawsze zakładamy, iż pójdziemy na tyyyyyle prelekcji, a ostatecznie zaliczamy jedną czy dwie. Nie inaczej było i w tym roku, gdyż koniec końców zaliczyliśmy tylko zapowiedzi Egmontu w sobotę (BOOOOOONEEEEE!!! Reszta się nie liczy) oraz spotkanie z KRLem w niedzielę. Z tego schematu wyłamał się nieco Tomek z DCManiaka, który zaliczył nieco więcej punktów programowych i udał się jeszcze na spotkania z Tylerem Crookiem oraz Simonem Bisley'em. Trudno zatem wypowiadać mi się o programie jako takim. Jedyne, co mogę i chcę pochwalić, to przeniesienie spotkań i prelekcji na teren pobliskiej połowy stadionu ŁKSu Łódź (ale tak serio, budowa jest zakończona czy druga połówka powstanie za jakiś czas?), gdzie nie docierał hałas z płyty głównej Atlas Areny, co stanowiło niemały minus ubiegłorocznej edycji.

Tak samo nie mogę za wiele powiedzieć o "growej" części festiwalu - widzieliśmy tylko kawałek jednego meczu z Counter-Strike'a w sobotę i... tyle.

Tegoroczna edycja festiwalu, nawet pomimo znakomitych gości, była dla nas atrakcyjna najbardziej z powodu tego, że zapowiedziano premiery całej masy komiksów i aż głowa bolała, gdy człowiek próbował ustalić co kupić już, a co przerzucić na inne miesiące ze względu na ograniczenia budżetowe. Absolutnie żaden z nas nie płakał za Multiversum, ponieważ jeśli chodzi o oryginalne wydania z USA, oferta ATOM Comics oraz, a właściwie przede wszystkim, Geek Zone była oszałamiająca.

Brak wspomnianego sklepu spowodował także, że mieliśmy szersze plany wobec rodzimych wydawców i od wyboru głowa bolała. Andrzej - mój kumpel z podcastu - zdecydował się na przykład zakupić "Tutaj" z Wydawnictwa Komiksowego - niezwykle wydaną pozycję, która robi kolosalne wrażenie. Przy okazji, skoro już wspomnieliśmy o WK, to należy wspomnieć iż otrzymał on nagrodę dla wydawcy roku. Sami typowaliśmy, że rozgrywka o tę statuetkę rozegra się pomiędzy Wydawnictwem i Scream Comics (jejku, jak oni ślicznie wydają komiksy), a według mnie najlepiej by było przyznać dla nich dwie pierwsze nagrody.

Zgodnie z wcześniejszymi planami, zaraz po wejściu na teren festiwalu, udaliśmy się na stoisko Kultury Gniewu po "Kościsko" wspomnianego już wcześniej KRLa i była to bardzo dobra decyzja. Wydawca bowiem nie przywiózł na miejsce szczególnie dużo egzemplarzy, przez co już trzy godziny po sobotnim otwarciu wejść, tytułu tego zabrakło na festiwalu.

Sobota generalnie przeleciała nam na powolnym, lecz konsekwentnym doprowadzaniu się do bankructwa. Andrzej dodatkowo jeszcze przeprowadził dla serwisu Paradoks (będą... kiedyś) wywiady ze Scottem McCloudem oraz Tylerem Crookiem. Dostrzec można było jednak pewne plusy i minusy tegorocznej edycji. Duży plus dla stoisk za to, że większość miało terminale do płacenia kartą. Zważywszy na to, że znowu organizatorzy nie zadbali o bankomat na miejscu (chociaż, słyszałem też że gdzieś tam był, tylko znaleźli go nieliczni), po standardowym przekroczeniu budżetu nie trzeba było biegać na pobliski dworzec PKP. Zwłaszcza, że Krzyś Pielaszek (IGN, DCManiak) wspomniał mi, iż w sobotę były już tam problemy z ilością gotówki w maszynie.

Wydaje się także, że trochę na plus zaliczyć trzeba zdobywanie autografów od twórców. Oczywiście coroczna drama pod tytułem "numerki i komitety kolejkowe" trwała w najlepsze, ale większość twórców była stosunkowo łatwo dostępna także i w innych miejscach. Z Łodzi przywiozłem trzy autografy, co stanowi... o trzy więcej niż przez wszystkie wcześniejsze edycje festiwalu i najdłużej, jakieś 10 minut, przyszło mi czekać w kolejce do Tylera Crooka. Zarazem zaznaczam od razu, że nie próbowałem dostać się ani do Manary, ani do McClouda - chyba dwóch najciekawszych nazwisk tegorocznej emefki (sorry Simon, mnie się już znudziłeś rok temu). Otrzymać autograf... czy jakkolwiek to nazwać, kto ma ten wie ;) od Joana Cornelli też nie było większym problemem.

Największym minusem festiwalu było bardzo niepotrzebne komplikowanie tak prozaicznych rzeczy jak wejście i wyjście na teren festiwalu. Zarówno Andrzej jak i ja mieliśmy wejściówkę dla mediów i mogliśmy normalnie wchodzić i wychodzić gdzie chcemy, zaś Tomek i Bartek, jako posiadacze zwykłych wejściówek, mieli konkretnie wyznaczone miejsce (wejście tylko górą, wyjście tylko dołem), co było kompletnie bez sensu, a dla debiutanta na festiwalu dodatkowo kłopotliwe. Wszyscy doskonale wiecie, jaki hektar trzeba przejść, by dojść do dolnego wyjścia.

Strefa gastronomiczna to był ponury żart. Dwa food trucki, w tym jeden jakiś czas bez jedzenia, zaś z drugiego wydobywał bardzo nieprzyjemny zapach starego oleju. Dzięki temu w sobotę trzymaliśmy się "na głodnego" do godziny 18, ponieważ wtedy też znaleźliśmy się na Piotrkowskiej i skorzystaliśmy z usług jednej z tamtejszych restauracji.

Zanim jednak tam trafiliśmy, wraz z Andrzejem braliśmy udział w nagrywaniu pewnego znanego podcastu :)

W gruncie rzeczy, sobota była jednak tym luźniejszym dniem, ponieważ w niedzielę zaczęło się wielkie nagrywanie pod Kadr Ci w oko! Nie wszystkie plany nam tam wypaliły, ale pojawiły się nowe i bilans wychodzi na plus. Mamy nadzieję, że najnowszy odcinek przypadnie Wam do gustu, premiera w niedzielę, 9 października.

I w sumie tyle. Uważamy zakończoną właśnie edycję MFKiG za bardzo udaną. Podziękowania i pozdrowienia dla wszystkich napotkanych osób, których wymienić w całości nie sposób. Teraz już się zamykam i zostawiam Was ze zdjęciami. Przy niektórych zostawiam mały komentarz.

Przy okazji zaznaczam, by przypadkiem nie było zbytniego bólu dupki, że zdjęcia robione były telefonem z aparatem 2mpix i to, co wyglądało nieźle na mikroskopijnym ekranie, w powiększeniu jest już słabawe. Ale ostatecznie i tak wrzuciłem wszystko, co zrobiłem.

Na stoisku Mucha Comics było oczywiście mnóstwo innych komiksów i w sumie nie wiem (taa...), dlaczego fotografowałem tylko te z Image. Warto jednak wspomnieć, że w niedzielę wydawnictwu zabrakło już piątego tomu "Sagi", zaś "Miracleman" bliski był podzielenia tego losu :)

Teraz coś dla osób, które szukały nie tylko komiksów:

Wracamy do komiksów. Na początek Atom Comics.
Na stoisku sklepu pojawiły się także figurki bohaterów Marvela. Ich autorem jest towarzyszący nam Bartek, którego możecie znać ze strony Shinigami Customs.

Lecimy dalej, stoiska z archiwaliami:

Kultura Gniewu, jeszcze z "Kościskiem" ;)

Hanami:

Ongrys:

Taurus Media:

Wydawnictwo Roberta Zaręby:


Bazgrolle & Łukasz Kowalczuk (w marynarce):


Wydawnictwo ATY:

ATY plus "Szlamtologia" Łukasza Kowalczuka.

Bum Projekt:

Ponownie gadżety, tutaj sporo magnesów na lodówkę:
 

Wydawnictwo Komiksowe:

Sklep Gildia.pl:

Gindie:

Wydawnictwo Planeta Komiksów plus sklep Geek Zone (właściciel także na zdjęciu)

Strefa Star Wars. Część dla dzieci świeciła niestety pustkami:

Tutaj zaraz zacznie się siekanina w CS-a

Pełna sala na zapowiedziach Egmontu, które delikatnie zawiodły. Przynajmniej mnie. Rok temu było większe "wow" po wyjściu z sali.

Finały konkursu cosplay. Był Usagi Yojimbo!!!

Niedzielne spotkanie z Karolem KRLem Kalinowskim, to ten Pan po lewej.

Tyler Crooke rysuje Bartkowi jeża :)

Postanowienie na za rok: znaleźć czas na chociażby jeden wernisaż!

Było naprawdę fajnie, do zobaczenia w 2017!

2 komentarze:

  1. Nie bardzo rozumiem gdzie był problem z wyjściem i wejściem, na początku może był problem z wyjściem górą bo był jakiś tabun ludzi tam, więc to było zrozumiałe. Po godzinie 15 wchodziłem z lubą i wychodziłem gdzie chciałem :)
    A propo narzekania na brak jedzenia, to 15 minut marszem była biedronka jak i żabka, więc nie dość że szybciej, to i taniej, bo na komiksy więcej zostanie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. 9 Września ???
    Cholera, a moja Tardis w naprawie

    OdpowiedzUsuń