”Black
Kiss II” – wiem że jest to komiks porno i nie powinienem się czepiać akurat
tego, ale pierwsza odsłona tego tytułu miała FABUŁĘ!!! W dwójce ograniczyła się
ona do bardzo dalekiego tła, przez co czytelnik w pewnym momencie mógł już jej
nie zauważać. No i Chaykin udowodnił przy okazji, że jego obecny styl nie
pasuje zbytnio do tego typu historii.
”America’s
Got Powers” – fajny i oryginalny koncept z czasem stał się niebywale
męczący. Nawet dla samych twórców, którzy przyznali że potężne opóźnienia tego
komiksu wynikały z tego, że na nowo powstawał scenariusz. Nie wiem jaki był
oryginalny, ale finalny okazał się słaby i mocno odszedł od podstawowego
założenia miniserii, jakim miał być widowiskowy reality show dla
początkujących superbohaterów.
”Supreme”
– miał być wielki powrót dobrej i docenianej marki, a wyszedł niemały shit i to
spod ręki Erika Larsena. Historia odbiegająca od tego, czym swego czasu
czarował Alan Moore, w dodatku urwana w połowie i koszmarnie rysowana.
Osobiście wolę wziąć przykład z samego Roba Liefelda i myśleć, że ten komiks
nigdy nie powstał.
Teraz
przejdźmy już do regularnej wyliczanki :)
5.
Nowhere Men
Powód: Brak informacji o przyszłości serii.
To był
dobry komiks, naprawdę. Świadczy o tym nie tylko moja opinia, ale także szereg
innych opinii oraz kilka nominacji do prestiżowych nagród. Tylko sukcesy te w
żaden sposób nie przełożyły się na kondycję tytułu, który od początku cierpiał
na opóźnienia. Nic nowego, pomyślicie. Tak, tylko mój hejt wobec tej serii
narodził się w momencie, gdy po zakończeniu pierwszego story-arcu i wydaniu
trejda z zapowiedzi na oficjalnej stronie Image wyleciały numery 7 i 8, a słuch po tytule zaginął. Być może nie
przejmowałbym się tym zbytnio, gdyby nie fakt że historia jest niedokończona, a
jako że stała na bardzo wysokim poziomie, myślę że nie tylko ja jestem
zawiedziony brakiem informacji o statusie tytułu. Niestety Eric Stephenson
nigdy jednoznacznie nie poinformował, czy ”Nowhere Men” można uznać za
serię zakończoną czy też jedynie czasowo zawieszoną.
4.
Revenge
Powód: Fabuła, że tak to ujmę.
Jonathan
Ross wyróżniony dziś po raz drugi. Wiem, że co najmniej jedna osoba czytająca
tego bloga się ze mną nie zgodzi, lecz będę upierać się przy zdaniu, że ta z
założenia parodia kina klasy B, okazała się przy okazji komiksem klasy B. Gołym
okiem widać, że twórcy przyjęli konwencję opierającą się na poruszaniu się w
oparach absurdu, lecz jak robić to z klasą pokazało chociażby tematycznie
podobne ”One-Hit Wonder”. ”Revenge” niestety tak skąpało się w
absurdzie, że nawet przy ogromnym przymrużeniu oka fabuła wydaje się tak
oderwana od rzeczywistości, że już lepiej oczy te zamknąć. Albo w ogóle nie
kupować tego komiksu. Tak, to zdecydowanie najlepsza opcja, jaką można wybrać
:)
3.
Jupiter’s Legacy
Powód: Opóźnienia po raz pierwszy
Właśnie mija
19 miesiąc od premiery pierwszego numeru tego cyklu. Ile numerów się ukazało
jak dotąd? 15? 12? Nope, twórcy dali radę opublikować cztery, a kolejny właśnie
zanotował kolejną zmianę terminu wydania. I tym razem został przesunięty o
półtora miesiąca. Hejt na ten tytuł z mojej strony bierze się z tego powodu, że
chociaż nie przepadam za dziełami Millara, który jak powszechnie wiadomo „rewolucjonizuje”
rynek każdym swoim nowym komiksem i w ogóle jest bogiem <ironia mode off>,
to jednak ten komiks stał na przyzwoitym poziomie. Tylko co z tego, skoro Millar
nadal otwarcie kpi sobie z czytelników? Jednakże jest nadzieja! Ostatnio zauważyłem,
że piąty numer ”Jupiter’s Legacy” może zakończyć męki fanów,
ponieważ według opisu otrzymał więcej stron, a z zapowiedzi wyleciał zeszyt
oznaczony szóstką. Czyżby początkowo ośmoczęściowa miniseria doczekała się finału
znacznie szybciej?
2. Mind
the Gap
Powód: Opóźnienia po raz drugi
Skoro ten
komiks hejtuję z tego samego powodu co ten z trzeciego miejsca, to czemu ten
jest tuż za szczytem listy? Ponieważ seria Jima McCanna zawiodła pod tym
względem po ukazaniu się piętnastu numerów. Mało tego, niemal cały pierwszy akt
historii nie tylko ukazywał się w terminach, ale czasem nawet zaskakiwał tym,
że kolejny numer potrafił ukazać się dwa tygodnie po poprzednim. I nagle lipa,
na #16 trzeba było czekać dwa, a na #17 już cztery miesiące. Natomiast oczekiwanie
na zeszyt 18 trwa już pięć miesięcy i wciąż się przedłuża. Wkurza mnie to tym
bardziej, że o ile cztery zeszyty ”Jupiter’s Legacy” całkiem łatwo było
sprzedać, o tyle znalezienie chętnego na komplet siedemnastu numerów tej mało
znanej i wciąż opóźniającej się historii może być już trudniejsze. Dlatego też
cierpliwie czekam, co jakiś czas dając upust swojej frustracji. Tak jak dziś.
1. Sidekick
Powód: John Michael Straczynski
Największy zawód
ostatnich miesięcy. Powrót tego scenarzysty napawał mnie wielkim optymizmem. Pierwszy
numer ”Ten Grand” nie zachwycił, ale stał na przyzwoitym poziomie i
zdecydowałem się zaufać temu uznanemu twórcy. Zamówiłem w ciemno trzy pierwsze
zeszyty ”Sidekicka” i... wtedy jeszcze nie wiedziałem, że będzie tak
źle. Historia nie powalała, ale dawała nadzieję na to, że się rozkręci. Konsekwentnie
więc zamawiałem kolejne numery, a ponieważ także i ten tytuł zaczął zaliczać
opóźnienia, to gdy ukazywał się czwarty numer, ja już w ciemno miałem zamówione
aż do ósmego. No i właśnie wspomniany ”Sidekick #4” był tak koszmarny,
że słowami ująć tego nie jestem w stanie. To jest po prostu nie do pomyślenia,
że człowiek-instytucja, scenarzysta który nawet w kiepskiej formie potrafi
napisać solidny komiks (wspomniane ”Ten Grand” czy konsekwentnie niezłe ”Protectors
Inc.”), podpisze się własnym nazwiskiem pod taką kaszanką. Wróciły koszmary
z czasów krótkich przygód Straczynskiego przy seriach ”Superman” i ”Wonder
Woman”, gdy z dnia na dzień opuścił oba tytuły. Tyle tylko że ta seria trwa
nadal i konsekwentnie jest słaba, a ja głupi zdecydowałem się dociągnąć ją do
końca, bo nie mam w zwyczaju porzucać w połowie historii które już zacząłem (wyjątek: patrz, miejsce trzecie).
Zgadzam się prawie z każdą pozycją! No z zaznaczeniami dwoma - nie przeszkadza mi aż tak bardzo niepewna przyszłość Nowhere Men, ale jak najbardziej rozumiem, że może to być frustrujące i co do Mind The Gap, to, heh, nie czytałem przez to, że już kiedyś napisałeś mi na avalonie żebym odpuścił.
OdpowiedzUsuńPodmieniłbym tylko Nowhere Men na Nailbiter i jest bardzo trafne "nie ruszaj" dla czytelników ;)
Hahaha, Revenge na czwartym miejscu, nie jest tak źle :D! Co do Mind the Gap - po vol 1 byłem zachwycony, bo takie świeże, inne, oniryczne, ach-och-ech, nawet pomyślałem, że byłby z tego świetny serial. A potem gdzieś w okolicach 10 zeszytu zrobił się z tego straszny kupsztal. Omijać szerokim łukiem. A, i dobrze wiedzieć, że nie tylko ja nie przepadam za Millarem :P.
OdpowiedzUsuń