sobota, 18 stycznia 2020

Paper Girls #6 (Brian K. Vaughan/Cliff Chiang/Matt Wilson)

Stare polskie porzekadło i zarazem ”narzekadło” mówi, że Briana K. Vaughana można poznać nie po tym jak zaczyna komiksy, ale jak je kończy. I częściowo trudno się z tym nie zgodzić – finał ”Y: Ostatni z mężczyzn” był co najmniej rozczarowujący, zakończenie ”Ex Machiny” z kolei nastąpiło o dobrych kilkanaście numerów za późno, zaś fenomenu ”Runaways” jego autorstwa już w ogóle nie rozumiem. ”Saga”, chociaż cały czas niestety nieskończona, także często spotykała się z zarzutami, że po mocarnym otwarciu, Vaughan zdecydowanie zaczął zbyt mocno przeciągać opowiadaną przez siebie opowieść. Aha, no i był jeszcze ”Swamp Thing” jego autorstwa, ale myślę że to ogólnie można pominąć milczeniem. W każdym razie zawsze gdy scenarzysta ten bierze się za komiks mający więcej niż kilka numerów, żywe zaczynają być obawy o to, czy uda mu się zakończyć dany tytuł z klasą. I tak właśnie przechodzimy do szóstego i zarazem ostatniego tomu ”Paper Girls” od wydawnictwa Non Stop Comics.

Cztery pochodzące z 1988 roku gazeciarki przeżyły już pięć niesamowitych przygód w przyszłości oraz przeszłości. Zawsze jednak trzymały się blisko siebie, dzięki czemu zacieśniały także przyjaźń między nimi. Tym razem jednak los sprawia, że każda z nich ląduje w zupełnie innym okresie czasu. Wielki Ojciec i jego świta są o krok od ostatecznego starcia i dziewczęta muszą odnaleźć nie tylko same siebie, ale i drogę do miejsca i czasu z którego pochodzą. Czy uda im się tego dokonać?

Kilka miesięcy temu, gdy Vaughan oraz wydawnictwo Image ogłaszały, że szósty story-arc w ”Paper Girls” będzie zarazem ostatnim, nie ukrywam iż odetchnąłem nieco z ulgą. Widać było już bowiem wyraźnie, że jeszcze trochę i tytuł ten wpadnie w tę samą pułapkę, co chociażby ”Ex Machina” i ”Y: Ostatni z mężczyzn”, które zaliczyły odpowiednio pięćdziesiąt i sześćdziesiąt numerów, w tym o jakieś dwadzieścia za dużo. Poprzednich pięć tomów obfitowało w dobre pomysły i ciekawe rozwiązania, zaś jak zwykle starannie rozpisane postacie z niebanalnymi charakterami skutecznie utrzymywały moją uwagę, ale najwyraźniej nie tak do końca, skoro zdarzało mi się zastanawiać nad tym, czy cykl ten w ogóle do czegoś ma zamiar zmierzać? Pięć tomów za nami, kilka zagadek, owszem, rozwiązanych, ale jednocześnie mnóstwo możliwości, by ”Paper Girls” ciągnąć w nieskończoność, ku radości części czytelników i rozpaczy pozostałych. Na szczęście tak się nie stało i Vaughan zostawił sobie pięć rozdziałów na ostateczne rozwiązanie wszystkich zagadek. A nawet nieco więcej, ponieważ finałowy zeszyt miał znacznie więcej stron. Czy zatem scenarzyście udało się zamknąć tytuł z klasą? Moim zdaniem, tak. Uff…

Szósty tom ”Paper Girls” początkowo daje nam odrobinę świeżości względem poprzednich odsłon cyklu, ponieważ jest nam dane oglądać każdą z głównych bohaterek w indywidualnych popisach, co Vaughan wykorzystuje jako miejsce, by pokazać jak Erin, KJ, Mac i Tiff zmieniły się i dojrzały na przestrzeni całości cyklu. Nie wiem czy się ze mną zgodzicie, ale nierzadko podczas lektury kolejnych odsłon ”Paper Girls” zdecydowanie bardziej interesowały mnie dziewczęta jako pełnokrwiste postacie, niż to co się wokół nich działo. Położenie jeszcze większego nacisku na każdą z nich ucieszyło mnie zatem niesamowicie. Jak zwykle nie brakuje tu tak charakterystycznych dla komiksu, licznych popkulturowych odniesień, jak i wyraźnej nutki nostalgii.
Bardzo fajnie wypadł trzeci rozdział tego tomu (oryginalnie zeszyt numer 28), w którym każda strona składa się z czterech poziomych kadrów jednakowej wielkości. Naturalnie, każdy z nich przypisany jest osobnej z bohaterek. Dostajemy dzięki temu interesujący wgląd do tego, co dzieje się w tej samej chwili, tylko z zupełnie osobnych czasoprzestrzeniach. Tutaj popisał się przede wszystkim Cliff Chiang, ale do niego przejdę za chwilkę.

No i wreszcie są i one – finałowe rozdziały, którymi określę zeszyty oryginalnie wydane jako numery 29-30. Nie ukrywam, na samym początku bałem się, że Vaughan nie udźwignie moich oczekiwań i pójdzie nieco w banał, czego moje skołatane serce prawdopodobnie by nie wytrzymało. Ale na szczęście, były to tylko początkowe wrażenia. Finał ostatecznie okazuje się pozbawiony fajerwerków. Jest cichy, spokojny, stonowany, ale trudno nie odnieść mi wrażenia, że także idealnie skrojony pod to, czego byliśmy świadkami przez tych sześć tomów. Zdradzę tylko tyle, że zaserwowano nam klasycznego happy endu i myślę, że co wrażliwsi z Was mogą poczuć tajemniczy ścisk w gardle. Być może nie wszyscy się ze mną zgodzę, lecz spośród wszystkich dłuższych dzieł Vaughana, ”Paper Girls” zakończyło się zdecydowanie najbardziej satysfakcjonująco.

Ale komiks ten to nie tylko scenarzysta. Cliff Chiang, które styl lubię i szanuję od czasów jego udziału w serii ”Wonder Woman” z DC Comics, tutaj raz za razem pokazywał, jak piekielnie utalentowanym jest rysownikiem. Chociażby wspomniany wcześniej rozdział z planszami mającymi po cztery kadry jednakowej wielkości. Niejeden rysownik najzwyczajniej w świecie na czymś takim by się wyłożył i dał czytelnikowi graficznie nudny i nijaki komiks. Chiang, dzielnie przez całą serię wspierany przez kolorystę Matta Wilsona, poradził sobie z tym zadaniem znakomicie, chociaż nie ukrywam, że i tak najbardziej lubię te fragmenty komiksu, gdzie Vaughan nie ograniczał go zbyt mocno ramkami. Bardzo mocno trzymam kciuki za to, by artysta ten w dalszym ciągu pozostał w Image lub też pojawiał się w dowolnym innym wydawnictwie, które da mu szansę się graficznie wyszaleć.

Wydawnictwo Non Stop Comics musiało pewnie się nieco napocić, by dać nam szansę przeczytać finałową odsłonę ”Paper Girls” jeszcze w grudniu ubiegłego roku. Na tłumaczenie i jakość wydania narzekać przy tym absolutnie nie można – fachowa, dobra robota. Cena okładkowa komiksu wyniosła 44 złote, co oznacza podniesienie kwoty o dwa złote w stosunku do poprzedniej odsłony, lecz było to spowodowane nieco powiększonym, finałowym rozdziałem. Dodatków tym razem nie ma i ostatnia strona komiksu jest zarazem ostatnią stroną tomu.

Paper Girls” zakończone. Wiecie co? Będę tęsknił i z pewnością jeszcze nieraz do tego komiksu wrócę. To oznacza tylko jedno – finał uważam za godny. Myślę, że nie trzeba Was dodatkowo zachęcać – kupujcie czym prędzej, bo to kawał dobrego komiksu.
     
"Paper Girls #6" do kupienia w sklepach Non Stop Comics oraz ATOM Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz