Stare polskie porzekadło i zarazem
”narzekadło” mówi, że Briana K. Vaughana można poznać nie po tym jak zaczyna
komiksy, ale jak je kończy. I częściowo trudno się z tym nie zgodzić – finał
”Y: Ostatni z mężczyzn” był co najmniej rozczarowujący, zakończenie ”Ex
Machiny” z kolei nastąpiło o dobrych kilkanaście numerów za późno, zaś fenomenu
”Runaways” jego autorstwa już w ogóle nie rozumiem. ”Saga”, chociaż cały czas niestety nieskończona, także często
spotykała się z zarzutami, że po mocarnym otwarciu, Vaughan zdecydowanie zaczął
zbyt mocno przeciągać opowiadaną przez siebie opowieść. Aha, no i był jeszcze
”Swamp Thing” jego autorstwa, ale myślę że to ogólnie można pominąć milczeniem.
W każdym razie zawsze gdy scenarzysta ten bierze się za komiks mający więcej
niż kilka numerów, żywe zaczynają być obawy o to, czy uda mu się zakończyć dany
tytuł z klasą. I tak właśnie przechodzimy do szóstego i zarazem ostatniego tomu
”Paper Girls” od wydawnictwa Non
Stop Comics.
Cztery pochodzące z 1988 roku
gazeciarki przeżyły już pięć niesamowitych przygód w przyszłości oraz
przeszłości. Zawsze jednak trzymały się blisko siebie, dzięki czemu zacieśniały
także przyjaźń między nimi. Tym razem jednak los sprawia, że każda z nich
ląduje w zupełnie innym okresie czasu. Wielki Ojciec i jego świta są o krok od
ostatecznego starcia i dziewczęta muszą odnaleźć nie tylko same siebie, ale i
drogę do miejsca i czasu z którego pochodzą. Czy uda im się tego dokonać?
Kilka miesięcy temu, gdy Vaughan
oraz wydawnictwo Image ogłaszały, że szósty story-arc w ”Paper Girls” będzie zarazem ostatnim, nie ukrywam iż odetchnąłem
nieco z ulgą. Widać było już bowiem wyraźnie, że jeszcze trochę i tytuł ten
wpadnie w tę samą pułapkę, co chociażby ”Ex Machina” i ”Y: Ostatni z mężczyzn”,
które zaliczyły odpowiednio pięćdziesiąt i sześćdziesiąt numerów, w tym o
jakieś dwadzieścia za dużo. Poprzednich pięć tomów obfitowało w dobre pomysły i
ciekawe rozwiązania, zaś jak zwykle starannie rozpisane postacie z niebanalnymi
charakterami skutecznie utrzymywały moją uwagę, ale najwyraźniej nie tak do
końca, skoro zdarzało mi się zastanawiać nad tym, czy cykl ten w ogóle do
czegoś ma zamiar zmierzać? Pięć tomów za nami, kilka zagadek, owszem,
rozwiązanych, ale jednocześnie mnóstwo możliwości, by ”Paper Girls” ciągnąć w nieskończoność, ku radości części
czytelników i rozpaczy pozostałych. Na szczęście tak się nie stało i Vaughan
zostawił sobie pięć rozdziałów na ostateczne rozwiązanie wszystkich zagadek. A
nawet nieco więcej, ponieważ finałowy zeszyt miał znacznie więcej stron. Czy
zatem scenarzyście udało się zamknąć tytuł z klasą? Moim zdaniem, tak. Uff…
Szósty tom ”Paper Girls” początkowo daje nam odrobinę świeżości względem
poprzednich odsłon cyklu, ponieważ jest nam dane oglądać każdą z głównych
bohaterek w indywidualnych popisach, co Vaughan wykorzystuje jako miejsce, by
pokazać jak Erin, KJ, Mac i Tiff zmieniły się i dojrzały na przestrzeni całości
cyklu. Nie wiem czy się ze mną zgodzicie, ale nierzadko podczas lektury
kolejnych odsłon ”Paper Girls”
zdecydowanie bardziej interesowały mnie dziewczęta jako pełnokrwiste postacie,
niż to co się wokół nich działo. Położenie jeszcze większego nacisku na każdą z
nich ucieszyło mnie zatem niesamowicie. Jak zwykle nie brakuje tu tak
charakterystycznych dla komiksu, licznych popkulturowych odniesień, jak i
wyraźnej nutki nostalgii.
Bardzo fajnie wypadł trzeci rozdział
tego tomu (oryginalnie zeszyt numer 28), w którym każda strona składa się z
czterech poziomych kadrów jednakowej wielkości. Naturalnie, każdy z nich
przypisany jest osobnej z bohaterek. Dostajemy dzięki temu interesujący wgląd
do tego, co dzieje się w tej samej chwili, tylko z zupełnie osobnych
czasoprzestrzeniach. Tutaj popisał się przede wszystkim Cliff Chiang, ale do
niego przejdę za chwilkę.
No i wreszcie są i one – finałowe
rozdziały, którymi określę zeszyty oryginalnie wydane jako numery 29-30. Nie
ukrywam, na samym początku bałem się, że Vaughan nie udźwignie moich oczekiwań
i pójdzie nieco w banał, czego moje skołatane serce prawdopodobnie by nie
wytrzymało. Ale na szczęście, były to tylko początkowe wrażenia. Finał
ostatecznie okazuje się pozbawiony fajerwerków. Jest cichy, spokojny,
stonowany, ale trudno nie odnieść mi wrażenia, że także idealnie skrojony pod
to, czego byliśmy świadkami przez tych sześć tomów. Zdradzę tylko tyle, że
zaserwowano nam klasycznego happy endu i myślę, że co wrażliwsi z Was mogą
poczuć tajemniczy ścisk w gardle. Być może nie wszyscy się ze mną zgodzę, lecz
spośród wszystkich dłuższych dzieł Vaughana, ”Paper Girls” zakończyło się zdecydowanie najbardziej
satysfakcjonująco.
Ale komiks ten to nie tylko
scenarzysta. Cliff Chiang, które styl lubię i szanuję od czasów jego udziału w
serii ”Wonder Woman” z DC Comics, tutaj raz za razem pokazywał, jak piekielnie
utalentowanym jest rysownikiem. Chociażby wspomniany wcześniej rozdział z
planszami mającymi po cztery kadry jednakowej wielkości. Niejeden rysownik
najzwyczajniej w świecie na czymś takim by się wyłożył i dał czytelnikowi graficznie
nudny i nijaki komiks. Chiang, dzielnie przez całą serię wspierany przez
kolorystę Matta Wilsona, poradził sobie z tym zadaniem znakomicie, chociaż nie
ukrywam, że i tak najbardziej lubię te fragmenty komiksu, gdzie Vaughan nie
ograniczał go zbyt mocno ramkami. Bardzo mocno trzymam kciuki za to, by artysta
ten w dalszym ciągu pozostał w Image lub też pojawiał się w dowolnym innym
wydawnictwie, które da mu szansę się graficznie wyszaleć.
Wydawnictwo Non Stop Comics musiało
pewnie się nieco napocić, by dać nam szansę przeczytać finałową odsłonę ”Paper Girls” jeszcze w grudniu
ubiegłego roku. Na tłumaczenie i jakość wydania narzekać przy tym absolutnie
nie można – fachowa, dobra robota. Cena okładkowa komiksu wyniosła 44 złote, co
oznacza podniesienie kwoty o dwa złote w stosunku do poprzedniej odsłony, lecz było
to spowodowane nieco powiększonym, finałowym rozdziałem. Dodatków tym razem nie
ma i ostatnia strona komiksu jest zarazem ostatnią stroną tomu.
”Paper Girls” zakończone. Wiecie co? Będę tęsknił i z pewnością
jeszcze nieraz do tego komiksu wrócę. To oznacza tylko jedno – finał uważam za
godny. Myślę, że nie trzeba Was dodatkowo zachęcać – kupujcie czym prędzej, bo
to kawał dobrego komiksu.
"Paper Girls #6" do kupienia w sklepach Non Stop Comics oraz ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz