środa, 26 lipca 2017

Księżycówka #1 (Brian Azzarello/Eduardo Risso)

Napis na okładce oryginalnego wydania zbiorczego, nie wiem niestety dlaczego zniknął on z wersji wydawnictwa Mucha Comics, głosi iż ”Księżycówka” jest bliski ideału. Tymczasem jak na razie, jest to dla mnie najsłabsza pozycja w dorobku tego duetu. Zanim jednak zaczniecie wieszać na mnie psy, doczytajcie dalej, ponieważ nie oznacza to, że dalsza część tekstu będzie jednym wielkim marudzeniem. W zasadzie będzie wręcz przeciwnie.

"100 Naboi”, ”Flashpoint: Batman Knight of Vengeance”, ”Spaceman”, ”Brother Lono” – to są tytuły duetu Brian Azzarello/Eduardo Risso, z którymi miałem dotąd do czynienia. Nie znam “Batman: Broken City” które nawet w Polsce wyszło lata temu, ale się nie załapałem. Lada chwila będę mieć okazję to nadrobić, dzięki wydawnictwu Egmont, ale z tego co słyszałem tu i ówdzie, niewiele straciłem omijając ten tytuł. Niemniej jeśli chodzi o cztery wymienione na początku tego akapitu komiksy, to jednak każdy z nich wywarł na mnie dużo większe wrażenie, niż pierwszy tom ”Księżycówki”. Jednocześnie, do czego zaraz dojdę, cholernie dobrze bawiłem się czytając każdy z sześciu numerów składających się na pierwszy story-arc. Przy zachowaniu odpowiednich proporcji, zadziałał tutaj trochę coś, co nazwę ”czynnikiem Alana Moore’a”. Polega on na tym, że gdy dany twórca/twórcy nieustannie tworzą rzeczy rewelacyjne i bliskie perfekcji, ta ”zaledwie” bardzo dobra jawi się jako najsłabsza ze wszystkich, nawet jeśli swoim poziomem zjada na śniadanie 80% oferty wydawnictw z USA. I tak właśnie mam z ”Księżycówką”.

O czym właściwie jest ten komiks? Cofamy się do czasów prohibicji, gdy kwitł handel bimbrem i innymi nielegalnie wytwarzanymi alkoholami. Lou Pirlo – miejscowy gangster niższego szczebla, popadający w coraz większy alkoholizm, otrzymuje pozornie prostą robotę. Ma on przekonać do zawarcia umowy handlowej Hirama Holta – twórcę zdecydowanie najlepszej księżycówki (ang. moonshine, inaczej po prostu bimber) we Wschodniej Virgini. Oczywiście nic nie może iść zbyt łatwo, gdy okazuje się, że mężczyzna jest równie przebiegły i bezwzględny co lokalni gangsterzy, nie ma wielkiej ochoty na żaden handel, zaś jego rodzina skrywa naprawdę mroczny sekret, który ujawnia się zwłaszcza przy pełniach księżyca. Chyba domyślacie się o co może chodzić?

Azzarello i Risso wracają tutaj do klimatów, w których już niegdyś cudownie się odnaleźli, lecz nie oferują powtórki z rozrywki. Chociaż opis może sugerować, że dostaniemy coś mocno zbliżonego do ”100 Naboi”, tylko z dodatkowym smaczkiem w postaci wątków grozy, bardzo szybko można w trakcie lektury zauważyć, że zwłaszcza Azzarello stara się jak może, by skojarzenia z najsłynniejszym do dziś dziełem jego i Risso możliwie jak najszybciej zniknęły. Tam, przynajmniej dla mnie, główną siłą opowieści były stosunkowo prosto wykreowane postacie, które postawione w niezwykłych okolicznościach ukazywały mroczne zakamarki ludzkiej duszy. ”Księżycówka” z kolei bardzo mocno stawia na budowę trudnego do podrobienia klimatu snutej opowieści, w początkowych przynajmniej zeszytach nie starając się jakoś szczególnie mocno wgłębiać się w psychologię poszczególnych postaci. Owszem, otrzymujemy sporo informacji na temat głównych bohaterów komiksu, ale nie jest to w mojej ocenie nic szczególnie oryginalnego, ani rozbudowanego. Azzarello jednak udaje się, mam nadzieję oraz wrażenie iż robi to celowo, odwracać naszą uwagę od tego szkopułu i daje tyle pozytywnych aspektów w fabule, że ta jedna rzecz w zasadzie wcale nie razi. Po za tym, o danych postaciach zawsze możemy dowiedzieć się czegoś więcej w kolejnych tomach.

Bardzo przypadł mi do gustu fakt, że głównym bohaterem ”Księżycówki” jest pozornie niezbyt rozgarnięty tchórz, który bardzo łatwo daje sobą manipulować. Podejmuje on jedną nieprzemyślaną decyzję za drugą i chociaż jak napisałem wcześniej, nie jest to zbyt oryginalna postać, to z szaloną przyjemnością wyczekiwałem momentów, w których na jaw wychodziło, iż znów dał się komuś wyrolować. Wraz z rozwojem lektury raczej oczywistym krokiem w rozwoju Lou wydaje się być ponowne robienie z niego mężczyzny z jajami, a przekonanie to wzmacnia końcowy cliffhanger, lecz mam nadzieję, iż twórcy "Księżycówki" jednak mnie zaskoczą.

Trudno oczywiście nie wspomnieć o tej części komiksu, która skupia się na elementach grozy. Bardzo przypadło mi do gustu w ”Księżycówce” to, że obaj twórcy znaleźli bardzo fajny pomost pomiędzy komiksowym horrorem, a klimatem gangsterski w trudnych czasach prohibicji. Omawiany dziś tytuł ogólnie jest dość mroczny, lecz czytelnik nie czuje nagłego, kompletnie niespodziewanego szarpnięcia i uderzenia w twarz przy przejściu z jednej tematyki do drugiej. Zarówno Azzarello jak i Risso wykonali kawał solidnej roboty, dzięki czemu zupełnie nie odnosiłem wrażenia, że obecność wilkołaków w opowieści o gangsterach (lub też jak kto woli, na odwrót) jest jakaś nienaturalna. Zaprezentowany rozwój wydarzeń wydał mi się bardzo konsekwentny i przede wszystkim - stosunkowo naturalny. Nie jest to łatwa sztuka, sam miałem do czynienia z wieloma komiksami, gdzie połączenie dwóch na pierwszy rzut oka zupełnie nie pasujących do siebie klimatów, w końcowym rezultacie wyszło bardzo sztucznie.

Tutaj jednak ukłony zdecydowanie bardziej kierować należy w stronę rysownika Eduardo Risso. Już wspomniałem nieco wcześniej, że pierwszy tom serii ”Księżycówka” szybko odznaczył się w moich oczach niepowtarzalnym klimatem. Teraz dopisać muszę, że uważam tak przede wszystkim dzięki staraniom tego uznanego artysty. Styl rysowania Risso to dla mnie coś niesamowitego – operuje on na pierwszy rzut oka dość prostą kreską, często unika lub mocno ogranicza drugi plan, zaś używana przez niego w ”Księżycówce” paleta barw nie jest szczególnie rozbudowana, a jednak kolejny raz pokazał on się z tak dobrej strony, że dziś trudno mi chociażby pomyśleć, że ten lub tamten rysownik spisałby się przy tym tytule lepiej. Wszystko tu ze sobą świetnie współgra, bardzo podoba mi się operowanie cieniem oraz kolorami przez Risso, zaś okładki poszczególnych zeszytów to już w ogóle cud, miód i księżycówka :)

Czego zatem zabrakło do wystawienia najwyższych możliwych not? Chyba tylko tego, że twórcom nie udało się sprawić, bym na kolejne numery czekał jak na szpilkach. ”Księżycówka” w USA wróciła na sklepowe półki po blisko roku przerwy, zaś obecnie weszliśmy już w tryb czekania na trzeci story-arc. Nie ukrywam jednak, że są tytuły, którymi jaram się bardziej.

Wydanie od Mucha Comics to niemal tradycyjny już, nieco powiększony format w twardej oprawie. Tom liczy sobie 152 strony, na których oprócz sześciu zeszytów składających się na premierowy story-arc, znajdziecie także galerię okładek alternatywnych (wśród autorów m.in. Frank Miller) oraz krótki i niepodpisany tekst o współpracy Briana Azzarello i Eduardo Risso. Cena okładkowa ustalona została w wysokości 65 złotych, co oznacza, że ze zniżkami będziecie mogli dorwać ten tytuł za około 46-48 PLNów. Moim zdaniem warto, chociaż z kronikarskiego obowiązku dodam, iż oryginalny pierwszy tom wyszedł w promocyjnej cenie dziesięciu dolarów (i miękkiej oprawie).

Czy warto kupić omawiany dziś komiks? Jeśli szukacie fajnego horroru – warto. Jeśli rozglądacie się za niezłą historią gangsterską – warto. Jeżeli jesteście fanami duetu Azzarello/Risso – nie ma nad czym się zastanawiać. Premierowy tom ”Księżycówki” to dla mnie najsłabsza rzecz we wspólnym dorobku tej dwójki, ale tylko dlatego, bo troszeczkę zabrakło jej do ideału. Zaś za takie komiksy uważam inne znane mi dzieła wspomnianego duetu.

---------------------------------------------------------------------------

"Księżycówka #1" do kupienia w Mucha Comics

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz