I już jest opóźniona odsłona "Jedynek pod lupą". Moje zapominalstwo weszło na maksymalny poziom, wszak jest to jubileuszowa odsłona. Rubryka zalicza więc swój roczek nie do końca tak jak na to zasłużyła. Tymczasem zajmijmy się czerwcowymi premierami od Image. Było to sześć komiksów, w rozwinięciu posta znajdziecie kilka zdań o pięciu z nich. Miłej lektury :)
Taka zmyła. Tę odsłonę "Jedynek" zaczynamy od tytułu, po który nie sięgnąłem. "Bitch Planet" w ciemno zbierałem w wydaniach zbiorczych i tę antologię potraktuję tak samo. Dlatego też nie przeczytałem premierowej odsłony tej antologii.
Zapowiedź tego tytułu ucieszyła mnie ogromnie. Gail Simone bardzo skutecznie omijała wydawnictwo Image Comics zdecydowanie zbyt długo, ale wreszcie się to zmieniło. I "Crosswind" debiutuje w niezłym stylu, lecz bez oczekiwanych fajerwerków. Głównymi bohaterami komiksu są zabójca z resztkami sumienia oraz kobieta, której nie szanują ani mąż, ani dzieci, ani nawet sąsiedzi. Wskutek pewnego dziwnego zdarzenia, ta dwójka zamienia się ciałami i... następuje koniec zeszytu. Simone skupiła się na przedstawieniu nam obojga głównych postaci, z czego wywiązała się bardzo dobrze. Na przestrzeni tych dwudziestu paru stron dowiadujemy się wszystkiego na ich temat, by nie byli nam obojętni. Motyw niespodziewanej zamiany ciał nie jest jednak czymś zbyt szczególnie oryginalnym i jak na razie także i Simone nie dodała tutaj niczego niespodziewanego. Rysunki Cat Staggs mocno przypominają mi prace Szymona Kudrańskiego, tylko takie o jeden poziom gorsze. "Crosswind" na razie jest niezłe i chociaż niczego mi nie urwało, ale dam szansę kolejnym numerom.
4/6
"The Divided States of Hysteria #1" (Howard Chaykin)
O tym tytule będzie krótko i zwięźle. Jak już wiecie z paru wpisów na blogu, tytuł ten wywołuje mnóstwo kontrowersji w USA i po lekturze premierowego zeszytu mam wrażenie, że to jedyne, co tytuł ten oferuje. No i świetną okładkę. Jest tu kilka momentów, które co większych wrażliwców bez problemu mogą rozjuszyć, ale wszystko to jest w moich oczach strasznie na siłę. Howard Chaykin nie wysilił się przy tworzeniu fabuły, która jest byle jaka i zupełnie nie angażuje. Jest za to wyścig polegający na siłowym złamaniu jak największej ilości tabu. Tylko, że mnie to nie jara. Graficznie z kolei, na każdej stronie jest tu nawalone tyle totalnie zbędnych detali, że momentami patrzeć się nie da. Nie czuję się w żaden sposób obrażony tym komiksem, jedynie znudzony. I dlatego też kolejne odsłony sobie podaruję.
3-/6
"Kill the Minotaur #1" (Chris Pasetto & Christian Pantamessa/Lukas Ketner)
Nie wiem do końca skąd wzięło dość powszechne w USA mniemanie, że komiksy z logiem studia Skybound na okładce z miejsca gwarantują wysoki poziom. Dlatego też obawiałem się, że w związku z tym sporo osób przejedzie się na "Kill the Minotaur" i wydaje mi się, że mogłem mieć rację. Komiks ten bowiem nie jest niczym specjalnym i trudno doszukać się w nim czegokolwiek niespodziewanego. Przerobiony, uwspółcześniony mit? Jest. Arogancki łobuz głównym bohaterem? Jest. Kiepski balans pomiędzy komedią i patosem? Niestety jest. Angażująca, wciągająca fabuła? Nie stwierdzono. Tytuł ten zapowiadany jest jako ongoing i po pierwszym numerze nie widzę tu potencjału na cokolwiek więcej, niż 5-6 numerów. Na duży plus rysunki Lukasa Ketnera, chociaż i on mógłby parę rzeczy poprawić. Ogólnie średniak, ale tego się spodziewałem.
3/6
"Shirtless Bear-Fighter #1" (Jody Leheup & Sebastian Girner/Mike Spicer & Neil Vendrell)
Kiedy już sam opis sugeruje tak potężną dawkę absurdu, niejako z miejsca nastawiam się do danego tytułu bardzo optymistycznie. I tym razem zupełnie się nie przejechałem. Jeśli mieliście okazję przeczytać "Grizlly Shark" Ryana Ottley'a lub "I Hate Fairyland" Skottiego Younga i tytuły te przypadły Wam do gustu, to tutaj po prostu jest dużo lepiej. Niedźwiedzie atakują miasta i tylko mieszkający w lesie tajemniczy brodacz z ogromnym... apetytem na naleśniki może tu pomóc. Twórcy bez żadnych hamulców naśmiewają się w zasadzie z wszystkiego. Mamy tu więc Niedźwiedziodom, Niedźwiedziolot czy też mój ulubiony "Bear Punch". Całość podszyta jest zapowiadaną przez twórców, nieskrępowaną niczym zabawą, zaś niektóre rysunki potrafią rozłożyć na łopatki. Kupa dobrej zabawy z ogromną dawką absurdu. Dla mnie rewelacja.
5+/6
"Winnebago Graveyard #1" (Steve Niles/Alison Sampson)
I na koniec tytuł, na który mocno liczyłem i którego mocno się obawiałem. Steve Niles to twórca, który mocno nadszarpał moje zaufanie wobec niego w momencie, gdy wynikło zamieszanie z "Chin Music" - fajnie zapowiadającego się tytułu, który zdechł z winy scenarzysty po raptem dwóch numerach. Tutaj mamy do czynienia na szczęście tylko z miniserią, swoją drogą bardzo krótką. Cztery numery niejako wymuszają na twórcach, by od razu mocno ruszyli z akcją i muszę powiedzieć, że w tym komiksie już to widać. Rzecz opowiada o rodzinie, która przyjeżdża do miasteczka zamieszkałego jedynie przez członków pewnego niebezpiecznego kultu. Pionki szybko zostają rozstawione na szachownicy, lecz nie odczułem, by coś przez to ucierpiało. Co mamy wiedzieć o poszczególnych członkach wspomnianej rodzinki, dowiadujemy się bardzo szybko, sama fabuła nawet mnie wciągnęła, a o rysunkach mogę pisać jedynie w superlatywach. Bardzo mocny kandydat do kupienia trejda.
5/6
Źródło okładek: Imagecomics.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz