Dokładnie osiemnaście miesięcy upłynęło między premierą
pierwszego i drugiego tomu ”Trees” – świeżej, bardzo wciągającej
opowieści science-fiction autorstwa Warrena Ellisa i Jasona Howarda. Były już
nawet momenty, w których wątpiłem, że kiedykolwiek doczekamy się zakończenia
drugiego story-arcu i byłem święcie przekonany, że czternasty zeszyt, jeśli w
ogóle się ukaże, zamknie całość i będzie to finał, nad którym przyjdzie mi
załamywać ręce. Lektura ”Two Forest” pokazała, że myliłem się właściwie
pod każdym względem.
Na początek wyleję nieco żółci. Gdy drugi tom ”Trees”
wpadł mi w końcu w łapy, od razu zajrzałem na sam koniec. Tam, ku mojemu
przerażeniu, ujrzałem zapowiedź kontynuacji, o której dotąd było zupełnie cicho
w Internecie. Pomyślałem sobie, że skoro Ellis i Howard kazali czekać nam
półtora roku na ”Two Forest”, to ile miesięcy cierpliwości wymagać
będzie ”Rule of Three”? Jak dotąd w zapowiedziach do stycznia włącznie
brak jest jakichkolwiek śladów kolejnych numerów tej serii, co nie napawa
żadnym optymizmem.
Mimo wszystko bura także należy się od razu za jakość
wydania samego tomu. Co prawda drugi tom komiksu potaniał o dwa dolary względem
wcześniejszych zapowiedzi, lecz zarówno mój egzemplarz, jak i ten, który
otrzymał mój znajomy, ma tę samą wadę. Jest mianowicie trochę źle przycięty,
przez co okładka jest z obu stron o około dwa-trzy milimetry krótsza do wnętrza
komiksu. Początkowo myślałem, że to tylko wada mojej kopii, lecz po wizycie u
kumpla okazało się, że podobnie wygląda część lub może i nawet całość nakładu.
Oczywiście nie uniemożliwia to czerpania satysfakcji z lektury, lecz dość
brzydko wygląda i jeśli jesteście komiksowymi pedantami, z pewnością ukłuje Was
to bardziej niż mnie. Bo wiecie, w przypadku tomów jestem w stanie znieść
wiele, mam na półce jeden dźgnięty nożem i go nie reklamowałem, to zły stan
zeszytów doprowadza mnie do szału ;)
No i niestety minus należy się też za dodatkowy materiał.
Podobnie jak w przypadku pierwszego tomu, także i ”Two Forest” zawiera
tylko galerię okładek poszczególnych zeszytów. Chociaż może to nieco za dużo
napisane, bo faktycznie otrzymujemy sześć coverów upchniętych w postaci
miniaturek na dwóch stronach. Bardzo nad tym ubolewam, ponieważ okładki Jasona
Howarda są rewelacyjne i po prostu nie godzi się ograniczać je do małych
obrazków, wielkością nie przekraczających... widocznej powyżej okładki tomu.
Hm... czy powinienem teraz skrytykować samego siebie?
Najwyższa pora przejść do oceny samego komiksu. Tu na
szczęście narzekanie w moim wykonaniu właściwie się skończy. Drugi tom ”Trees”
ma bardzo fajną konstrukcję fabuły. Z jednej strony mamy do czynienia z
kontynuacją części wątków istotnych w pierwszej odsłonie cyklu, z drugiej zaś
całość skonstruowana jest tak, że nieznajomość ”In Shadow” zupełnie tu nie
przeszkadza. Akcja skupia się na dwóch, w zasadzie totalnie niezależnych od
siebie wątkach. Jeden z nich dotyczy pani biolog Jo Creasy, która przetrwała
katastroficzną końcówkę pierwszego tomu. Tym razem zostaje ona wysłana do
miejsca, które jej zdaniem jest czytelnym zwiastunem końca ludzkości, jaki
szykują tajemnicze ”drzewa”. Z drugiej zaś strony śledzimy losy Vince’a –
świeżo wybranego burmistrza Nowego Jorku, który za maską miłego polityka skrywa
okrutny plan zemsty, który z czasem konsekwentnie wprowadza w życie.
Chociaż oba te wątki są dla siebie niezależne, warto ocenić
je wspólnie. Warren Ellis bowiem w obu pokazał to, z czego jest najbardziej
znany. Praktycznie cały tom obfituje w świetnie napisane dialogi, przy których
nawet liczne, spokojniejsze sceny prezentują się znakomicie. Pomagają w tym
ciekawie rozpisane postacie. Motywacje oraz poglądy zarówno Jo jak i Vince’a są
rozrysowane bardzo wiarygodnie i po prostu ludzko. Chociaż przez większość tomu
mamy się solidaryzować i współczuć tej pierwszej, to jednak kobieta ma momenty,
w których wychodzi z niej zwykła zołza. Vince z kolei o samego początku
prezentowany jest jako nie do końca jednoznacznie zły manipulant, lecz powolne
lecz emocjonująco budowanie napięcia przed kulminacją (co stanowi kolejny plus
tomu) pokazuje nam, że jeszcze wiele skrywa on za swoją maską.
Podobnie jak w przypadku pierwszego tomu serii, tak i tutaj
wspomniana kulminacja powinna wgnieść czytelnika w fotel. Moim zdaniem udało
się to w obu głównych wątkach, chociaż z pewnością wśród Was znajdą się tacy,
którzy przypadku części skupionej na Jo Creasy będą oczekiwali większych
fajerwerków. Końcówka drugiego tomu ”Trees” jest także emocjonująca z
innych powodów. Ellis w finałowym rozdziale wepchnął kilka smaczków
zapowiadających trzeci story-arc i zrobił to po mistrzowsku. Ku mojej radości i
smutkowi zarazem, ponieważ teraz będę wypatrywać kontynuacji.
To jednak nie wszystkie zalety. Bardzo spodobał mi się
zabieg polegający na takim pisaniu ”Trees”, by czytelnik w wydaniu zbiorczym
miał wrażenie spędzania czasu nad lekturą OGN. Usunięto bowiem standardowe
napisy pojawiające się na początku i końcu każdego zeszytu, a te także nie
przedzielano okładkami poszczególnych odsłon. W połączeniu z odpowiednim
pisaniem scenariusza, mamy tutaj odczucie czytania jednej, długiej historii, a
nie czegoś, co pierwotnie ukazywało się w zeszytach.
Podczas lektury odniosłem wrażenie, że Jason Howard zaliczył
ostry zjazd w stosunku do ”In Shadow”, więc momentalnie odświeżyłem sobie
pamięć i... faktycznie pewna część tomu prezentuje się o klasę gorzej. W komiksie
pojawia się kilkanaście stron, które sprawiają wrażenie robionych w pośpiechu,
co mając na uwadze czternastociomiesięczne (względem pierwszych zapowiedzi) opóźnienie
zeszytu czternastego, brzmi jak ponury żart. Na szczęście całość przechyla się w
kierunku mocnych pochwał, ponieważ drugie tyle stron w recenzowanym dziś
komiksie artysta wykonał w sposób taki, że kopara opada. Nie dość, że gołym
okiem widać ogrom pracy, jaki włożył Howard, to jeszcze wspomniane strony są
niesamowicie klimatyczne. Liczne ujęcia zniszczonego Nowego Jorku, retrospekcje
katastroficznych wydarzeń z Arktyki – trudno oderwać oczy od tych kadrów.
Artysta dodatkowo sam nakładał tusz oraz kolorował swoje
dzieła i muszę uczciwie przyznać, że zwłaszcza w tej ostatniej kwestii spisał się
po prostu rewelacyjnie. Bardzo dobre wyczucie w doborze barw, które podkreślały
i tak już doskonale zarysowany klimat. Oczywiście musiało to wymagać ogromu
pracy, który ostatecznie przełożył się na wspomniane, potężne opóźnienia. Czy efekt
końcowy usprawiedliwia te miesiące oczekiwania? Na pewno miejscami stanowi
mocny argument, by wszystko puścić w niepamięć.
Drugi tom ”Trees” nie jest tak dużym powiewem
świeżości jak premierowa odsłona, a także zalicza kilka wpadek graficznych,
których w ”In Shadow” po prostu nie było. To jednak wciąż godny
polecenia, niesamowicie wciągający komiks. Jeśli nie przeraża Was perspektywa
tego, że na kolejną odsłonę tego cyklu może przyjść nam czekać bardzo długo (a
i lista niedokończonych projektów Ellisa jest dość pokaźna), bierzcie w ciemno.
Najlepiej w pakiecie z pierwszą odsłoną serii, jeśli jeszcze jej nie macie. Moja
ocena to 5/6
"Trees vol. 2: Two Forest" do kupienia w ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz