UWAGA: Powyżej widzicie okładkę kwietniowego wydania zbiorczego. Poniższy tekst powstał jednak w oparciu o wersje zeszytowe.
Założę się, że każde z Was ma takiego twórcę komiksowego,
scenarzystę lub też rysownika, za którym jesteście w stanie pójść w ciemno.
Robicie tak, ponieważ dotychczasowe dzieła danej osoby bardzo Wam się podobały
i nie spodziewacie się, by przy kolejnym razie miałoby być inaczej. Dla mnie,
jednym z takich twórców był Greg Rucka. Niemniej zawsze miałem gdzieś tam z
tyłu głowy myśl, że prędzej czy później jakiś komiks może mu nie wyjść. Swego
czasu sporo krytyki zebrała jego miniseria ”Veil” z Dark Horse Comics, lecz
nawet ona bardzo przypadła mi do gustu. Za to tym symbolicznym ”paździerzem”
czy też swoistą solą w oku stało się ”Black Magick” i w poniższym
tekście wyjaśniam, dlaczego właściwie tak uważam.
Rowan Black jest detektywem, pracującym dla policji w
Portsmouth. Zarazem, jest też... praktykującą wiedźmą. Pogodzenie tych dwóch
aspektów jej życia nigdy nie było łatwe, a będzie jeszcze trudniejsze, gdy
najnowsza sprawa do jakiej zostaje wezwana, okazuje się być mocno związana z
jej drugim, nieznanym szerzej obliczem. Ktoś wie, że Rowan skrywa mroczne
sekrety i nie zawaha się użyć tej wiedzy przeciwko niej.
Na papierze wszystko wyglądało zachęcająco. Oto Greg Rucka –
scenarzysta, który jak nikt inny potrafi świetnie pisać żeńskie bohaterki –
ogłasza kolejny projekt w jego stylu, całość zaś dodatkowo zachęca tym, że
zilustrować ma go Nicola Scott, która to dała się poznać od bardzo dobrej
strony w kilku tytułach ze stajni DC Comics. Ponieważ jest to jeden z tych
”moich” twórców, po ”Black Magick” zdecydowałem się sięgnąć w ciemno i
jeszcze pierwszy zeszyt nie zwiastował tego, że z czasem zacznę mocno kręcić
nosem podczas lektury.
Początek bowiem wypadł całkiem okazale, zarówno pod kątem
scenariusza jak i warstwy graficznej, której to poświęcę nieco więcej miejsca
za moment. Jeśli chodzi o fabułę, premierowy zeszyt jest powolnym, lecz
satysfakcjonującym wprowadzeniem w realia życia Rowan Black. Akcja nawet na
moment nie przyspiesza zbyt mocno, lecz nie jest to żaden zarzut. Rucka
spokojnie, ale za to konsekwentnie przedstawia to, co powinniśmy wiedzieć o
głównej bohaterce, jednocześnie nie ujawnia zbyt wielu informacji, zaś całość
ujęta została w bardzo dusznym, ociekającym magią klimacie. Co więcej, dość
zaskakujące zakończenie pierwszego numeru zwiastowało bardzo ciekawą
kontynuację w kolejnych odsłonach. I tu pojawił się problem, ponieważ moim
zdaniem nic takiego niestety nie nastąpiło.
Od drugiego numeru, pod kątem fabularnym, ”Black Magick”
zaczęło strasznie się miotać. Komiks, który miał być połączeniem kryminału i
magii, sprawiał wrażenie tego, jakby Rucka nie do końca wiedział jak to z sobą
połączyć, raz skręcając mocniej w jedną, a raz w drugą stronę. Być może nie
byłoby to takie złe, gdyby udawało się zmienić tempo opowiadanej historii. To
jest bardzo statyczne i podczas lektury numerów 2-4 niejednokrotnie łapałem się
na tym, że z zeszytu po prostu wiało nudą. Wreszcie zaś przychodzi zeszyt
oznaczony numerem 5, który dla odmiany przyśpieszył tak mocno, że aż można było
odnieść wrażenie tego, jakby scenarzysta chciał mocniej rozruszać całą fabułę w
tych 22 stronach, niż przez około 90 wcześniejszych. Gdy nagle zaczęło dziać
się, skrótowo pisząc, wszystko, trudno było nie odnosić wrażenia, że
scenarzysta trochę skacze po łebkach. Pierwszemu story-arcowi ”Black Magick”
na pewno mocno pomogłoby lepsze rozłożenie ważniejszych akcentów na wszystkie
zeszyty, a nie jedynie na pierwszy oraz piąty.
Bo wiecie, to nie jest tak, że w odsłonach 2-4 postacie nic
nie robią i tylko prześlizgują się przez kolejne strony. Śledztwo Rowan cały
czas trwa, lecz jego przebieg i ujawniane fakty jakoś nie potrafią mocniej
zaintrygować. Idealnie widać to na przykładzie cliffhangerów, których zadaniem
jest sprawienie, by czytelnik z niecierpliwością czekał na kolejny zeszyt. W
przypadku, na przykład, drugiego numeru ”Black Magick”, zakończenie było
tak ocierające się o miałkość i nijakość, że gdyby nie napis ”end”,
spodziewałbym się jeszcze co najmniej jednej strony komiksu. Brakuje tutaj
tempa i charakteru wielbionego przeze mnie ”Lazarusa” czy zaskakujących
rozwiązań znanych z łamów ”Stumptown”. Wydaje mi się, że te wady znikają nieco,
jeśli czyta się to wszystko ciągiem w formie wydania zbiorczego, lecz nie
zmienia to faktu, że ”Black Magick” jawi mi się jako mocno nierówny komiks.
Fabularnie, spośród znanych mi dzieł Grega Rucki, a uwierzcie mi – znam ich
większość, tę pozycję oceniam zdecydowanie najgorzej.
Ale za to jaki jest to pięknie narysowany komiks <3
Nicola Scott dała nam komiks utrzymany w licznych odcieniach
szarości, ze sporadycznie pojawiającymi się barwami, które za zadanie mają
podkreślić istotniejsze elementy danej sceny. Wrażenie robi to naprawdę dobre,
ponieważ wzmaga tylko i tak już wyraźnie akcentowany klimat komiksu. Ilustracje
Scott są bardzo realistyczne, a ponadto widać, że artystka włożyła w ich
powstawanie mnóstwo wysiłku. Poszczególne kadry są bardzo szczegółowe, zaś
bardzo fajny efekt daje mocniejsze zaznaczenie konturów postaci ludzkich,
dzięki czemu nieco mocniej skupiają one na sobie uwagę czytelnika. Scott nie
kryła w wywiadach, że ”Black Magick” jest dla niej pod kątem
artystycznym dużym eksperymentem i moim zdaniem, wyszedł on jej bardzo dobrze. Ilustracje
tej rysowniczki są zdecydowanie największym plusem omawianego komiksu.
Jak wspomniałem kilkukrotnie, komiks ten kupowałem w
wersjach zeszytowych, gdzie pojawiały się małe dodatki. Każdy rozdział bowiem
zawierał fragment podzielonego na części opowiadania, a dodatkowo, w
premierowej odsłonie pojawiło się całkiem intrygujące drzewo genealogiczne
głównej bohaterki cyklu. Nie wiem czy są one dostępne w wydaniu zbiorczym, lecz
jeśli powtórzone zostały praktyki z ”Lazarusa”, można przypuszczać, że
nie.
No i jeszcze jedna, ważna rzecz. Jeśli jednak skusicie się
na kupno tego komiksu, miejcie na uwadze fakt, że z powodu podpisania przez
Ruckę i Scott kontraktu na tworzenie nowych przygód Wonder Woman dla DC, ”Black
Magick” jest zawieszone do, podobno, kwietnia przyszłego roku. Oznacza to,
że na kolejne wydanie zbiorcze przyjdzie Wam czekać ponad rok. Zaś jak widzicie
z powyższego tekstu, wcale nie jestem przekonany, czy jest czego wypatrywać. Tytuł
ten okazał się niestety niezbyt trafioną inwestycją, bardzo ciekawą pod kątem
graficznym i z mocno zawodzącą fabułą.
Ale Grega Ruckę nadal wielbię. Oby mniej takich wpadek w
przyszłości.
3/6
"Black Magick vol. 1: Awakening" do kupienia w ATOM Comics
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz