No dobra, jak powiedziało się A, to
czas i na B. Nadszedł czas na zestawienie komiksów Roba Liefelda, które z
chęcią widziałbym w naszym kraju!
<trolololo>
No chyba się nie spodziewaliście, że
naprawdę będę polecał komiksy Rob Liefelda. Ależ skąd :) Wykopałem jednak pięć
tytułów z postaciami stworzonymi przez Mistrza Uczciwości na Kickstarterze,
które autentycznie są po prostu dobre… albo ocierają się o bycie takowymi.
5. Brigade, ta od Marva Wolfmana
Jeden z dwóch przedstawicieli
makabrycznych lat dziewięćdziesiątych w tym zestawieniu. I jedyny, który… no,
powiedzmy że niczego nie urywa, ale jest po prostu przyzwoitą ramotką. Marv
Wolfman był w swojej karierze na różnych zakrętach i przy jednym z nich zgodził
się zrobić kilka numerów serii ”Brigade”.
Komiksu, który spokojnie mógłby nazywać się inaczej, ponieważ scenarzysta
zaczął od wymiany praktycznie całego składu. Do nowej ekipy załapali się między
innymi Supreme czy Glory, ale także postacie innych autorów działających w
Image – ShadowHawk Jima Valentino czy Vanguard Erika Larsena. Takie swoiste ”Image United” się zrobiło ;) Run
wolfmana zaliczył 6 numerów i seria poleciała do piachu, ale… był to fabularnie
przyzwoity komiks. Dobrze przedstawiał poszczególnych herosów, którzy o dziwo
posiadali jakąś osobowość, a ich wspólną przygodę czytało się bez bólu. Gdyby
komiks ukazał się w Polsce, z pewnością moglibyśmy się głośno pośmiać z
rysunków. Te popełniał między innymi Luke Ross, który po latach sprawnie radził
sobie w Marvelu przy komiksach z Kapitanem Ameryką. Ale lata dziewięćdziesiąte
wymagały jednak nieco innego podejścia :D Run Wolfmana postawiłbym spokojnie na tym samym poziomie co początkowe numery "Spawna" czy "Savage Dragona".
Naturalnie problemem jest to, że run
ten nigdy się nie doczekał wydania zbiorczego.
4. Supreme, ten Alana Moore’a
Był taki okres w Image, gdy Alan
Moore przed startem swojego imprintu ABC kręcił się przy kilku tytułach i
odwalał tam zwykłą pańszczyznę niegodną jego nazwiska. Za jednym wyjątkiem i
była to seria ”Supreme”. Robcio
Liefeld poprosił uznanego twórcę by ten przejął jego serię i usłyszał, że spoko,
ale trzeba tam wprowadzić kilka zmian. Chociaż numeracja cyklu została
zachowana, Moore kompletnie przebudował tytułowego herosa i jego back-story,
czyniąc z tej parodii Supermana postać wyrazistą i z ciekawymi motywacjami.
Sukces komiksu był tak duży, że run Moore’a otrzymał Eisnera. Trudno o lepszą
motywację, by sięgnąć po ten komiks. Były kiedyś łatwo dostępne dwa tomy
zbierające komiksy tego autora (”Story
of the Year” oraz ”Return”),
obecnie można je dostać chyba tylko z drugiego obiegu.
3. Supreme, ten Warrena Ellisa
Przeskakujemy do XXI wieku. Jest rok
2014 i po, yyy… ”umiarkowanym” sukcesie rewitalizacji studia Extreme
dowiadujemy się, że Warren Ellis i Tula Lotay łączą siły i tworzą historię
osadzoną w świecie serii ”Supreme”,
ale stojącą na jego uboczu tak mocno, że w sumie spokojnie można było czytać ją
niezależnie od wcześniejszych przygód. A pozwolę sobie przypomnieć, że dwa lata
wcześniej Erik Larsen próbował pociągnąć run Alana Moore’a i wyszło mu tak
kiepsko, że seria do dziś ma status ”zawieszona”. No i miniseria wspomnianej
dwójki spełniła składane obietnice – dostaliśmy przystępną dla nieobeznanego
czytelnika historię, która jest mocno w stylu Ellisa. Prawdziwym odkryciem była
tu jednak Lotay, która dzięki temu komiksowi w parę przebiła się do grona
artystów, którym wieszczono ogromną karierę. Ellis zaś niedługo potem ogłosił
kolejny projekt z tą rysowniczką, niestety czekamy na niego do dziś. ”Supreme: Blue Rose” jest jednak
komiksem łatwo dostępnym w sklepach i jak najbardziej godnym polecenia.
2. Glory, ta od Joe Keatinge’a
W 2011 roku pojawiła się informacja
o odświeżeniu studia Extreme w ramach Image Comics. Rok później do sklepów
trafiły kolejne numery pięciu tytułów Liefelda, teoretycznie pracowali przy
nich ludzie dysponujący mózgami, lecz szybko okazało się, że Rob czuwa i
niektórzy z nich otrzymali zakaz korzystania z nich. Ale niektórzy się opierali
i w efekcie otrzymaliśmy jedną świetną i jedną genialną serie. Najpierw o tej
pierwszej, czyli ”Glory” ze
scenariuszem Joe Keatinge’a. Wysoka, chuda i cycata laska, czyli Glory z lat
dziewięćdziesiątych, została zastąpiona przez śnieżnobiałoskórą, żeńską wersję
Hardkorowego Koksa, co początkowo nie zwiastowało niczego innego jak totalną
katastrofę. Tymczasem jakież było moje zdziwienie, gdy najpierw czytałem w
Internecie praktycznie same pochwalne oceny tego tytułu, a potem przeżyłem
szok, ponieważ sięgnąłem po komiks i okazało się, iż naprawdę tytuł jest super.
Joe Keatinge dał nam soczysty miks science-fiction i fantasy, który skończył
się niestety zbyt szybko. ”Glory”
był jedynym komiksem odrestaurowanego Extreme Studios, który został oficjalnie
skasowany (”Youngblood”, ”Bloodstrike” i ”Supreme” po prostu nagle przestały się ukazywać) i twórcy musieli
na szybko pozamykać swoje wątki. Wyszło to na szczęście na tyle zgrabnie, że
tytuł niezmiennie polecam.
1. Prophet, ten Brandona Grahama
Tu podziękowania dla Marcelego
Szpaka, który na grupie Facebookowej ”Komiksy bez Granic” przypomniał niedawno
o istnieniu tego komiksu i tym samym zainspirował mnie do lekkiego potrolowania
Was i stworzenia tego zestawienia. W 2012 jednym z komiksów, które zaczęły się
ukazywać w ramach odświeżonego studia Extreme było ”Prophet” Brandona Grahama oraz Simona Roya. Chyba nikt się nie
spodziewał, że komiks ten okaże się petardą tak dużą, że z czasem zawalczy o
Eisnera. Graham miał prosty pomysł – główny bohater budzi się po trwającej
dziesięć tysięcy lat hibernacji i odkrywa, że z Ziemi jaką pamięta nie zostało
nic. Co przez ten czas się działo? Czy jest ostatnim przedstawicielem gatunku
ludzkiego? Tego można dowiedzieć się właśnie podczas lektury tego
fenomenalnego, nie zawaham się tak powiedzieć, komiksu. Graham dał nam
psychodeliczną i pełną mocno objechanych pomysłów podróż przez niesamowicie
skonstruowany świat pełen licznych i
niezwykłych stworzeń. W pewnym momencie fabuła rozdziela się na kilka
torów, z których każdy ilustrowany jest przez kogoś innego, lecz moim zdaniem ”Prophet” to przede wszystkim koncert
Simona Roya. Gdy główna seria przestała się ukazywać zapowiedziano miniserię ”Prophet: Earth War”, która miała
kończyć poszczególne wątki. Tytuł ten zaliczył liczne opóźnienia, a nawet na
moment został skasowany, lecz koniec końców ukazał się i stanowił godny finał.
Kapitalna lektura, całość zamyka się w pięciu łatwo dostępnych tomach.
Na koniec jeszcze jeden fun fact:
pięć lat temu na blogu wrzucałem już takiezestawienie jak dziś i czysto teoretycznie dziś mogłem je po prostu
przypomnieć, bo w 80% jest to powtórka tamtych słów. Niemniej wtedy jeszcze nie
znałem wspomnianego dziś komiksu ”Supreme:
Blue Rose”, więc uznałem, iż szkody wielkiej nie będzie, jak napiszę tę
odsłonę ”Top 5”
na nowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz