Wiecie co? Uwielbiam Non Stop
Comics, nie będę się z tym kryć. Rozsądnie podchodzą do wydawania rzeczy, mają
w swojej ofercie fajny przekrój zarówno tytułów z USA jak i z Europy, drodzy
nie są i w znakomitej większości puszczają naprawdę zacne rzeczy (jedno słabe ”Rat Queens” mojej opinii nie zmieni), a
i jeszcze w wakacje dają naszym portfelom odpocząć. Parę dni temu zrobiłem
sobie taki mały maratonik ich komiksów: ”Infidel”
oraz trzecie tomy ”Grass Kings” oraz właśnie ”Royal City”. W dokładnie takiej kolejności. I nie dość że spędziłem
tak świetny wieczór, to jeszcze okazało się, że każdy kolejny komiks był lepszy
od poprzedniego. I jak tu nie być zadowolonym z tego, że któregoś dnia Pani
Sonia Draga uznała, iż te komiksiki to może wcale są takie głupie?
O fabule trzeciego tomu ”Royal City” pozwolę sobie nie pisać
zbyt wiele. Jest to bowiem finał tej opowieści i to w dodatku taki nie za
długi, ponieważ tom ten składa się jedynie z czterech rozdziałów. Poznajemy
ostateczny los młodego Tommy’ego Pike’a, a to spaja nam w całość wszystko to,
co wiązało się z jego najbliższymi. Czy prawda o tym wydarzeniu sprawi, że ta
przeżywająca ciężki okres rodzina rozwiąże swoje problemy? I jaką rolę odegrają
w tym wszystkim wszystkie wcielenia ducha Tommy’ego? No cóż, tego musicie
dowiedzieć się samodzielnie, a ja postaram się po prostu Was do tego nakłonić.
Powód numer 1: seria jest idealnie… krótka.
Tak, dla mnie to bardzo ważna rzecz. Mieliśmy już wszyscy do czynienia z
komiksami, które fajnie się zaczynały, a potem tonęły w mieliznach scenariusza.
Tak, parzę na Ciebie, Brianie K. Vaughan! Gdy Jeff Lemire swego czasu ogłosił,
że kończy ”Royal City” na czternastu
zeszytach, reakcje fanów w większości ograniczały się do zdziwienia. Że jak to?
Już? Tymczasem komiks szybko pokazuje nam, że absolutnie nie trzeba było tu
dodawać nic więcej. Tom pierwszy to wstęp, drugi – rozwinięcie, zaś trzeci
idealnie kończy opowieść o rodzinie Pike. Trzy tomy, pyk – stówka i macie
całość opowieści lepszej, niż masa innych produkcji z USA dostępnych na naszym
rynku.
Powód numer 2: oczywiście Jeff
Lemire. Obecnie na naszym rynku trwa istny zalew komiksów tego autora i jestem
zdumiony tym, że jak dotąd tylko dwa mi nie ”siadły”. Jeden to ”Extraordinary
X-Men” z Egmontu, drugi to ”Bloodshot: Odrodzenie” z KBOOM, przy czym ten drugi
i tak jest tytułem, który jestem w stanie polecić. Imię i nazwisko tego autora
na okładce komiksu jest więc i tak jak dla mnie pewnym wyznacznikiem jakości. ”Royal City” to tylko potwierdza –
otrzymaliśmy doskonale rozplanowaną, nie za długą i nie za krótką opowieść,
która potrafi trzymać w napięciu pomimo tego, iż dzieje się tak naprawdę w
sennym, niewielkim miasteczku. Myślę, że wielbiciele spokojniejszych, bardziej
osobistych czy intymnych historii odnajdą się tu jak ryby w wodzie i po
lekturze trzeciego tomu, podobnie jak ja, będą trochę żałować, że Lemire
zakończył ten projekt. To zawsze dobrze świadczy o danym dziele popkultury,
jeśli po jego finale mimo wszystko chcemy więcej.
Powód numer 3: ponownie, Jeff
Lemire. Ale tym razem rysunkowo. Rozumiem i za każdym razem podkreślam to, iż
zdaję sobie sprawę z tego, jak mocno ”nietypowym” stylem dysponuje ten artysta,
sam wszak musiałem się do niego przyzwyczaić gdy pierwszy raz zetknąłem się z
tym nazwiskiem. Ale z czasem nie tylko tę oryginalność doceniłem, co wręcz
wypatrywałem kolejnych projektów, które Lemire nie tylko napisze, ale i w
całości narysuje. I tu cieszy fakt, iż niemal wszystkie ukazały się już po
polsku, brakuje chyba tylko ”A.D.: After
Death” do scenariusza Scotta Snydera. Podsumowując jednak ten podpunkt, po
prostu lubię gdy Lemire rysuje swoje komiksy i za każdym razem moje oko cieszy
to, iż artysta ten nieustannie się rozwija. W ”Royal City” chyba najmocniej w warstwie graficznej ujęło mnie to,
jak fajną paletę kolorów artysta dobrał do swoich ilustracji. Duży plus także
za strony, które wystylizowane zostały na kartki z notatnika Tommy’ego.
I wreszcie powód numer 4: Non Stop
Comics. Odpowiedzialny za tłumaczenie tomu Bartosz Sztybor odwalił kawał roboty
godnej uznania. Wydawnictwo zaś dostarczyło nam stosunkowo niedrogi produkt,
który jednak został satysfakcjonująco wydany. Jak zwykle kręcę nosem na
materiał użyty przy okładce, ale cóż – nie można mieć wszystkiego. Okładkowe 44
złote to już jest uczciwa cena, a gdy pokręcicie się tu i tam w poszukiwaniu
rabacików, to odkryjecie iż można sporo zaoszczędzić.
Wad zasadniczo nie stwierdzono.
Sprawa zatem jest prosta. Logujcie się
czym prędzej do Waszych ulubionych sklepów i wklepujcie tam tytuł ”Royal City”, następnie ”kup teraz” czy
coś w ten deseń i cieszcie się dobrze wydanymi pieniędzmi.
----------------------------------------------------------------
"Royal City #3: Płyniemy z prądem" do kupienia w sklepie Non Stop Comics
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz