środa, 17 lipca 2019

Royal City #3: Płyniemy z prądem (Jeff Lemire)

Wiecie co? Uwielbiam Non Stop Comics, nie będę się z tym kryć. Rozsądnie podchodzą do wydawania rzeczy, mają w swojej ofercie fajny przekrój zarówno tytułów z USA jak i z Europy, drodzy nie są i w znakomitej większości puszczają naprawdę zacne rzeczy (jedno słabe ”Rat Queens” mojej opinii nie zmieni), a i jeszcze w wakacje dają naszym portfelom odpocząć. Parę dni temu zrobiłem sobie taki mały maratonik ich komiksów: ”Infidel” oraz trzecie tomy ”Grass Kings” oraz właśnie ”Royal City”. W dokładnie takiej kolejności. I nie dość że spędziłem tak świetny wieczór, to jeszcze okazało się, że każdy kolejny komiks był lepszy od poprzedniego. I jak tu nie być zadowolonym z tego, że któregoś dnia Pani Sonia Draga uznała, iż te komiksiki to może wcale są takie głupie?

O fabule trzeciego tomu ”Royal City” pozwolę sobie nie pisać zbyt wiele. Jest to bowiem finał tej opowieści i to w dodatku taki nie za długi, ponieważ tom ten składa się jedynie z czterech rozdziałów. Poznajemy ostateczny los młodego Tommy’ego Pike’a, a to spaja nam w całość wszystko to, co wiązało się z jego najbliższymi. Czy prawda o tym wydarzeniu sprawi, że ta przeżywająca ciężki okres rodzina rozwiąże swoje problemy? I jaką rolę odegrają w tym wszystkim wszystkie wcielenia ducha Tommy’ego? No cóż, tego musicie dowiedzieć się samodzielnie, a ja postaram się po prostu Was do tego nakłonić.

Powód numer 1: seria jest idealnie… krótka. Tak, dla mnie to bardzo ważna rzecz. Mieliśmy już wszyscy do czynienia z komiksami, które fajnie się zaczynały, a potem tonęły w mieliznach scenariusza. Tak, parzę na Ciebie, Brianie K. Vaughan! Gdy Jeff Lemire swego czasu ogłosił, że kończy ”Royal City” na czternastu zeszytach, reakcje fanów w większości ograniczały się do zdziwienia. Że jak to? Już? Tymczasem komiks szybko pokazuje nam, że absolutnie nie trzeba było tu dodawać nic więcej. Tom pierwszy to wstęp, drugi – rozwinięcie, zaś trzeci idealnie kończy opowieść o rodzinie Pike. Trzy tomy, pyk – stówka i macie całość opowieści lepszej, niż masa innych produkcji z USA dostępnych na naszym rynku.
Powód numer 2: oczywiście Jeff Lemire. Obecnie na naszym rynku trwa istny zalew komiksów tego autora i jestem zdumiony tym, że jak dotąd tylko dwa mi nie ”siadły”. Jeden to ”Extraordinary X-Men” z Egmontu, drugi to ”Bloodshot: Odrodzenie” z KBOOM, przy czym ten drugi i tak jest tytułem, który jestem w stanie polecić. Imię i nazwisko tego autora na okładce komiksu jest więc i tak jak dla mnie pewnym wyznacznikiem jakości. ”Royal City” to tylko potwierdza – otrzymaliśmy doskonale rozplanowaną, nie za długą i nie za krótką opowieść, która potrafi trzymać w napięciu pomimo tego, iż dzieje się tak naprawdę w sennym, niewielkim miasteczku. Myślę, że wielbiciele spokojniejszych, bardziej osobistych czy intymnych historii odnajdą się tu jak ryby w wodzie i po lekturze trzeciego tomu, podobnie jak ja, będą trochę żałować, że Lemire zakończył ten projekt. To zawsze dobrze świadczy o danym dziele popkultury, jeśli po jego finale mimo wszystko chcemy więcej.

Powód numer 3: ponownie, Jeff Lemire. Ale tym razem rysunkowo. Rozumiem i za każdym razem podkreślam to, iż zdaję sobie sprawę z tego, jak mocno ”nietypowym” stylem dysponuje ten artysta, sam wszak musiałem się do niego przyzwyczaić gdy pierwszy raz zetknąłem się z tym nazwiskiem. Ale z czasem nie tylko tę oryginalność doceniłem, co wręcz wypatrywałem kolejnych projektów, które Lemire nie tylko napisze, ale i w całości narysuje. I tu cieszy fakt, iż niemal wszystkie ukazały się już po polsku, brakuje chyba tylko ”A.D.: After Death” do scenariusza Scotta Snydera. Podsumowując jednak ten podpunkt, po prostu lubię gdy Lemire rysuje swoje komiksy i za każdym razem moje oko cieszy to, iż artysta ten nieustannie się rozwija. W ”Royal City” chyba najmocniej w warstwie graficznej ujęło mnie to, jak fajną paletę kolorów artysta dobrał do swoich ilustracji. Duży plus także za strony, które wystylizowane zostały na kartki z notatnika Tommy’ego.

I wreszcie powód numer 4: Non Stop Comics. Odpowiedzialny za tłumaczenie tomu Bartosz Sztybor odwalił kawał roboty godnej uznania. Wydawnictwo zaś dostarczyło nam stosunkowo niedrogi produkt, który jednak został satysfakcjonująco wydany. Jak zwykle kręcę nosem na materiał użyty przy okładce, ale cóż – nie można mieć wszystkiego. Okładkowe 44 złote to już jest uczciwa cena, a gdy pokręcicie się tu i tam w poszukiwaniu rabacików, to odkryjecie iż można sporo zaoszczędzić.

Wad zasadniczo nie stwierdzono.

Sprawa zatem jest prosta. Logujcie się czym prędzej do Waszych ulubionych sklepów i wklepujcie tam tytuł ”Royal City”, następnie ”kup teraz” czy coś w ten deseń i cieszcie się dobrze wydanymi pieniędzmi.
   
----------------------------------------------------------------
   
"Royal City #3: Płyniemy z prądem" do kupienia w sklepie Non Stop Comics

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz