Rok 2015 – Mark Millar łączy siły z Seanem Murphym i tworzą komiks ”Chrononauci”. Odnoszą sukces i chociaż musiałem to sprawdzić, to nawet ja, a więc naczelny hejter Millara na półkuli północnej, byłem w stanie docenić kilka zabiegów, jakie scenarzysta tam zastosował. Miało to miejsce w 2017 roku, gdy wydawnictwo Non Stop Comics postanowiło sięgnąć po ten tytuł i opublikować go w Polsce. W ubiegłym roku, po wielu zapowiedziach, w końcu udało się wypuścić drugi tom przygód Corbina i Danny’ego, chociaż już bez udziału mocno zajętego w DC Comics Seana Murphy’ego. Rodzimy wydawca zareagował szybciutko i w styczniu do sprzedaży trafił drugi tom serii ”Chrononauci”, który w mojej opinii jest powtórką z rozrywki – jest stosunkowo mocny tam gdzie był wcześniej, zaś kuleje niemal wyłącznie w tych samych miejscach do poprzednik.
Pewnie zdziwi Was to, co teraz napiszę, lecz faktem jest, iż jeśli chodzi o podłoże fabularne, to drugi tom ”Chrononautów” podobał mi się bardziej od pierwszego. Parę lat temu mocno narzekałem na to, iż za pierwszym razem Millar zbudował według mnie mocno nijakie postacie, których braki w jakimkolwiek charakterze sprawnie ukrył w tym, iż komiks posiadał tak intensywne temp, że można było spokojnie nie zauważyć z jakimi wydmuszkami mamy do czynienia. Drugi tom, który notabene nie ma podtytułu, chociaż w USA zeszyty takowy nosiły, trochę to wszystko nadrabia. Zarówno Danny jak i Corbin mają tutaj zaskakująco sporo miejsca na rozpisanie ich nieco szerzej niż proste ”jeden jest poważny, drugi już niekoniecznie” i Millar robi to całkiem nieźle. Obaj panowie nie stają się oczywiście nagle materiałami na naukowe eseje, lecz miło jest zobaczyć, że są ”jacyś”. Drugi tom ”Chrononautów” to jednak w dużej mierze powtarza to, co było siłą pierwszej odsłony i chociaż przeszłość zostaje zamieniona na przyszłość, to jednak niezależnie od okoliczności przyrody, nasi bohaterowie potrafią namieszać, co sprowadza się do utrzymanych w szaleńczym tempie scen akcji o ogromnym rozmachu oraz pomysłowości.
Z wiadomych przyczyn recenzowany właśnie tom cyklu ”Chrononauci” musiał obyć się bez Seana Murphy’ego, którego na stołku rysownika zastąpił Eric Canete. I chociaż od razu widać, że warstwa graficzna obu odsłon serii dość mocno się od siebie różni, to jednak w mojej opinii obie odsłony ”Chrononautów” mogą pochwalić się tym, że zostały narysowane przez prawdziwych wymiataczy. O klasie Canete’a świadczy nie tylko to, co nawyczyniał w niniejszym komiksie, ale jeżeli zajrzycie sobie na Facebookowy profil ”Kolorowych Zeszytów”, to do końca lutego możecie pozachwycać się także innymi, równie udanymi pracami jego autorstwa.
Komiks ten liczy sobie 128 stron i wydawnictwo Non Stop Comics wydało go w miękkiej okładce. Na końcu znajdziecie galerię okładek wariantowych, zaś mi rzuciło się w oczy to, że tym razem komiks został opakowany w folię matową soft-touch, której to pierwsza odsłona ”Chrononautów” nie miała, jako jeden z nielicznych komiksów od tego właśnie wydawnictwa. Cena okładkowa wynosi 44 złote, z rabatami odczuwalnie mniej. Czy warto? Jeśli podobała Wam się jedynka, to naturalnym krokiem jest sięgnąć po kontynuację. Jeśli zaś nie, to – znowu Was zaskoczę – mimo wszystko polecam się przemóc. Dużo mądrzejszy komiks to nie jest, ale rysunkowo – miodzio.
"Chrononauci tom 2" do kupienia między innymi w sklepie Non Stop Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz