Czas na dziesiąty tom przygód Marka Graysona. Egmont zapowiedział w zeszłym roku na Cyber MFKiG, że seria ta zwolni nieco tempo publikowania kolejnych odsłon i tak też się stanie – tom 11 ukaże się nie za trzy, a za… cztery miesiące. No cóż, myślę iż jakoś to przeżyjemy ;) Tymczasem co tym razem zrobił Robert Kirkman, aby utrzymać zainteresowanie czytelnika? Ano wiecie, takie tam superbohaterskie codzienności – tu ktoś kogoś zdradza i przejmuje władzę nad światem, ale w sumie nic złego z tego nie wychodzi, tam dochodzi do porodu, tu ktoś kogoś gwałci… czekajcie, co? Od razu dopowiem, jeśli chodzi o ten ostatni wątek, to polecą spoilery, ponieważ sądzę iż warto się pochylić nad problemem, który poruszył Kirkman.
I właśnie od tego wątku chciałbym rozpocząć właściwą część recenzji, ponieważ pamiętam doskonale, jakim szokiem był dla mnie ten ruch w czasach, gdy czytałem wydania oryginalne, a także idiotyczne oraz wręcz szkodliwe komentarze, jakie pojawiały się w sieci tu i ówdzie, głównie w USA. Na początek kilka faktów. Tak, mężczyznę da się zgwałcić i heheszkowanie, że przecież w takiej sytuacji konar nie powinien mu zapłonąć nie tylko przeczy wiedzy naukowej, ale jest wyrazem totalnego przeciągu pod czaszką. I owszem, ofiarami ogromnej większości gwałtów padają kobiety, to jednak według danych, jakie udało mi się odszukać, nawet 13% wszystkich tego typu wydarzeń dotyczy mężczyzn (przynajmniej w okolicach 2010 roku w USA). I przede wszystkim, mówimy tu tylko o przemocy seksualnej, która została zgłoszona organom ścigania, a nie sposób zliczyć, ile tego typu zdarzeń nigdy nie wychodzi na światło dzienne, zarówno w przypadku kobiet jak i mężczyzn. Nie umniejszam tu oczywiście bólu, wstydu i cierpień żadnym ofiarom, jednak warto podkreślić, iż zgwałcony mężczyzna nierzadko musi mierzyć się z tym, iż właśnie w jego przypadku przestępstwo to nie jest traktowane równie poważnie, co w przypadku kobiet. Co zresztą swego czasu pokazał właśnie niniejszy komiks, ponieważ po publikacji zeszytu, w którym Grayson zostaje zgwałcony, Robert Kirkman musiał udzielać wywiadów, w których autentycznie tłumaczył, że brutalna przemoc na tle seksualnym może również dotyczyć mężczyzn, a i tak jeden z drugim dzbanem śmiał się w komentarzach, że ”skoro Markowi koleżka bryknął, to znaczy że się podobało”. Smutne, żeby nie użyć gorszych słów. Tymczasem warto tutaj podkreślić, iż w mojej ocenie, Kirkman doskonale poradził sobie z pokazaniem tego, co przeżywa ofiara napaści na tle seksualnym. Grayson przez sporą część tomu czuje się ”brudny”, oddala się od Eve, obwinia się o to co zaszło i przeżywa traumę, w której przebieg przez większość czasu spokojnie można uwierzyć. Oczywiście wszystko to zostaje odpowiednio przesiane przez superbohaterski młynek i nasz bohater ostatecznie jednak dość szybko dochodzi w miarę do siebie, lecz sądzę, iż z pewnością trzeba pokiwać głową z uznaniem dla Kirkmana, że nie tylko poruszył bardzo trudną tematykę gwałtu, ale także poszedł też pod prąd i ofiarą uczynił postać męską.
Warstwa graficzna komiksu to pokazówka sił Ryana Ottleya, Cliffa Rathburna oraz dwójki kolorystów – znanych już z wcześniejszych odsłon Johna Raucha i Jean-Francois Beaulieu. Do żadnego z nich nie mam absolutnie żadnego zastrzeżenia, a i jak zwykle bardzo miło jest patrzeć, jak ten pierwszy z wymienionych, z tomu na tom coraz lepiej prezentuje się jako rysownik. Mało kto potrafi tak interesująco zaprezentować czytelnikom lejącą się litrami juchę. Szkoda tylko, że obecnie marnuje się z jakimś tam Marvelu :P
Tom jak zwykle zamyka garść materiałów dodatkowych z komentarzami twórców, zaś całość opakowano w twardą oprawę. Cena okładkowa wynosi 99,99zł.
I chociaż trudno przy dziesiątym już tomie cyklu zachęcać do tego, by się nim mocniej zainteresować, to jednak jak dla mnie absolutnie niepodważalnym faktem jest, że ”Invincible” to może nie najlepszy komiks superbohaterski we wszechświecie, to jednak zdecydowanie warto dać mu szansę.
"Invincible tom 10" do kupienia między innymi w sklepach Egmontu oraz ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz