środa, 7 listopada 2018

Głębia #4: Zewnętrzne aspekty wewnętrznych postaw (Rick Remender/Greg Tocchini/Dave McCaig)

Głębia” to komiks, po który pierwotnie sięgałem w zasadzie tylko i wyłącznie ze względu na nazwisko rysownika. Greg Tocchini bowiem już wcześniej należał do absolutnej czołówki moich ulubionych artystów, więc gdy ogłoszono iż ponownie łączy on siły z Rickiem Remenderem (wcześniej stworzyli razem ekranizowane właśnie ”The Last Days of American Crime”), nawet chwili się nie wahałem. Nie zmieniłem zdania nawet wówczas, gdy pierwsze opisy serii oraz udostępniane, przykładowe plansze wskazywały na to, iż historia nie będzie tak dobrze zbudowana jak ”Deadly Class”, ani też równie przyjemnie dynamiczna jak ”Black Science”. I w sumie przeczucie mnie nie myliło i ”Głębia” okazała się być dla mnie mocno sinusoidalna. Pierwsza i trzecia odsłona autentycznie przypadły mi do gustu i świetnie się je czytało. Druga i najnowsza czwarta, już nie do końca. I chociaż absolutnie nie jest to komiks zły, to jednak doskonale po nim widać, że Remender może i potrafi więcej, ale z jakiegoś powodu nie korzysta z nadarzającej się okazji.

Tym razem główną bohaterką komiksu zostaje Tajo, która przeżyła dramatyczne wydarzenia z końcówki ubiegłego tomu. Dziewczyna przekonuje się, że jej siostra ponownie postanowiła zniknąć, zaś matka dotarła na powierzchnię Ziemi i tam straciła życie (Ale czy na pewno? Coś nie dowierzam). Tajo nie może sobie jednak pozwolić na chwile żałoby, ponieważ po powrocie do rodzinnego miasta Salus przekonuje się, że znana jej cywilizacja ostatecznie chyli się już ku upadkowie. Pozbawieni nadziei ludzie zatracają się w seksie i używkach, by przed śmiercią zaznać trochę fałszywej przyjemności. Jednakże krążąca po Salus kobieta, która nieomal zabiła Tajo, zagraża teraz absolutnie wszystkim. Tylko córka Stel może ją powstrzymać, ale czy jest sens odkładania w czasie nieuchronnego końca ludzkości?

Głębia” to komiks, w którym słowo ”nadzieja” jest odmieniane przez wszystkie możliwe przypadki i wpychane w usta poszczególnych postaci przy każdej, nadarzającej się okazji. Właśnie wokół tego zagadnienia Rick Remender od samego początku buduje swoją opowieść i w mojej ocenie wychodzi mu to różnie. Twórca cały czas stara się przeciwstawić to niezwykłe uczucie, potrafią pchnąć ludzi do czynów niemożliwych, z wszechobecną beznadzieją, brakiem perspektyw i świadomością nieuchronnie zbliżającej się zagłady. Gdyby ilość brzmiących iście łopatologicznie tekstów dotyczących właśnie nadziei ograniczył do minimum i mocniej skupił się na budowaniu świata przedstawionego, jak miało to miejsce w tomach pierwszym i trzecim, efekty były co najmniej zadowalające. Druga odsłona ”Głębi” cierpiała z kolei według mnie na nadmiar uproszczeń i powielania oklepanych już schematów prowadzenia opowieści, co jest pewnego rodzaju osiągnięciem w przypadku komiksu, który miał raptem cztery zeszyty. Teraz w łapy wpada nam tom o podobnej objętości (patrząc na ilość komiksu w komiksie) i znowu jest tak sobie.

Tajo przez cały komiks, a w tym tomie zwłaszcza, prowadzona jest jak listek na wietrze. Nie dalej jak w poprzednim tomie ”Głębi” widzieliśmy ją bojącą się własnego cienia, zaś teraz szybko staje się prawdziwym twardzielem i jedyną szansą dla miasta Salus. Co stało się po drodze, że dziewczyna tak się zmieniła? Oczywiście, otrzymała potężny zastrzyk nadziei. I o ile nie mam pretensji do omawianego komiksu o to, że scenarzysta dalej dzielnie trzyma się zapowiedzi, tak już kwestia wykonania własnego planu jest już dla mnie mocno dyskusyjna. Kwestia zbiegów okoliczności doprowadzających Tajo do momentu, w których widzimy ją w finale tomu jest tak naciągana, jak gumy w gaciach superbohaterów. Tu wspomaga ją przyjaciółka matki, tu znajdują się nagle starzy znajomi brata, tu się komuś zmartwychwstało, ale tylko częściowo i wszystko to idealnie zgrywa się w czasie i miejscu tak, by bohaterka osiągnęła pełnię nadziei i ruszyła walczyć o jakiekolwiek jutro. Jest to częsty sposób na popchnięcie wydarzeń w określonym kierunku, lecz zdarzają się sytuacje, w których danemu twórcy uda się sprawnie zamaskować łopatologiczność swoich decyzji i to właśnie w czwartym tomie ”Głębi” się moim zdaniem nie udało. Cieszyć się tylko należy, iż tym razem dane nam było uniknąć przerażająco sloganowych frazesów o sile nadziei.

Jednakże nie mogę powiedzieć, by ”Głębia #4” była jednocześnie komiksem przerażająco złym. Nie, absolutnie. Podczas lektury doświadczałem po prostu krótkich momentów, w których facepalm sam się strzelał i to mocno rzutuje na końcowe wrażenia, jednakże nie tylko tym tomik stał. Remender kolejny raz pokazał, że świetnie rozpisuje pełne dynamiki sceny, a także nie obawia się przekroczyć granice, których bym się nie spodziewał. Cieszę się, że mimo wszystko ”Głębia” nadal potrafi mnie zaskoczyć niekonwencjonalnym rozwiązaniem, a całość historii jest interesująca na tyle, iż jestem ciekaw co twórcy wymyślili poszczególnym bohaterom do przetrwania w kolejnych odsłonach. Na tę przyjdzie nam nieco poczekać, bo piąty tom ”Głębi” w USA pojawi się zapewne dopiero w okolicach drugiej połowy przyszłego roku. Prawdopodobnie będzie to także koniec serii.

Jednym z dwóch aspektów komiksu, na który absolutnie nie mogę narzekać, jest oczywiście warstwa graficzna. Greg Tocchini, kolejny raz dzielnie wspierany przez kolorystę Dave’a McCaiga, dał kolejny rewelacyjny popis swoich niesamowitych możliwości. Przed startem publikacji tego tomu w USA czytałem wywiad z tym artystą, który zdradził iż przy tworzeniu designu poszczególnych lokalizacji oraz postaci ma niezwykle dużo swobody. I bardzo mnie to cieszy, ponieważ z praktycznie każdej strony aż wylewają się pokłady ogromnej wyobraźni, którą dodatkowo udało się przepięknie zaplanować i przedstawić. Do tego dochodzą bardzo dobrze dobrane kolory i jak dla mnie całość warstwy graficznej tego tomu (jak i każdego poprzedniego) to czysta rewelacja.

Drugi plus to jakość wydania. ”Głębia #4” wydana została w miękkiej oprawie i cenie okładkowej w wysokości 42 złotych. W srodku, oprócz czterech kolejnych rozdziałów opowieści, otrzymujemy także aż 36 stron dodatków, na które składają się szkice, galeria okładek oraz projekty postaci. W sam raz, by jeszcze mocniej cieszyć oczy tym, co potrafi nawywijać Greg Tocchini, a wszystko to w naprawdę atrakcyjnej cenie.

Czwarta odsłona ”Głębi” to dla mnie takie pół na pół: historia wciąż ciekawi i będę wypatrywać tomu piątego, jednakże trzymam mocno kciuki, aby jego poziom nawiązywał mocniej swoim poziomem do pierwszego lub trzeciego tomu tego cyklu. Nie jest źle, ale na łamach tej serii bywało już znacznie lepiej.
     
------------------------------------------------------------------------------
      
"Głębia #4: Zewnętrzne aspekty wewnętrznych postaw" do kupienia w sklepie Non Stop Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz