”Głębia” to komiks, po który pierwotnie sięgałem w zasadzie tylko i
wyłącznie ze względu na nazwisko rysownika. Greg Tocchini bowiem już wcześniej
należał do absolutnej czołówki moich ulubionych artystów, więc gdy ogłoszono iż
ponownie łączy on siły z Rickiem Remenderem (wcześniej stworzyli razem
ekranizowane właśnie ”The Last Days of
American Crime”), nawet chwili się nie wahałem. Nie zmieniłem zdania nawet
wówczas, gdy pierwsze opisy serii oraz udostępniane, przykładowe plansze
wskazywały na to, iż historia nie będzie tak dobrze zbudowana jak ”Deadly Class”, ani też równie
przyjemnie dynamiczna jak ”Black Science”.
I w sumie przeczucie mnie nie myliło i ”Głębia”
okazała się być dla mnie mocno sinusoidalna. Pierwsza i trzecia odsłona
autentycznie przypadły mi do gustu i świetnie się je czytało. Druga i najnowsza
czwarta, już nie do końca. I chociaż absolutnie nie jest to komiks zły, to
jednak doskonale po nim widać, że Remender może i potrafi więcej, ale z
jakiegoś powodu nie korzysta z nadarzającej się okazji.
Tym razem główną
bohaterką komiksu zostaje Tajo, która przeżyła dramatyczne wydarzenia z
końcówki ubiegłego tomu. Dziewczyna przekonuje się, że jej siostra ponownie
postanowiła zniknąć, zaś matka dotarła na powierzchnię Ziemi i tam straciła
życie (Ale czy na pewno? Coś nie dowierzam). Tajo nie może sobie jednak
pozwolić na chwile żałoby, ponieważ po powrocie do rodzinnego miasta Salus
przekonuje się, że znana jej cywilizacja ostatecznie chyli się już ku
upadkowie. Pozbawieni nadziei ludzie zatracają się w seksie i używkach, by
przed śmiercią zaznać trochę fałszywej przyjemności. Jednakże krążąca po Salus
kobieta, która nieomal zabiła Tajo, zagraża teraz absolutnie wszystkim. Tylko
córka Stel może ją powstrzymać, ale czy jest sens odkładania w czasie nieuchronnego
końca ludzkości?
”Głębia” to komiks, w którym słowo ”nadzieja” jest odmieniane przez
wszystkie możliwe przypadki i wpychane w usta poszczególnych postaci przy
każdej, nadarzającej się okazji. Właśnie wokół tego zagadnienia Rick Remender
od samego początku buduje swoją opowieść i w mojej ocenie wychodzi mu to
różnie. Twórca cały czas stara się przeciwstawić to niezwykłe uczucie, potrafią
pchnąć ludzi do czynów niemożliwych, z wszechobecną beznadzieją, brakiem
perspektyw i świadomością nieuchronnie zbliżającej się zagłady. Gdyby ilość
brzmiących iście łopatologicznie tekstów dotyczących właśnie nadziei ograniczył
do minimum i mocniej skupił się na budowaniu świata przedstawionego, jak miało
to miejsce w tomach pierwszym i trzecim, efekty były co najmniej zadowalające.
Druga odsłona ”Głębi” cierpiała z
kolei według mnie na nadmiar uproszczeń i powielania oklepanych już schematów
prowadzenia opowieści, co jest pewnego rodzaju osiągnięciem w przypadku
komiksu, który miał raptem cztery zeszyty. Teraz w łapy wpada nam tom o
podobnej objętości (patrząc na ilość komiksu w komiksie) i znowu jest tak
sobie.
Tajo przez cały komiks,
a w tym tomie zwłaszcza, prowadzona jest jak listek na wietrze. Nie dalej jak w
poprzednim tomie ”Głębi” widzieliśmy
ją bojącą się własnego cienia, zaś teraz szybko staje się prawdziwym
twardzielem i jedyną szansą dla miasta Salus. Co stało się po drodze, że
dziewczyna tak się zmieniła? Oczywiście, otrzymała potężny zastrzyk nadziei. I
o ile nie mam pretensji do omawianego komiksu o to, że scenarzysta dalej
dzielnie trzyma się zapowiedzi, tak już kwestia wykonania własnego planu jest
już dla mnie mocno dyskusyjna. Kwestia zbiegów okoliczności doprowadzających
Tajo do momentu, w których widzimy ją w finale tomu jest tak naciągana, jak
gumy w gaciach superbohaterów. Tu wspomaga ją przyjaciółka matki, tu znajdują
się nagle starzy znajomi brata, tu się komuś zmartwychwstało, ale tylko
częściowo i wszystko to idealnie zgrywa się w czasie i miejscu tak, by
bohaterka osiągnęła pełnię nadziei i ruszyła walczyć o jakiekolwiek jutro. Jest
to częsty sposób na popchnięcie wydarzeń w określonym kierunku, lecz zdarzają
się sytuacje, w których danemu twórcy uda się sprawnie zamaskować
łopatologiczność swoich decyzji i to właśnie w czwartym tomie ”Głębi” się moim zdaniem nie udało.
Cieszyć się tylko należy, iż tym razem dane nam było uniknąć przerażająco
sloganowych frazesów o sile nadziei.
Jednakże nie mogę
powiedzieć, by ”Głębia #4” była
jednocześnie komiksem przerażająco złym. Nie, absolutnie. Podczas lektury
doświadczałem po prostu krótkich momentów, w których facepalm sam się strzelał
i to mocno rzutuje na końcowe wrażenia, jednakże nie tylko tym tomik stał.
Remender kolejny raz pokazał, że świetnie rozpisuje pełne dynamiki sceny, a także
nie obawia się przekroczyć granice, których bym się nie spodziewał. Cieszę się,
że mimo wszystko ”Głębia” nadal
potrafi mnie zaskoczyć niekonwencjonalnym rozwiązaniem, a całość historii jest
interesująca na tyle, iż jestem ciekaw co twórcy wymyślili poszczególnym
bohaterom do przetrwania w kolejnych odsłonach. Na tę przyjdzie nam nieco
poczekać, bo piąty tom ”Głębi” w USA
pojawi się zapewne dopiero w okolicach drugiej połowy przyszłego roku.
Prawdopodobnie będzie to także koniec serii.
Jednym z dwóch aspektów
komiksu, na który absolutnie nie mogę narzekać, jest oczywiście warstwa
graficzna. Greg Tocchini, kolejny raz dzielnie wspierany przez kolorystę Dave’a
McCaiga, dał kolejny rewelacyjny popis swoich niesamowitych możliwości. Przed
startem publikacji tego tomu w USA czytałem wywiad z tym artystą, który
zdradził iż przy tworzeniu designu poszczególnych lokalizacji oraz postaci ma
niezwykle dużo swobody. I bardzo mnie to cieszy, ponieważ z praktycznie każdej
strony aż wylewają się pokłady ogromnej wyobraźni, którą dodatkowo udało się
przepięknie zaplanować i przedstawić. Do tego dochodzą bardzo dobrze dobrane
kolory i jak dla mnie całość warstwy graficznej tego tomu (jak i każdego
poprzedniego) to czysta rewelacja.
Drugi plus to jakość
wydania. ”Głębia #4” wydana została
w miękkiej oprawie i cenie okładkowej w wysokości 42 złotych. W srodku, oprócz
czterech kolejnych rozdziałów opowieści, otrzymujemy także aż 36 stron
dodatków, na które składają się szkice, galeria okładek oraz projekty postaci. W
sam raz, by jeszcze mocniej cieszyć oczy tym, co potrafi nawywijać Greg
Tocchini, a wszystko to w naprawdę atrakcyjnej cenie.
Czwarta odsłona ”Głębi” to dla mnie takie pół na pół:
historia wciąż ciekawi i będę wypatrywać tomu piątego, jednakże trzymam mocno
kciuki, aby jego poziom nawiązywał mocniej swoim poziomem do pierwszego lub trzeciego
tomu tego cyklu. Nie jest źle, ale na łamach tej serii bywało już znacznie
lepiej.
------------------------------------------------------------------------------
"Głębia #4: Zewnętrzne aspekty wewnętrznych postaw" do kupienia w sklepie Non Stop Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz