Działające w latach 2001-2008
wydawnictwo Mandragora mocno wryło się w pamięci wielu czytelników w naszym
kraju. Co prawda statusu legendarnego TM-Semica nie uda się doścignąć, ale
jednak cały czas, gdy w rozmowie komiksiarza pada ta nazwa, od razu zaczynamy
sobie przypominać, że kiedyś to były czasy, a dzisiaj nie ma czasów. Nic zatem
dziwnego, że do jubileuszowej odsłony ”Z archiwum Image” wybrałem nie kolejną zeszytówkę,
a właśnie coś od Mandragory.
Wydawnictwo to wryło się w pamięć wielu
czytelników może nie tyle brawurowym doborem publikowanych komiksów (wszak
wiele z nich było, delikatnie mówiąc, bardzo słabych), co raczej bardzo
odważnymi, chociaż nie zawsze udanymi, decyzjami wydawniczymi. Jak zostało to
przypomniane osobom, które pojawiły się na tegorocznych Złotych Kurczakach,
Mandragora była bądź co bądź firmą, która nie bała się wrzucić tak-jakby-zinów
do salonów Empik i Matrasów (cykl ”Ciach Bajera” Termosa i Fila) i to w
niemałym nakładzie. To także Przemysław Wróbel – założyciel wydawnictwa – uznał,
że spróbuje wskrzesić zeszytówki w naszym kraju, ruszył z komiksami
dwujęzycznymi dla dzieci (”Strażnicy Orlego Pióra”), zainwestował w essentiale z
Marvela (ten z Ghost Riderem mam do dziś), a także wpadł na pomysł wydań
kolekcjonerskich, co do których zaraz zresztą wrócę. Z punktu widzenia tego
bloga, istotne jest to, iż Mandragora zaczęła działalność od przekopywania się
przez ofertę Top Cow, dając czytelnikom w Polsce takie tytuły jak ”Universe”, ”Bez Honoru”, ”Obergeist”
czy fragmenty serii ”Fathom”
nieżyjącego już Michaela Turnera. W kolejnych latach doszły do tego także i
tytuły z innych oddziałów Image, takie jak kontynuacja ”Spawna” po TM-Semic, ale i ”The
Darkness” oraz ”Battle Chasers”.
Ogólnie, za czasów Mandragory nie można było narzekać na brak komiksów z Image.
Były pozycje lepsze, były i gorsze, ale jednak mieliśmy ich sporo. Po latach
Mandragora kojarzy mi się niestety także z tym, że jej komiksy, wówczas bardzo
ładnie wydawane, miały problemy z próbą czasu – przynajmniej w moim przypadku
było tak, że masa komiksów z tego wydawnictwa rozpadła mi się w rękach po
raptem paru latach od kupienia.
No i wreszcie wspomniane wydania
kolekcjonerskie. Tutaj zamysł był prosty – wydane wcześniej komiksy, czy to
zeszytówki czy też tomy, oprawiano na twardo i w niedużym nakładzie puszczano
do sklepów. I to dosłownie tak wyglądało, ponieważ Mandragora nawet nie kryła
się z tym, iż komiksy ze zwrotów pozbawiano pierwotnych okładek, spinano w wersji
3 w 1 lub innej i oprawiano na nowo. Ot, taki komiksowy recycling, tylko w dość
sporej cenie i z ułudą ekskluzywności. Niektóre pozycje potrafiły kosztować
wyraźnie więcej, niż wersje zeszytowe. Kupując na przykład wydanie
kolekcjonerskie serii ”Spawn”, które
składały się z sześciu zeszytów, ”przepłacaliśmy” dyszkę (zeszyty – 30 złotych,
wydanie kolekcjonerskie – 40 złotych) i mogło to irytować tym bardziej, bo w
środku wszystko było na swoim miejscu jak w zeszytach, na czele z licznymi i
dawno nieaktualnymi już reklamami. Nie ukrywam, że dla mnie i tak największym
problemem była, znowu, niska trwałość owych wydań. Nie pamiętam już, czy był to
pierwszy czy drugi tom ”Spawna”, ale
z jednego okładka odleciała mi jeszcze podczas pierwszej lektury, a i inne też
wybitnie długo się nie utrzymały. Miałem kupiony jeszcze tom miniserii ”Banner”
z Marvela oraz obie odsłony ”The
Darkness” i dziś z tego zestawu nie ostało mi się nic. Dlatego też, gdy w
zeszłym roku pojawiła się opcja złapania w bardzo przyjemnej cenie komiks ”Midnight Nation: Plemię Cienia”, kilka
razy dopytywałem, czy aby na pewno jest w jednym kawałku. Póki co, jest ;)
Pamiętacie jeszcze J. Michaela
Straczynskiego? Twórca kultowego serialu ”Babilon 5” zaliczył wejście smoka do
komiksów i szybko wypracował sobie status gwiazdy. Zaczęło się, a jakże w
Image. W 1998 roku twórca ten napisał co prawda kilka komiksów osadzonych w
świecie wspomnianego serialu, lecz zwrócono na niego mocniejszą uwagę w
momencie publikacji ”Rising Stars”
rok później. Gdy w 2000 roku dorzucił do tego właśnie ”Midnight Nation: Plemię Cienia”, zaczęto dosłownie się o niego bić.
Zwyciężył Marvel i Straczynski od 2001 roku przejął serię ”The Amazing
Spider-Man”, odciskając na postaci pająka spore piętno. Potem szło mu różnie,
zwłaszcza końcówka pracy dla DC Comics oraz powrót do Image splendoru mu nie
przyniósł i Straczynski na dłuższy czas zniknął z komiksów. Dziś wrócił i dla
nowego wydawnictwa AWA Studios tworzy nowe uniwersum superbohaterskie. Być
może nawet poczytacie o nim tutaj na blogu.
”Midnight Nation: Plemię Cienia” opowiada historię detektywa Davida
Grey’a, który stara się rozwikłać zagadkową sprawę morderstwa i przez przypadek
odkrywa, że w cieniach skrywają się naprawdę mroczne siły. W efekcie David
traci swoją duszę oraz stopniowo przeobraża się w coś zdecydowanie nieludzkiego
i w towarzystwie pięknej, ale również bardzo tajemniczej Laurel wyrusza w być
może ostatnią misję w swoim życiu. Za warstwę graficzną historii odpowiedzialny
był wówczas młody i obiecujący talent – Gary Frank.
Pisząc pół żartem, a pół serio, komiks
ten był czymś bardzo nietypowym jak na ofertę wydawnictwa Image Comics. Scenariusz
trzymał się kupy, rysunkowo prezentował się całkiem nieźle (aczkolwiek wciąż
było w nim sporo typowych zagrywek z lat dziewięćdziesiątych), tytułu nie
zawieszono po drodze, a i jego opóźnienia nie były jakieś straszliwe (całe 12
numerów plus jeden specjal wyszło w 20 miesięcy). Całość ”Midnight Nation: Plemię Cienia” broni się znakomicie i dziś,
chociaż dodam też, że zdecydowanie nie jest to coś więcej niż komiks dobry. Tytuł
ten to fajna rozrywka, nie obrażająca inteligencji czytelnika, zwarta,
dynamiczna i całkiem ciekawie zakończona, w sam raz na lekturę do kotleta. Takich
komiksów też nam trzeba i zdecydowanie lepiej sięgnąć po ”Midnight Nation: Plemię Cienia” niż kolejne beznadziejne superhero
spod znaku Marvela lub DC.
Oczywiście, o ile uda Wam się trafić
to w jakiejś przyzwoitej cenie. Rzuciłem przed chwilą okiem na Allegro i
śmiechłem na widok kilku ofert, a konkretniej cen jakie przy nich widniały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz