”Head Lopper” to zdecydowanie jedna z najciekawszych premier
komiksowych ostatnich lat z oferty wydawnictwa Image. Nie ukrywam, że przed jej
powstaniem nazwisko Andrew MacLeana nie mówiło mi kompletnie nic, a i
zapowiadany sposób publikacji tej serii początkowo wydał mi się nietypowy na
tyle, bym nie chciał inwestować w nią swoje pieniądze. Przypomnę, seria ukazuje
się w kwartalnych odstępach czasu, zaś każdy zeszyt liczy około 48 stron i
jeśli się nie mylę, kosztują sześć dolarów. Potem jednak zacząłem natrafiać na
kolejne recenzje, które praktycznie bez wyjątku chwaliły dany tytuł i niewiele
brakło, bym się w końcu złamał i kupił pierwszy tom. I właśnie wtedy, na białym
rumaku wjeżdża wydawnictwo Non Stop Comics i zapowiada rodzimą edycję. Premierowa
odsłona przygód Dekapitatora Norgala najzwyczajniej w świecie totalnie mnie
rozwaliła, druga co prawda nieco mniej, ale wciąż była to ścisła czołówka
lubianych przeze mnie tytułów. Niedawno do sprzedaży trafił wreszcie trzeci tom
serii ”Head Lopper” i nie będę
kłamać – to była jedna z (jak dotąd) najbardziej wyczekiwanych przeze mnie
premier tego roku.
Tym razem Norgal wraz z głową Agathy
napotykają na swojej drodze tytułowych rycerzy pochodzących z miasta Venoria. Doprowadzi
to do tego, że nasz ulubiony Dekapitator, dość niechętnie, przekroczy mury
miasta, w którym nie jest zbyt mile widziany. Ale jaka wiąże się z tym
historia? I w zasadzie dlaczego główny bohater cały czas strzeże odciętej głowy
Agathy? Odpowiedzi na te pytania znajdzie właśnie na łamach niniejszego tomu
serii ”Head Lopper”.
Pojadę z grubej rury – moim skromnym
zdaniem ”Rycerze Venorii” to nie tylko zdecydowanie najlepsza fabuła, jaką
dotąd zaprezentowano nam na łamach cyklu ”Head
Lopper”, ale również jeden z najciekawszych komiksów, jakie było mi dane
przeczytać. Mamy tu wszystko, czego od tego typu komiksu, począwszy od
wciągającej jak diabli fabuły, poprzez liczne zwroty akcji, a na ciekawie
prowadzonych postaciach kończąc.
Kolejny raz to wcale nie Norgal jest
największą gwiazdą komiksu, a Agatha oraz osoby, które pojawiają się w
otoczeniu tej dwójki. Gdy w końcu docieramy wraz z nimi do Venorii, komiks
rozkręca się na dobre i prezentuje nam opowieść, która pomimo stosunkowo dużego
tempa oraz dość licznej obsady, nawet na moment nie gubi się we własnych
zawiłościach. Same postacie, to też swoista klasa sama w sobie, ponieważ każde
z nich jest, jak to lubię sobie napisać, ”jakiś”. MacLeanowi udawało się nadać
wyraziste rysy każdemu, nawet jeśli pojawiał się w komiksie dosłownie na kilka
chwil i w zasadzie trudno jest mi wskazać jedną postać, która spodobała mi się
najbardziej. Trzymałem także mocno kciuki za to, by zasygnalizowane wyjaśnienie
kwestii dotyczących Agathy nie było zbyt lakoniczne. Nie tylko MacLean bardzo
pozytywnie zaskoczył mnie tym, co wymyślił dla naszej ulubionej wiedźmy, ale
także szeroko otworzył drzwi na to, co może wydarzyć się w kolejnych tomach
serii ”Head Lopper”. Nawet nie
próbuję ukrywać faktu, że czekam na niego już teraz z ogromnymi oczekiwaniami i
nadziejami. I wyjątkowo nie mam ani odrobiny wątpliwości, że autorowi komiksu
uda się nie zawieść czytelników.
Jeśli podobała Wam się warstwa
graficzna poprzednich tomów cyklu ”Head
Lopper”, to najprawdopodobniej najnowszy tom i tak wielokrotnie Was
zadziwi. Nie mamy tu co prawda do czynienia z jakąś gruntowną zmianą stylu w
wykonaniu Andrew MacLeana, jednakże widać wyraźnie, że twórca ten z tomu na tom
coraz mocniej się rozkręca. W ”Rycerzach Venorii” pojawia się coś, co sprawiło
iż pierwszy raz od dawna zgadzam się z czyjąś polecaną z okładki, a uwierzcie
mi, że z reguły uważam je jedynie za śmieci nie warte większej uwagi. Tym razem
jednak Ed Piskor napisał bowiem, że ten tom serii ”Head Lopper” na nowo zapoznaje czytelników z właściwym znaczeniem
słowa ”epicki” i tylko tak mogę określić to, jak MacLean narysował niektóre
sceny w komiksie. Cieszę się również, że pierwszy raz od dłuższego czasu
dostałem też tyle od Jordie Bellaire, że jak żyw przypomniały mi się czasy, gdy
robiła ona ogromną różnicę swoim kolorowaniem. Tutaj nie odmówię sobie
możliwości skorzystania z okazji i bardzo mocno zachęcam Was do obserwowania Instagramowego
konta Andrew MacLeana, które jest po prostu pełne szczerego złota. Koniecznie
zatem klikajcie TUTAJ.
Jak zwykle nie zawiodło wydawnictwo
Non Stop Comics, przygotowując nam komiks tak, jak można było oczekiwać. Tłumaczenie
jest w porządku, objętość słuszna – 224 strony, a całość zapakowano w miękką
okładkę i przyozdobiono identyczną ceną jak w przypadku poprzednich odsłon, a
więc w wysokości 55 złotych. Tym razem grzbiet komiksu pasuje do poprzedniego
tomu, zatem nie mogę się przyczepić. Oczywiście otrzymujemy także nieco
materiałów dodatkowych w postaci galerii okładek poszczególnych rozdziałów czy też
czegoś w stylu komiksowej sceny po napisach.
Napisałem to raz, napiszę i drugi –
trzecia odsłona serii ”Head Lopper”
niniejszym stała się moją ulubioną i nie wyobrażam sobie tego co jeszcze z
Image Comics musiałoby wyjść w Polsce w tym roku, abym nie umieścił tego
komiksu w grudniu w swoim podsumowaniu. Świetna fabuła, rewelacyjne rysunki i
masa świetnej zabawy – nie ma co się zastanawiać, biegnijcie czym prędzej do
sklepów w komiksikami i nadrabiajcie zaległości.
"Head Lopper #3: Rycerze Venorii" do kupienia w sklepach Non Stop Comics i ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz