niedziela, 2 maja 2021

Alternatywka #9 - Antarctic Press

Dziś kilka zdań o wydawnictwie mającym już swoje lata na karku, kilka dość głośnych tytułów na koncie, ale jednak trzymających się kurczowo bardzo niskiego udziału na komiksowym rynku w USA (z reguły poniżej 1%). Antarctic Press, bo o tym wydawnictwie mowa, nie boi się stawiania na komiksy autorskie, niezależnie od tego czy wywołują one bardziej lub mniej kontrowersyjne reakcje. O jednym z nich, a konkretnie ”Death by Life”, wspomnę także w dalszej części tekstu.

Antarctic Press zostało założone już w 1984 roku przez Bena Dunna i Marca Ripley’a. Pierwszą publikacją tego wydawcy była antologia ”Mangazine”, która prezentowała mangowe historie autorstwa twórców pochodzących z USA. Można śmiało założyć, że tytuł ten udał się znakomicie, ponieważ utrzymał się na rynku przez ponad dwadzieścia lat. Jednak pierwszym naprawdę poważnym sukcesem wydawnictwa była publikacja stylizowanej na mangę opowieści ”Ninja High School” Bena Dunna. Marc Riley szybko jednak opuścił szeregi wydawnictwa i wówczas Dunn sprowadził do Antarctic swojego brata Oeminga. Obaj są w szeregach firmy po dziś dzień.

Dziś Antarctic Press reklamuje się jako wydawca publikujący zdecydowanie najbardziej odjazdowe komiksy autorskie. No, można polemizować, skoro przez tych 37 lat udało im się wyprodukować tak naprawdę trzy wielkie hity. Oprócz wspomnianej amerimangi (tak, jest takie określenie) ”Ninja High School”, najbardziej rozpoznawalnymi komiksami z Antarctic jest ukazujący się do dzisiaj ”Gold Digger” Freda Perry’ego, a także kolejny pomysł Bena Dunna, czyli ”Warrior Nun Areala”, które z całkiem niezłym skutkiem na mały ekran przeniósł Netflix (drugi sezon w produkcji). Ogólnie rzecz ujmując, oferta tego wydawnictwa skierowana jest przede wszystkim do fanów komiksów lekko lub bardziej przesiąkniętych mangą, chociaż znajduje się w ofercie Antarctic także i miejsce dla bardziej ”tradycyjnych”.

Jednakże jako ciekawostkę dodam, że w 2018 roku wydawca dwukrotnie znalazł się mocniej na ustach mediów komiksowych. Za pierwszym razem, gdy ogłosił ”atak” na sklepy komiksowe i jednego miesiąca opublikował rekordową ilość piętnastu zeszytów poszczególnych tytułów. Udało się to połowicznie, bo chociaż dziś Antarctic zszedł nieco z obszernością oferty – na lipiec 2021 zapowiedziano osiem zeszytówek – to jednak wciąż jest to nieco więcej, niż zdarzało się w latach ubiegłych. Drugi raz Antarctic znalazło się w 2018 roku w centrum uwagi gdy ogłosiło, a następnie wycofało się z publikacji komiksu autorstwa Richarda Meyera – jednej z twarzy akcji znanej jako ”Comicsgate”, która mocno i otwarcie krytykowała coraz szerszą dywersyfikację oraz różnorodność płci, rasy, wyznania i orientacji postaci komiksowych. Wydawca był wówczas krytykowany za uleganie presji i dokładanie swoich trzech groszy do kneblowania wolności twórczej, lecz ostatecznie poza burzą w szklance wody, nic większego wydawcy się nie stało. Jednakże wciąż w ofercie wydawcy można natknąć się na komiksy prezentujące określone stanowiska w sprawie tematów trudnych i przez niejednego mogące być uznane za mocno kontrowersyjne.


I tak właśnie płynnie przechodzimy do pierwszego numeru miniserii ”Death by Life”, która początkowo chyba nie do końca wie w jaką stronę ma podążyć. Komiks zaczyna się bowiem jako komedyjka, by następnie stać się czymś w rodzaju… manifestu antyaborcyjnego? Wielka wojna między niebiańskimi bytami dobiegła końca i Śmierć może powrócić do swoich zadań, chociaż pod ścisła kontrolą archaniołów. Tym razem jednak ponury żniwiarz zachowuje empatię oraz moralność, co sprawia, iż poznajemy postać tą próbującą niezdarnie uratować niedoszłego samobójcę. Do tego momentu wydawać by się mogło, że otrzymamy komiks raczej luźny, lecz druga połowa zeszytu skręca w zupełnie inną stronę i obserwujemy, jak Śmierć doprowadza do dość krwawego zgonu niezbyt rozgarniętej pary, która po tym, jak podczas suto zakrapianej imprezy poszła do łóżka bez zabezpieczeń, zdecydowała się na wykonanie nielegalnej aborcji. Chwilę po wykonaniu tego wyroku, Śmierć zaczyna czuć, że w jego/jej wnętrzu zaczyna rozwijać się niebiański zarodek, co teoretycznie nie powinno być w ogóle możliwe.

Za scenariusz do ”Death by Life” odpowiada Anthony Zicari, którego twórczy dorobek na komiksowym poletku za szeroki nie jest i ogranicza się do krótkiego komiksu zaprezentowanego na łamach antologii ”Dark Horse Presents”, a także wydanej przez Antarctic miniserii ”Warrior Nun Areala: Ghosts of the Past”. Ten drugi to jednak projekt sprzed niemal 20 lat. Z kolei rysownik Claudio Sepulveda również nie może pochwalić się wieloma znanymi tytułami na koncie, ponieważ jak dotąd najdłużej pracował przy ”Grimm Fairy Tales” i były to… trzy zeszyty. Niestety nie możemy więc powiedzieć, by twórcy miniserii ”Death by Life” byli kimś, o kim mógłbym napisać coś więcej. Mam jednak teorię, że omawiany właśnie zeszyt doskonale obrazuje to, dlaczego pan Zicari nie jest znacznie bardziej rozpoznawalnym twórcą, ponieważ tak nieporadnego scenariusza jak w przypadku owego zeszytu to już dawno nie widziałem. Pomijam tu już wspomniany, mocno dziwaczny przeskok z komedii w mroczny horror, ale też chociażby to, iż znacznie więcej o komiksie i jego fabule dowiemy z opisu na stronie wydawnictwa, niż z lektury. Motyw wojny w Niebie jest tu liźnięty na dosłownie jednym kadrze, zaś całość od samego początku sprawia wrażenie kontynuacji innego komiksu, tyle tylko, że nią nie jest. Poruszane tu kwestie światopoglądowe pozwolę sobie ominąć, bo nie chciałbym, by tekst ten zmienił się we wściekły rant. 

Przyznam jednak, że to, co zaprezentowano w premierowym zeszycie ”Death by Life” wydaje mi się tak absurdalne, że z czystej ciekawości sprawdziłbym, jak pociągnięto wątek niebiańskiego płodu. Ale mnie nie stać :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz