Przy niemal każdej długiej serii
pojawia się w końcu taki moment, w którym czytelnik dochodzi do wniosku, iż
właśnie przeczytał coś świadczącego o tym, iż porcja dobrych pomysłów
najwyraźniej właśnie się wyczerpała. W przypadku cyklu ”Odrodzenie” byłem wyrozumiały bardzo długo, bo pomimo rozwleczenia
głównego wątku do granic rozsądku, Tim Seeley i Mike Norton co jakiś czas
potrafili ukłuć mnie tam, gdzie powinni, przez co radością wyczekiwałem
kolejnych numerów ich wspólnego dzieła. I tak było mniej więcej do momentu, gdy
na scenie pojawiła się mormońska ninja i jej gustowny, trójkołowy rower.
Generał Louise Cale w praktyce
rządzi całym Wausau i nic w mieście nie może wydarzyć się bez jej wiedzy i
zgody. Dlatego też, gdy Dana Cypress uwolniła swoją siostrę z ośrodka dla
odrodzonych, szybko stała się wrogiem numer jeden. Jednakże ani mieszkańcy, ani
lokalni policjanci nie palą się zbytnio do poszukiwań i aresztowania swojej
przyjaciółki, przez co w poszukiwania musi zostać zaangażowany ktoś z zewnątrz.
Tak się składa, że wśród okolicznych mormonów żyje odpowiednia kandydatka. Dla
pani Cale to jednak nie jedyny kłopot, ponieważ za jej plecami kwitnie handel
prochami, w który zaangażowani są jej podwładni, dla których najważniejsze jest
nabicie własnego portfela. Gdy więc i ta kwestia zaczyna wymykać się spod
kontroli, dochodzi do tragedii, która może ostatecznie ujawnić tajemnice
odrodzonych.
Nie będę ukrywać, że ten tom mi do
gustu w dużej mierze nie podszedł. Nie tylko z powodu wspomnianej już
wcześniej, uzbrojonej w miecze samurajskie mormoni, aczkolwiek to właśnie ona
jest dla mnie swoistym symbolem bolączek tej odsłony serii. Tim Seeley w
trakcie trwania ”Odrodzenia”
wielokrotnie wprowadzał do komiksu nowe wątki, których głównym celem było
odwlec w czasie ujawnienie odpowiedzi na te pytania, które zostały już zadane
odpowiednio wcześniej. Spoko, rozumiem, a ponieważ ”Odrodzenie” jest serią, wobec której byłem przez dłuższy czas
praktycznie bezkrytyczny z powodu świetnego i pasującego idealnie w me gusta
klimatu, to nie narzekałem. Byłem w stanie łyknąć to, że w Wausau są radykalni,
religijni ekstremiści, handlarze prochami czy też mordercy oraz szaleńcy.
Jednakże w tomie ”Naprzód!”
wprowadzenie (na moment co prawda) wioski mormonów, w której ukrywa się swoista
”amerykańska ninja” było po prostu już zdecydowanie zbyt przekombinowane, nawet
jak na komiks o ludziach, którzy powrócili do życia. Czarę goryczy przelała tu
zresztą scena z jej udziałem w dalszej części tomu, jednakże nie będę tutaj
mocniej spoilerował na ten temat.
To, o czym napisałem powyżej było
dla mnie o tyle mocno rażące po oczach, ponieważ cała reszta siódmego tomu
serii ”Odrodzenie” stoi już na
poziomie, do którego Tim Seeley i Mike Norton nas przyzwyczaili. Czuć tu
wreszcie to, że komiks zaczyna zmierzać ku swojemu finałowi (przypomnę, ten
czeka na nas w odsłonie ósmej), dzięki czemu znikają obawy o to, że zakończenie
serii może być przygotowane naprędce i przez to być jednocześnie niezbyt satysfakcjonujące.
Cały czas nad wszystkim unosi się solidna mgiełka tajemnicy, a twórcy fajnie
żonglują klimatem. Mamy więc tu zarówno sceny śmieszne jak i straszne, dzieje
się sporo i na senne tempo prowadzenia opowieści z pewnością nie można
narzekać. Z pewnością jednak tom ten nie przyniesie satysfakcji osobom, którzy spodziewali
się ujawnienia jakichś naprawdę kluczowych odpowiedzi na pytania. To autorzy
zostawili sobie na sam finał, ale już teraz mogę śmiało napisać, że ”Odrodzenie” to jedna z tych serii,
których zakończenie pod kątem scenariuszowym można spokojnie pochwalić.
O rysunkach autorstwa Mike’a Nortona
nie ma co za dużo pisać, ponieważ stoją na dokładnie tym samym poziomie, co w
przypadku wcześniejszych odsłon serii. Jak zwykle również okładki poszczególnych
rozdziałów narysowała niesamowita Jenny Frison.
Jakość wydania niezmienna. Miękka okładka,
cena w wysokości 44 złotych i tylko bawić może to, że na tyle komiksu dostajemy
pogrubioną i napisaną wielkimi literami obietnicę materiałów dodatkowych, a
tych znajduje się w tomie dokładnie… trzy strony. O ile oczywiście nie liczymy przy
tym okładek poszczególnych rozdziałów.
Wszystkich dotąd nieprzekonanych do ”Odrodzenia” już nawet nie próbuję
namawiać do zmiany decyzji. Fani powinni być usatysfakcjonowani. Mnie niestety jednak
mormońska ninja nadal mocno kłuje w oczy. Mimo to czekam na finał :)
"Odrodzenie #7: Naprzód!" do kupienia w sklepie Non Stop Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz