Długo przyszło nam czekać na komiks
będący głównym bohaterem niniejszego tekstu. Ale wreszcie się udało i możemy
powiedzieć, że znamy już 2/3 opowieści o Heathu Houstonie (tak, ta edycja cyklu
ma łącznie cztery tomy, lecz ostatni z nich to historie poboczne). Co tym razem
zaoferowali nam twórcy i czy warto sięgać po tę pozycję? Na te pytania postaram
się odpowiedzieć oczywiście w dalszej części tego tekstu.
Podobnie jak miało to miejsce
poprzednim razem, tak i w drugim tomie ”Fear
Agent” znalazło się miejsce dla dwóch opowieści. Na dobry początek przeniesiemy
się do przeszłości i poznamy wydarzenia, które doprowadziły do narodzin Agentów
Strachu, dowiemy się jakie grzechy ma na sumieniu Heath Houston oraz co
doprowadziło do tego, że rozstał się ze swoją żoną Charlotte. Następnie poznamy
już ”aktualne” wydarzenia i przekonamy się, jak z pozoru banalna misja
przerodzi się w walkę o przetrwanie głównego bohatera oraz towarzyszącemu mu,
obecnemu partnerowi jego byłej żony. Powróci także pewna osoba z przeszłości
Heatha, spotkamy bandę kosmicznych piratów, a bohaterowie również będą musieli
stawić czoła tajemniczej rasie, której przedstawiciele pożerają dusze swoich
ofiar. Innymi słowy, będzie się działo.
Jeśli śledzicie pojawiające się na
tym blogu teksty, zwłaszcza recenzje, to pewnie wiecie iż należę do grupy
zwolenników Ricka Remendera. Kocham całym swoim podłym serduszkiem ”Deadly Class”, mam także pozytywną
opinię o ”Black Science”, ”Tokyo Ghost” i większości ”Głębi”. Ba, cenię sobie także niektóre
jego prace dla Marvela, a sami dobrze wiecie, jak wielką ”sympatię” czuję do
tego wydawcy. Chyba tylko aktualnie wydawane ”Death or Glory” jakoś mnie nie porwało mocniej. ”Fear Agent” był komiksem, którego
wcześniej nie znałem jakoś mocniej, chociaż dużo o nim słyszałem i pierwszy tom
był… fajny. No taki w sam raz na to, by ogarnąć go sobie przed spaniem lub
dobrze się nastroić przed nadchodzącym dniem. Tylko tyle, ale i aż tyle, bo
dobra seria rozrywkowa zawsze w cenie. Jednakże drugi tom zmienił nieco mój
punkt widzenia, chociaż początkowo niewiele na to wskazywało. Opis sugerował,
że dostaniemy kolejne origin-story, a przecież w tego typu opowieściach bardzo
rzadko można zaproponować czytelnikowi coś, czego po drodze nie przerobiono już
co najmniej tysiąc razy. Tymczasem Remender zaskoczył, bo udało mu się dorzucić
do historii Heatha coś, czego kompletnie po pierwszym tomie się nie
spodziewałem i zarazem rzuciło to zupełnie nowe światło na swoisty tragizm tego
bohatera. Już samo to pozytywnie nastroiło mnie przed dalszą lekturą, która
okazała się jeszcze bardziej intrygująca.
Scenarzysta kupił mnie zwłaszcza
drugą częścią niniejszego tomu. Akcja może nie przyspieszyła, ponieważ cały
czas mamy tutaj do czynienia z hipnotyzująco dynamiczną pozycją. Jednakże
dostajemy pomysłową i intrygującą historię, zaś scenarzysta nie ma litości dla praktycznie
żadnej postaci, jaką prowadzi na łamach serii ”Fear Agent”. Nie pamiętam, kiedy ostatnio dałem się tyle razy
zaskoczyć w pozytywnym tego słowa znaczeniu i mam nadzieję, że w kolejnych
odsłonach cyklu scenarzysta zostawił sobie jeszcze jakieś asy w rękawie. Wad
nie ma tutaj w zasadzie wcale, lecz podkreślę to jeszcze raz – niniejszy komiks
nie próbuje być czymkolwiek więcej, niż porządnym akcyjniakiem i właśnie w tej
kategorii sprawdza się znakomicie. Osoby oczekujące filozoficznych rozważań o
sensie istnienia odsyłam do dalszych poszukiwań – tu najważniejsza jest
nawalanka, wybuchy i lasery, ale nie zapomniano przy tym o osadzeniu wszystkie
w ciekawej fabule.
Nie ukrywam przy tym, że ”Fear Agent” trochę zmienił moją opinię
o innym komiksie autorstwa Ricka Remendera. Druga część niniejszego tomu ma w
sobie mnóstwo rzeczy, które scenarzysta potem najzwyczajniej w świecie wplótł
także w fabułę wspomnianego przed chwilą ”Black
Science”. Już chyba tego nie odrobaczę :/ Na szczęście, nijak nie wpływa to
na ocenę przygód Heatha Houstona, które koniec końców czytało mi się
znakomicie.
Za warstwę graficzną odpowiedzialni
byli ci sami artyści, co przy okazji pierwszej odsłony serii ”Fear Agent”, a więc myślę, że znani nam
już dobrze Tony Moore oraz Jerome Opena. Tym razem jednak wsparł ich również
Kieron Wyder, który dokończył story-arc początkowo rysowany przez drugiego z
wymienionych artystów. Przejście pomiędzy nimi było bardzo naturalne i przez to
także stosunkowo trudne do wyłapania. Zawsze cieszy mnie to, gdy różni
rysownicy danej historii dysponują stylami przynajmniej zbliżonymi do siebie,
ponieważ nie wyrzuca to czytelnika z klimatu. Tony Moore to z kolei klasa sama
w sobie, niezależnie od tego, czy rysuje serię ”Fear Agent” czy też jakieś bzdety od Marvela. Na jego prace zawsze
patrzy się z przyjemnością i nie ukrywam, że chciałoby się tego jeszcze więcej.
Opena z kolei to artysta, który moim zdaniem ”wyrobił się” dopiero z czasem i
już takie, przykładowo, ”Seven to
Eternity” wygląda znacznie lepiej niż omawiany właśnie komiks. Co jednak
nie oznacza, że jest tu jakoś tragicznie źle. Nie, po prostu wiedząc, że Opena
potrafi ilustrować znacznie lepiej, na ten komiks patrzy się po prostu nieco
inaczej.
Jak zwykle nie ma do czego
przyczepić się jeśli chodzi o jakość wydania od Non Stop Comics. Jako zwolennik
komiksów w miękkiej oprawie, jestem bardzo usatysfakcjonowany tym, jak
prezentuje się drugi tom cyklu ”Fear
Agent” oraz jaka jest jego cena okładkowa. Ta wynosi 57 złotych, a jak
przekonacie się klikając chociażby w poniższy link, możecie pozycję tę dorwać
za mniej niż cztery dyszki. Do komiksu dorzucono sporo materiałów dodatkowych i
jest to galeria okładek wariantowych, szkice autorstwa Tony’ego Moore’a oraz
krótkie biogramy twórców. Jest na czym zawiesić oko, a to zawsze się wysoko
ceni.
No cóż, czekaliśmy kawał czasu, ale
nie mogę napisać, byśmy nie zostali wynagrodzeni za naszą cierpliwość. Drugi
tom cyklu ”Fear Agent” jest w mojej
opinii znacznie ciekawszy niż pierwszy i jedyne co w tej sytuacji mogę zrobić,
to jak najmocniej zachęcać Was do kupienia tej pozycji. I obyśmy na pozostałe
odsłony nie musieli czekać tak długo, jak na ten tom.
"Fear Agent #2" do kupienia w sklepie wydawnictwa Non Stop Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz