I tak to się powinno robić możliwie
jak najczęściej. ”Skyward” to seria,
którą znany z serialu ”Lucifer” scenarzysta Joe Henderson zaplanował na
piętnaście zeszytów. Te ukazywały się regularnie i bez opóźnień, dzięki czemu w
niecałe dwa lata otrzymaliśmy do rąk własnych całą opowieść o świecie, w którym
nagle grawitacja znacząco zmniejszyła swoją siłę oddziaływania. Jednakże czy
zgodnie z podtytułem finałowego tomu,
świat został naprawiony?
Willa Fowler przebyła długą drogę od
czasu, gdy dowiedziała się, iż jej ojciec był jakoś zamieszany w to, że na
świecie grawitacja zaczęła pracować niewłaściwie. Dziewczyna podpadła wielu
złym osobom, musiała uciekać z miasta, walczyć w dżungli z niesamowitymi
stworami i w końcu trafić do ukrytego miasta wyrzutków. Teraz przed nią
największe wyzwanie – przyswojenie sobie tego, że jej matka jednak żyje oraz
zapobiegnięcie gigantycznemu rozlewowi krwi, jaki może nastąpić na ulicach i
przestworzach miasta w jakimś niegdyś żyła.
Seria ”Skyward” nie odmieni Waszego życia, co do tego nie mam
najmniejszych wątpliwości. Joe Henderson napisał całkiem przyjemne
science-fiction, które oparł na oryginalnym pomyśle i obudował równie
oryginalnymi rozwiązaniami. Tylko tyle, ale i aż tyle. W zalewie komiksów
totalnie nijakich, jaki czytelnicy w USA zawdzięczają przede wszystkim
Marvelowi oraz DC Comics, seria taka jak ”Skyward”
zdecydowanie jawi się jako coś potrzebnego. Nie jest to tytuł, który obraża
czyjąś inteligencję i przedstawia kolejne ciągi wydarzeń naciągnięte mocniej
niż guma w przysłowiowych gaciach. Scenarzysta dał nam nieskomplikowaną, ale za
to wciągającą fabułę oraz kilka dość niecodziennych zwrotów akcji, które jednak
na dłuższą metę jak najbardziej mają sens. W niniejszym, trzecim tomie nie ma
już dalszego rozbudowywania świata czy dodawania kolejnych postaci. Jedynie
dość płynnie przechodzimy do kulminacyjnych wydarzeń, które odpowiedzą na
pytanie zadane przeze mnie pod koniec pierwszego akapitu.
Skoro już o postaciach mowa, to pierwszy
raz od dawna mogę śmiało napisać, że na łamach jakiegoś komiksu udało mi się
poczuć sympatię do praktycznie wszystkich głównych i pozytywnych bohaterów. Nie
zawsze się to udawało (patrz: między innymi ”The Wicked + The Divine”), więc uznam to za kolejną zaletę cyklu ”Skyward”.
Rysunkowo także nie jest źle. Lee
Garbett, którego niezmiennie lubię i szanuję za pracę przy kilku tytułach z DC
Comics (”Lucifer”, ”Batgirl”, ”Outsiders” czy wreszcie ”DC/WildStorm: Dreamwar”),
dał tutaj popis swoich możliwości, ale niczym nie ustępował mu także kolorysta
Antonio Fabela. W komiksie jest wiele kadrów, na które patrzy się z nieskrywaną
przyjemnością. Garbett nieco lepiej spisywał się w konwencji magii i horroru na
łamach pierwszej z wymienionych przed chwilą serii, ale i tutaj pokazał się z
całkiem dobrej strony. Duży plus zwłaszcza za dbałość o detale przy stronach
prezentujących otwarte przestrzenie.
Ten akapit może być lekkim
spoilerem, więc jak coś to przeskoczcie do następnego. Nie zdradzę Wam
oczywiście tego, jak kończy się seria ”Skyward”,
lecz wspomnę, że w posłowiu Joe Henderson wspomina, iż jego celem było, by
czytelnicy sądzili iż nie jest to koniec historii Willi. I faktycznie, komiks
zamyka się w sposób, który może nie pozostawia poszczególnych wątków
pootwieranych, lecz daje nam wyraźnie do zrozumienia, że gdyby twórcy chcieli,
to mogliby stworzyć jeszcze i kolejnych piętnaście rozdziałów. Mnie osobiście
finał ”Skyward” pozostawił nieco z
uczuciem niedosytu, który jednak minął w momencie, gdy przeczytałem, iż taki
właśnie był zamysł twórców. Wszak lepiej chyba rozstać się z czytelnikami w
taki sposób, niż rozwodnić swoje dzieło tak, by odetchnęli oni z ulgą, po zamknięciu
finałowej odsłony.
Finałowa odsłona cyklu posiada
zaskakująco dużą ilość materiałów dodatkowych. Jest ich łącznie nieco ponad
dwadzieścia stron i oprócz wspomnianego przed chwilą posłowia, czytelnicy
otrzymują również małe fragmenty scenariusza wraz z naszkicowanymi i pokrytymi
tuszem odpowiednimi stronami. To właśnie tutaj zdecydowanie najlepiej widać,
jak dobrą robotę odwalił na łamach serii nie tylko rysownik Lee Garbett, ale również i
odpowiedzialny za kolory Antonio Fabela. Reszta to już totalny standard w
wykonaniu wydawnictwa Image – miękka okładka oraz cena w wysokości siedemnastu
dolców.
”Skyward” okazało się być przyjemną i niedługą, ale jednak przede
wszystkim - pomysłową serią. Zdecydowanie nie znajdziecie jej w gronie ”najlepszych
serii dekady”, ale hej – nie wszystkie dobre komiksy muszą na takowej się
znaleźć. Henderson i Garbett dali nam niezbyt skomplikowany, dynamiczny i
niosący sporą dozę akcji tytuł, który nie udaje czegoś, czym nigdy nie miał
być. I założę się, że jeśli dacie jej szansę, to się nie rozczarujecie.
"Skyward vol. 3: Fix the World" do kupienia w sklepie ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz