Kojarzycie zapewne, że nierzadko
podczas pisania recenzji wspominam, że z komiksem X miałem już wcześniej do
czynienia w oryginale. Serię ”Descender”
również przez dłuższy czas zbierałem w zeszytach i dotarłem do odsłony 26. Czy
tej, która zamyka niniejszy i zarazem przedostatni tom cyklu. Jednakże jako, iż
wiedziałem już o tym, że tytuł ten trafi na nasz rodzimy rynek, zrobiłem coś
być może dziwnego. Mianowicie żadnego z zeszytów #22-26 nie otworzyłem i nie
przeczytałem. Uzbierałem ładny obrazek z połączonych okładek, lecz nie
zajrzałem do środka, by mieć więcej frajdy w momencie, gdy ”Powstanie robotów”
dotrze do Polski. Niedawno wreszcie miałem okazję przeczytać ten tom i totalnie
nie żałuję podjętej jakiś czas decyzji.
Nie ma co ukrywać, że podtytuł piątego
tomu serii ”Descender” mówi niemal
wszystko o tym, czego możemy się spodziewać po jego zawartości. Maszyny są
zorganizowane i gotowe, by rzucić życie organiczne na kolana. TIM-21 zrobi
jednak wszystko, by uratować swoich przyjaciół, a także Andy’ego i jego
towarzyszy. Tymczasem TIM-22 musi zmierzyć się z niespodziewanym zagrożeniem,
którym jest jego twórca – wściekły i wspomagany technologią doktor Quon. Telsa
być może utonie, z kolei Wiertacz przekonuje się, że magia nie tylko istnieje,
ale także jest wyjątkowo upierdliwa. Zwłaszcza, gdy zapasy oleju są na
wyczerpaniu.
O tym, że Jeff Lemire jest w naszym
kraju niesamowicie modny, nie trzeba przekonywać chyba nikogo. W ubiegłym roku
w Polsce ukazało się prawie trzydzieści (!!!) komiksów z jego scenariuszem i
nietrudno było zauważyć istotne różnice pomiędzy jego pracami autorskimi, a
tymi na czyjeś zlecenie (tytuły z Marvela, DC Comics czy Valianta). Przy tych
drugich scenarzysta najczęściej nawet jakoś nieszczególnie krył się z tym, że
przyszedł zarobić na rachunki, a nie tworzyć niesamowicie wciągające opowieści.
Jestem przekonany, że gdyby z wszystkich ubiegłorocznych tytułów Lemire’a
zrobić swoiste ”Top 5”,
to mało kto wrzuciłby tam coś, co nie jest jego autorskim dziełem. Ja na pewno
bym tak nie zrobił, skoro do dyspozycji ma się takie perełki, jak ”Podwodny
Spawacz”, ”Czarny Młot”, ”Royal City”
czy właśnie ”Descender”? Nie dziwi
mnie zatem, że najnowsza publikacja od wydawnictwa Mucha Comics tylko utwierdza
w tym przekonaniu.
Jeff Lemire kolejny raz zaskakuje
sprawnością, z jaką prowadzi swoje postacie. Przyznam co prawda, że złowrogi
TIM-22 już wybitnie działa mi na nerwy, ale z drugiej strony – to też świadczy
o tym, że jest pisany tak, jak powinien. Swoich kilka chwil dostaje także na
łamach ”Powstania robotów” doktor Quo i sprawia, że kolejny raz nie do końca
wiadomo co w zasadzie możemy o nim myśleć. Obsada serii ”Descender” jest dość szeroka, lecz scenarzysta prowadzi wszystkich
w na tyle inteligentny sposób, by nie można było stwierdzić, że ktoś został
pominięty. Wyraźnie czuć też, że nieuchronnie zbliżamy się do zakończenia tej
opowieści, a mimo to Lemire nadal potrafi nieco podnieść dramaturgię oraz
stawkę, o jaką toczy się rozgrywka. Komiks jest przy tym także bardzo dobrze
wyważony: dynamiczny gdzie trzeba, ale i potrafiący w odpowiednich momentach
zwolnić i skupić się na rozwoju poszczególnych bohaterów. Piąty tom ”Descendera” dzięki temu czyta się
bardzo lekko i pomarudzić można tu chyba tylko na to, że lektura mija
zdecydowanie zbyt szybko.
Podoba mi się także, a może nawet
szczególnie, rozdział poświęcony Wiertaczowi. Nie tylko z powodu tego, że jest
dobrze prowadzoną historią, która potrafi zarówno rozbawić jak i miejscami
zasmucić. Jak być może wiecie (a jeśli nie, to sorry) ”Ascender”, a więc kontynuacja tej serii, skupia się na magii. Jak
widać, ta nie pojawia się znikąd w wykreowanym przez Lemire’a świecie, ponieważ
wątek ten jest wyraźnie teasowany już od poprzedniego tomu, a i pewnie odegra
znaczącą rolę w tomie szóstym. Zdecydowanie nie każdy scenarzysta potrafi tak
sprawnie oraz nieinwazyjnie zasiać zalążek ewentualnej kontynuacji swojego
dzieła.
Jak widać, scenariuszowi zasadniczo
nie mam nic do zarzucenia, lecz skłamałbym, iż uważam go za najlepszą rzecz,
jaką daje nam ten komiks. Pamiętam doskonale, że gdy kilka lat temu Image
ogłosiło publikację tego komiksu, zdecydowanie bardziej zajarałem się nazwiskiem
artysty. Dustin Nguyen, który kupił mnie już na początku XXI wieku tworząc
”WildCats 3.0”
dla DC, potem kompletnie rozwalił dzięki ”Batman: Li’l Gotham”, tak naprawdę
tutaj mógł sobie wreszcie poużywać do woli. Zadanie postawione przed nim do
najłatwiejszych nie należało, ponieważ kosmiczna sterylność i pustka nie
sprzyjają wielkim szaleństwom, a jednak się udało. Piąty tom ”Descender” ponownie zawiera masę
niesamowicie namalowanych scen, od których miejscami po prostu ciężko oderwać
wzrok (armada statków kosmicznych na jednej z rozkładówek to jest coś
niezwykłego). Mam szczerą nadzieję, że tłumnie ruszycie do sklepów po ten i
pozostałe odsłony serii, ponieważ dzięki temu doczekamy się także i cyklu ”Ascender”, a ten – nie ukrywam, coś tam
sobie podejrzałem – jest nawet jeszcze bardziej zachwycający.
Piąty tom
serii ”Descender” nie zawiera
żadnych materiałów dodatkowych, poza spisem planet, które pojawiają się na
łamach cyklu. Całość liczy sobie 120 stron w twardej oprawie, zaś cena
okładkowa wynosi 55 złotych. Realnie tytuł do wyciągnięcia jest za mniej więcej
cztery dyszki (link do takowej ceny poniżej). Jeśli wydawnictwo Mucha Comics
spełni zapowiedzi z początku roku, to na kolejny i zarazem finałowy tom cyklu
nie będziemy czekać jakoś szczególnie długo, gdyż ten ma pokazać się jeszcze w
pierwszym półroczu 2020. Ja ze swojej strony jaram się niesamowicie tą
perspektywą i zdecydowanie polecam zapoznać się z serią ”Descender”, ponieważ znajdziecie tu Jeffa Lemire w najlepszym
wydaniu, a warstwa graficzna to istne cudeńko.
"Descender tom 5: Powstanie robotów" do kupienia w sklepie Mucha Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz