sobota, 15 lutego 2020

The Wicked + The Divine #4: Eskalacja (Kieron Gillen/Jamie McKelvie/Matt Wilson)

The Wicked + The Divine” to dla mnie taka dziwaczna seria. Przy pierwszych dwóch tomach bardzo narzekałem na to, że jego główna bohaterka po prostu doprowadza mnie do dzikiej furii, lecz zarazem jest ona tak naprawdę jedynym minusem świata, jaki przedstawiają nam Gillen i McKelvie na łamach współtworzonego przez siebie komiksu. W wydanym jakiś czas temu tomie trzecim coś wyraźnie drgnęło w tej kwestii, lecz czwarty to już niestety powrót w znajome rejony – Laury dalej zwyczajnie nie znoszę. I to pomimo tego, że w ”Eskalacji” mamy już jednak do czynienia z zupełnie inną wersją tej dziewczyny.

Chociaż czy możemy tu jeszcze mówić o Laurze? W poprzednim tomie Ananke przemieniła ją w trzynaste bóstwo – Persefonę. Nie obyło się bez rozlewu krwi, który koniec końców musiał przynieść jakieś konsekwencję. Laura odkrywa zatem jakimi mocami dysponuje, zbiera swoich sojuszników i wreszcie rusza przeciwko tej, która z zimną krwią zamordowała jej rodziców oraz ma na sumieniu wiele innych dusz. W Panteonie dojdzie do poważnego trzęsienia ziemi i nie jest całkowicie wykluczone, że Lucyfer, Isztar i Tara nie będą ostatnimi ofiarami, którym przyjdzie przejmować się milionom fanów na całym świecie.

Zacznę może od tego, co w czwartym tomie serii ”The Wicked + The Divine” mi się nie podoba. Pewnie już dawno się tego domyśliliście. Laura vel Persefona to dla mnie nadal odpychająca postać, której totalnie nie umiem kibicować czy nawet jakoś szczególnie zrozumieć. Jasne, to nie jest już ta sama marudna i wkurzająca małolata z odsłon pierwszej oraz drugiej, lecz boskość jakiej doświadczyła wcale nie zmieniła jej w kogoś na tyle angażującego, bym podczas lektury miał jakieś większe kłopoty z tym, by się od niej oderwać. Zamiast dziewczyny po prostu nijakiej, Gillen dał nam teraz przesadnie pewną siebie, zarozumiałą i przemądrzałą boginię, co w pewnym sensie fajnie oddaje dzisiejszy świat celebrytów, lecz zarazem nieco utrudniało mi cieszenie się z komiksu. To także tutaj otrzymujemy zdecydowanie największe przechylenie środka ciężkości serii ”The Wicked + The Divine” w stronę niemal niczym nieskrępowanej akcji. Niestety, nie przekonało mnie to do końca i uważam, że seria ta znacznie lepiej sprawdza się w wersji spokojniejszej i bardziej wyważonej.

Na szczęście daleki jestem od tego, by ”Eskalację” nazwać komiksem słabym, czy nawet średnim. Nie jest to może moja ulubiona odsłona ”The Wicked + The Divine”, lecz tytuł ten nadal oferuje wiele komiksowej dobroci. Bardzo pozytywnie zaskakują mnie przemiany poszczególnych postaci z nieco dalszego planu, a także to, jak scenarzysta potrafi pokazać je w coraz to bardziej zaskakującym świetle. Bafomet, Odyn czy Baal to skubańcy tak dobrze pisani, że totalnie chciałoby się, aby Gillen wysunął ich jeszcze bardziej na pierwszy plan. ”The Wicked + The Divine” niezmiennie także w ciekawy sposób komentuje otaczającą nas rzeczywistość, nasze uzależnienie od technologii oraz nierzadko całkowite zapatrzenie się w tak zwanych celebrytów. Uwielbiam też to, jak ponownie fajnie na łamach niniejszego komiksu twórcy rozpisują sceny z koncertów I prezentują nam to, jak twórczość bóstw działa na publiczność. Tu oczywiście po równo doceniam zarówno pracę scenarzysty jak I rysownika. No właśnie, a skoro już o nim mowa…
Po jednym tomie przerwy, na stołek głównego rysownika ”The Wicked + The Divine” powraca Jamie McKelvie, który jest dla mnie artystą bardzo ciekawym. Osobiście wydaje mi się, że bardziej lubię go nie za styl w jakim rysuje, bo ten uważam za solidny lecz nie jakoś wybitnie wyróżniający się, ale raczej za niczym nieskrępowaną pomysłowość, jaką odznacza się podczas tworzenia kolejnych stron niniejszego cyklu. Podejrzewałem podczas lektury, a materiały dodatkowe tylko mnie w tym zdaniu utwierdziły, że musiał się on naprawdę dobrze bawić podczas rysowania boskiej rozpierduchy. Do tego wszystkiego idealnie dopasował się Matt Wilson, którego niezmiennie uważam za jednego z najlepszych kolorystów, spośród tych działających na rynku w USA. Dlatego też w efekcie końcowym otrzymujemy kolejny komiks, który pod kątem warstwy graficznej stoi na tak samo wysokim poziomie, co poprzednie części serii.

Czwarty tom ”The Wicked + The Divine” nie różni się niczym od poprzednich odsłon cyklu. Mucha Comics wydała tom ten w twardej oprawie i nieco powiększonym formacie. Cena okładkowa wynosi 65 złotych, zatem realnie kupić tę pozycję można za mniej więcej pięć dyszek. W komiksie znalazło się miejsce dla osiemnastu stron dodatków, na które składają się warianty okładkowe oraz przewodnik po tym, jak Jamie McKelvie krok po kroku przekuwał scenariusz Kierona Gillena w ilustracje. Jako fan tego typu smaczków, jestem autentycznie zadowolony z bonusów, które otrzymaliśmy na łamach niniejszego komiksu.

Moim skromnym zdaniem ”Eskalacja” nie jest niestety najlepszą z dotychczasowych odsłon cyklu ”The Wicked + The Divine”. Dużo się tu dzieje i w znakomitej większości są to istotne wydarzenia, lecz gdzieś po drodze zabrakło tej lekkości i świeżości, jaką Gillen i McKelvie wyraźnie prezentowali we wcześniejszych tomach. Mam nadzieję, że w kolejnych odsłonach seria już wróci na właściwe tory i nie okaże się, że pomysłów autorom wystarczyło tylko na połowę cyklu. 
     
"The Wicked + The Divine #4: Eskalacja" do kupienia w sklepie Mucha Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz